Strony

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 24



 Więc... Wysiliłam się i napisałam kolejny rozdział. Jest trochę krótszy niż zwykle, ale chciałam coś dodać, żebyście nie musiały tak długo czekać. Powinnam w tym czasie się uczyć, ale cóż... Mam w tym tygodniu 5 sprawdzianów i jeszcze na żaden nie umiem kompletnie nic. Módlcie się o mnie. 
_____________________________________________

Dopiero gdy stanęłam przed potężnymi mahoniowymi drzwiami, zrozumiałam powagę sytuacji. Malik wyznał mi całą prawdę o swojej pracy, działalności w sekcie, czy jak to tam się nazywa. Może przecież stwierdzić, że wiem zdecydowanie za dużo. No a wtedy jedynym wyjściem jest pozbycie się osoby, która wie zbyt wiele. Czyli… Możliwe, że już nie wyjdę stąd żywa. Tak, to bardzo zachęcające i motywujące. Zebrałam się w sobie i nacisnęłam mały przycisk po lewej stronie drzwi. Usłyszałam przygłuszony dźwięk dzwonka i po chwili także ciche kroki. Drzwi uchyliły się, a zza nich wyłonił się nie kto inny, tylko Zayn. Zaprosił mnie gestem ręki do środka, więc zrobiłam kilka kroków do przodu. Zaczęłam ściągać buty, ale chłopak powiedział, że mam tego nie robić, ponieważ „i tak jest tu brudno”. Oczywiście zignorowałam go i dokończyłam swoją czynność, na co Zayn zareagował jedynie zaciśnięciem szczęki. Po chwili brunet ruszył w głąb mieszkania, a ja podążyłam grzecznie za nim. Poprowadził mnie do salonu, który swoją drogą był przepięknie urządzony. Jak dla mnie, może było tu zbyt dużo ciemnych barw, ale zdecydowanie pasowało to do gustu właściciela mieszkania.
- Usiądź. – chłopak wskazał na brązową sofę. – Chcesz się czegoś napić?
- Tak, może wody. – powiedziałam siadając na wyznaczone miejsce.
Zayn przegryzł dolną wargę i wyszedł z pomieszczenia. Rozejrzałam się po pokoju, ale nie dostrzegłam nic podejrzanego. Żadnej broni, noża, czy czegoś w tym rodzaju. Ogólnie szukałam rzeczy, którą mógłby mnie za chwilę zabić. Chyba nie powinnam o tym myśleć, bo tylko nakręcam swoją wyobraźnię. Po upływie kilku sekund, u mojego boku zmaterializował się Zayn, na co zareagowałam cichym piśnięciem. Chłopak usadowił się obok mnie i podał mi szklankę z przeźroczystą cieczą. Chciałm upić odrobinę, ale po krótkim zastanowieniu jednak odłożyłam naczynie na stół. Mógł przecież mi tam coś wsypać, prawda?
- Boisz się mnie? – spytał nagle z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Em… Zależy co chcesz ze mną zrobić? – przegryzłam wargę wpatrując się w niego wyczekująco.
- Co masz na myśli? Zaprosiłem cię żeby pogadać, czy coś… - odpowiedział lekko zmieszany.
- Ach, pogadać… O czym konkretnie? – uniosłam brwi.
- No nie wiem… Tak po prostu. Chyba… - zaczął się jąkać.
- Malik, powiesz mi, do cholery, o co ci chodzi? – powiedziałam nie wytrzymując już dłużej tego napięcia.
- A czy zawsze musi o coś chodzić? – wstał i zarzucił ramionami. – Chciałem normalnie porozmawiać, ale jak widać, z tobą się nie da!
- Chodzi o to, że z tobą się nie da! Ty zawsze masz jakiś powód. Nigdy nie gadaliśmy normalnie, więc na co miałam liczyć? Że zaprosisz mnie do siebie, wypijemy herbatkę, porozmawiamy o pogodzie i wszystko będzie w porządku?
- Więc czego oczekiwałaś? – zapytał siadając z powrotem na kanapie, tym razem trochę dalej ode mnie.
- Chyba nie chcesz wiedzieć. Brałam pod uwagę najczarniejsze scenariusze. – uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Jakie na przykład?
- No wiesz, zabójstwo i te sprawy. – wywróciłam oczami.
- Zabójstwo? Czyli myślisz, że mógłbym cię zabić, tak?- spytał marszcząc czoło.
- No raczej. A co, nie mógłbyś? Myślisz, że dlaczego jeszcze nie napiłam się wody, którą mi przyniosłeś? Przecież cholernie chce mi się pić. A jednak, woda może być zatruta, wolę nie ryzykować.
- Serio? Jest aż tak źle? – wymamrotał chłopak, opierając łokcie na kolanach.
- Z czym? Z moim zaufaniem do ciebie? Tak, jest aż tak źle. – odpowiedziałam.
Chłopak chwilę milczał. Zastanawiałam się, o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego chciał się ze mną spotkać? I z skąd u niego to nagłe zainteresowanie moją osobą? Tyle pytań, żadnej odpowiedzi.
- Okej. To może… Chodź ze mną. – Zayn zerwał się z miejsca i zaczął iść w nieznanym mi kierunku.
Wzruszyłam tylko ramionami i podążyłam za nim. Po chwili znaleźliśmy się w dość obszernej kuchni. Zayn poszperał chwilę w szafce, z której po chwili wyciągnął czystą szklankę i butelkę pełną wody.
- Zobacz, ta butelka jeszcze nigdy nie była otwierana. – wskazał na przedmiot trzymany w dłoni. – Masz, nalej sobie.
Zdziwiona przejęłam szklankę i butelkę z jego rąk i powoli napełniłam naczynie. To trochę dziwne, ale niech będzie… Po chwili napiłam się chłodnej wody, która rozlała się przyjemnie po moim przełyku.
- Chodź. – rzucił Zayn i skierował się w stronę schodów.
Ruszyłam za nim, nie mając bladego pojęcia co to ma wszystko znaczyć. Gdy weszliśmy na piętro, znaleźliśmy się na dość długim korytarzu. Chłopak otworzył pierwsze drzwi po lewej i szybko wszedł do pomieszczenia. Był to niewielki pokój z pojedynczym łóżkiem i małą szafką. Wysunął szufladkę, z której po chwili wyciągnął czarny pistolet. Moje serce stanęło, gdy mulat podszedł do mnie ze spluwą wymierzoną prosto we mnie.
- Trzymaj. – powiedział i wepchał mi przedmiot do rąk.
Nie czekając na odpowiedź, chłopak wyminął mnie i wyszedł z pomieszczenia. Jeszcze chwilę stałam osłupiała na środku pokoju, ale po chwili otrząsnęłam się i wybiegłam na korytarz. Malik wychodził właśnie z jakiegoś pomieszczenia, które znajdowało się na końcu tego przedpokoju. W jednym ręku trzymał zwyczajny, nieduży pistolet, a w drugiej pokaźnych rozmiarów karabin. Stałam na korytarzu jak wryta, czekając na dalszy rozwój akcji.
Zayn podszedł do mnie szybkim krokiem i wcisnął do moich dłoni przyniesioną właśnie broń.
- To wszystko. Schowaj to gdzie chcesz. – chłopak zastanowił się chwilę. – Kurwa, jeszcze noże. Chodź do kuchni.
- Nie, Zayn. Nie trzeba. Okej, rozumiem, nie zabijesz mnie. – uśmiechnęłam się w jego stronę.
- To dobrze. Także ten… - podrapał się po karku. – Idziemy na dół?
- Pewnie. Ale czekaj… Gdzie ja mam to wszystko dać? – spytałam pokazując głową na arsenał zgromadzony w moich rękach.
- Schowaj. Tak żebym nie znalazł. Powiesz mi jak będziesz wychodzić, okej?
- Dobra. – wyszczerzyłam się. – To idź już na dół.
Zayn uśmiechnął się lekko i zbiegł po schodach. Po chwili zastanowienia wybrałam trzeci pokój po prawej, który okazał się zwykłym pokojem gościnnym. Podwójne łóżko, szafa, stolik. Za dobrą skrytkę uznałam miejsce pod łóżkiem, więc właśnie tam ukryłam wszystkie trzy pistolety. Wychodząc sprawdziłam, czy aby na pewno ich nie widać. Okazało się, że są ukryte doskonale, więc zadowolona zeszłam na dół. Zayn siedział na sofie i wpatrzony był w telewizor. Podeszłam bliżej i usiadłam obok niego. Chłopak odwrócił się i posłał mi delikatny uśmiech, po chwili wracając jednak do poprzedniej czynności.
- Co robimy? – spytałam od niechcenia.
- Nie wiem co się robi na takich… zwykłych spotkaniach. – powiedział i delikatnie się zarumienił. Bardzo delikatnie.
- No wiesz, możemy na przykład pooglądać jakiś fajny film, zjeść coś, zamówić pizzę, poopowiadać sobie jakieś zabawne historie, porobić śmieszne zdjęcia, pójść na spacer… - zaczęłam wyliczać na palcach.
- To może film i pizza? – zaproponował chłopak.
- Pasuje. – odpowiedziałam ochoczo.
Zayn spuścił wzrok, po czym wyciągnął z kieszeni komórkę.
- Jaką chcesz pizzę? – zapytał spoglądając na mnie.
- Obojętnie.
Malik wzruszył ramionami i wybrał numer pizzerii.
- Dzień dobry, chciałbym zamówić pizzę. Tak… 13. Dobrze… Oczywiście. Backstreet 28/5… Do widzenia.
- I jak?- spytałam.
- Wiesz co? Chyba pierwszy raz zamawiałem pizzę. Zawsze robili to chłopaki z zespołu. – zaśmiał się. – Zamówiłem numer 13. Nie wiem jaka to.
- Aha, czyli wybierałeś w ciemno?- przymrużyłam oczy.
- Tak, lubię ryzyko. – Zayn pokiwał głową zamyślony, po czym zaczął się śmiać.
Poszłam w jego ślady i również zaczęłam się śmiać. Następnie „wspólnie” wybraliśmy film, który będziemy oglądać. Wspólnie, czyli kłóciliśmy się o to jakieś 15 minut. W końcu stanęło na jakimś horrorze, którego oboje nie chcieliśmy zobaczyć. W końcu dotarła do nas również pizza, która z resztą okazała się najlepsza rzeczą, jaką kiedykolwiek jadłam. Zayn także był nią zachwycony, więc nasz posiłek zniknął z kartonu w przeciągu jakichś pięciu minut. Skończyło się na tym, że nie mieliśmy prowiantu jeszcze przed rozpoczęciem się filmu.
- Dobra, włączam. – zapowiedział mulat.
Usadowiliśmy się wygodnie na sofie i zaczęliśmy oglądać. Nie lubię filmów, które opowiadają o historiach, jakie mogłyby się zdarzyć w rzeczywistości. Jakiś morderca zabija ludzi przed ich domami. A potem zanosi ich do jakiejś brudnej piwnicy, kroi martwe ciała, wkłada do zamrażarki i w końcu je zjada. Przecież to nie jest normalne.
- Nie chcę tego oglądać. – wymamrotałam zasłaniając twarz dłońmi.
- Czemu? – spytał zdziwiony Zayn.
- Jak ja wrócę do domu wiedząc, że w każdym momencie może mnie zaatakować jakiś psychopata?
- Możesz spać tutaj. – powiedział chłopak cicho.
- Nie, dziękuje. Nie chcę ci robić problemu. Wiesz, mam przecież auto i w ogóle. Nikt mnie chyba nie zabije jak będę jechać autem, co nie? A poza tym to tylko zwykły film, prawdopodobieństwo, że takie coś może zdarzyć się w prawdziwym życiu jest bardzo małe, więc…
- Nadal się mnie boisz? – przerwał mi moją wypowiedź.
- Nie, tylko… Ostatnio za często sypiam u innych ludzi. Nie po to kupiłam sobie mieszkanie, żeby sypiać u znajomych. – westchnęłam.
- Tak, a u kogo tak często sypiasz? – spytał unosząc brwi.
- To znaczy, nie tak znowu często. No spałam już u twoich rodziców i u Harry’ego. A nie powinnam, bo przecież bardzo krótko was znam.
- No tak… Ale chyba bezpieczniej będzie jak zostaniesz na noc tutaj. Na dworze jednak może ci się coś stać, a u mnie… Ukryłaś wszystkie moje spluwy, nie ma szans, żeby cię zabił. – zaśmiał się. – Uwierz mi, będziesz tu bezpieczna.
- Ale ja nawet nie mam żadnych ciuchów na przebranie, kosmetyków…
- Dam ci coś. Nie martw się, to tylko zwykła nocka u znajomego. – zachęcał mnie chłopak.
- No… Dobrze. Niech ci będzie. – w końcu uległam.
Gdy spojrzałam w oczy Zayn’a, dostrzegłam w nich coś niezwykłego. Coś na kształt szczęścia, radości. Czy to możliwe, że cieszył się z powodu  mojej obecności? Może coś sobie uroiłam. W każdym bądź razie, nie wróciliśmy już do oglądania filmu. Zamiast tego powędrowaliśmy do kuchni, w celu przygotowania jakiejś kolacji.
- Okej, powiem to od razu. Kompletnie nie umiem gotować. – zaczął Zayn.
- No to mamy problem, bo ja też. – zaśmiałam się. – Jedyne co potrafię zrobić to jajecznica i kanapki. Robię też wyśmienitą kawę i herbatę.
- Kanapki brzmią nieźle. I do tego może herbata? – Zayn oparł się tyłem o blat.
- Pewnie. – uśmiechnęłam się szeroko.

sobota, 17 maja 2014

Informacja

Cześć wam ;)
Dzisiaj niestety nie przyszłam tu z rozdziałem. Chwilowo opuściła mnie wena, dochodzi do tego jeszcze brak czasu. Może stworzę coś w ten weekend, ale niczego nie obiecuję.
Chciałam Was jednak poinformować, że napisałam krótkiego imagina o Harry'm, którego wstawiłam na drugiego bloga. Jest troszkę smutny, ale właśnie o to mi chodziło. Także zapraszam serdecznie.

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 23

Nie chciało mi się zbytnio wysilać umysłu w poszukiwaniu dania, które zasmakowałoby Niall’owi, więc po prostu usmażyłam kilka dodatkowych naleśników. Po skończonej robocie usiadłam na kanapie i bez zainteresowania wpatrywałam się w telewizor. Usłyszałam pukanie, więc zwlokłam się z mięciutkiej sofy i poczłapałam do drzwi. Otworzyłam je, a po chwili Niall bez zbędnych zaproszeń wparował do środka. 
- No to co jest do jedzenia? – zapytał rozglądając się po mieszkaniu.
- A może tak jakieś ‘cześć’? – skrzyżowałam ręce na piersi. 
- Tak, tak. Cześć Alex. Więc?- spojrzał na mnie błagająco.
- Nie wiem czy ci będzie pasować… Zrobiłam naleśniki. Nie jestem dobra w gotowaniu, dlatego… - nie dokończyłam, bo chłopak mi przerwał.
- Ekstra! Uwielbiam naleśniki!
Wtargnęłam do kuchni, prowadząc uśmiechniętego Niall’a za sobą. Po chwili na jego talerzu znajdowało się kilka naleśników, na które nałożone były różne dodatki. Konfitury, syrop czekoladowy, słodki twarożek… Tak, wszystko naraz. Wyglądało to raczej jak jakiś naleśnikowy tort, ale nie będę komentować. 
- Jak się czujesz? – chłopak odezwał się z pełną buzią.
- A jak mam się czuć? Chyba dobrze. – uśmiechnęłam się.
- No wiesz, nie boli cię nic? – Niall uniósł brwi do góry spoglądając na moją obitą twarz.
- Ach, o to ci chodzi. Już prawie zapomniałam. – zaśmiałam się. – Spokojnie, przyzwyczaiłam się do tego typu rzeczy, nic mi nie jest. Trochę poboli i przestanie.
- Wiesz co? Jesteś twardą laską. – oznajmił wpychając sobie do buzi ogromny kawałek naleśnika.
Zaśmiałam się na jego słowa i nalałam sobie soku jabłkowego do szklanki. 
- Muszę iść na zakupy. – rzuciłam.
Pomyślałam sobie, że przydałaby mi się nowa para butów. Moje trampki są delikatnie mówiąc znoszone, a że jak kocham buty… Cóż, po prostu mam ochotę kupić nowe trampki, co tu dużo mówić. 
- To idź. – chłopak odsunął od siebie talerz i rozsiadł się na krześle.
- Okej, to może ty jakoś tak sobie… no wiesz, wychodzę z domu… - próbowałam delikatnie wyprosić go z mieszkania. – Zamykam drzwi, nie będzie mnie tu…
- Spokojnie, poradzę sobie. – wyszczerzył się. – Idź, nie martw się.
- Czekaj, czekaj. Ty tu chcesz zostać? – uniosłam brew w niedowierzaniu.
- Oczywiście, że tak. – wzruszył ramionami. – Pooglądam sobie telewizję, odpocznę.
- Ale to jest tak jakby moje mieszkanie, a ciebie nie znam zbyt długo. – wyjaśniłam.
- Przestań, przecież ci nic nie ukradnę. – wstał i skierował się w stronę salonu. 
Ruszyłam za nim, chcąc przetłumaczyć mu, że przecież tak nie można! Mam zostawić w moim domu prawie obcego mi faceta? Zajebiście. Niall rzucił się na kanapę i zaczął skakać po kanałach. Jak widać, czuję się tu jak u siebie. Głośno westchnęłam i przewróciłam oczami.
- Jak coś będzie nie na miejscu, to obiecuję, że nie wyjdziesz stąd żywy.
- Bez nerwów panno Green. – odparł śmiejąc się przy tym.
Skąd on w ogóle zna moje nazwisko? Nieważne, idę kupić buty. Złapałam kluczyki od auta, torebkę i wyszłam z mieszkania. Boże, co ja robię? Ostatnio w moim życiu pojawiają się coraz dziwniejsze sytuacje… Mniejsza. Po 20 minutach trafiłam do centrum, więc zaparkowałam na najbliższym parkingu. Rozejrzałam się dookoła i mój wzrok zatrzymał się na szyldzie z napisem „Vans”. Fajnie, może być. Po krótkich poszukiwaniach w końcu wybrałam sobie buty. Wiem, trochę bez sensu zasuwać do miasta po jedną parę butów… Nieważne. Gdy wróciłam do domu, Niall siedział w tej samej pozycji co wcześniej, tyle że w ręku dzierżył paczkę moich ulubionych chipsów. Świnia z niego.
- Ej, kto ci pozwolił wziąć te chipsy? – wydarłam się na wejściu.
- Sam sobie pozwoliłem. Dobre są. Moje ulubione. – wyszczerzył się blondyn.
- Taa, moje też. – westchnęłam ściągając buty i kładąc reklamówkę na stole.
- Co kupiłaś? – rzucił Nialler.
- Trampki.
Chłopak bez pytania rzucił się na nowo zakupione buty i zaczął oglądać je z każdej możliwej strony. Po chwili stwierdził, że są „mega wyczepiste”, co skomentowałam jedynie głośnym śmiechem. Zaglądając do lodówki stwierdziłam, że Niall nieźle się rozgościł i pochłonął połowę moich zapasów żywności. Nie mogłam jednak mieć mu tego za złe, ponieważ zrobił swoją słodką minę szczeniaczka. 
- Co robimy?- spytał przechadzając się po salonie.
- Ty możesz na przykład iść do domu, czy gdziekolwiek chcesz… A ja zostanę tutaj, posprzątam ten cały bałagan, który zrobiłeś, odpocznę, zjem coś i pójdę spać. 
- Przestań, to by było nudne. – skrzywił się. – Mam pomysł. Zadzwonię do chłopaków i spytam ich gdzie są. Pojedziemy do nich i coś porobimy.
- Nie ma mowy. Nie pamiętasz już, że twoi koledzy mają mnie za dziwkę? Wiesz, jakoś nie mam ochoty się z nimi widzieć… - opadłam na sofę.
- No to wszystko im wytłumaczymy! – powiedział entuzjastycznie. – A z Zayne’em już gadałaś. A właśnie, co do Zayn’a… Gdzie on, do cholery, jest?! 
- Skąd ja mam to wiedzieć? Wyszedł jakoś rano… - powiedziałam wkładając sobie porcję chipsów do ust.
- Mhm, rano, tak? – Niall śmiesznie poruszył brwiami. – To jak się bawiliście?
- Niall, nie wiem co masz na myśli. – zmarszczyłam czoło.
- No jak to nie wiesz? Przecież razem spaliście. Seks na zgodę zawsze spoko, co nie?
- Niall, jesteś nienormalny! – wydarłam się. – Pojebało cię?!
- Spokojnie malutka, przecież wiem, że coś między wami było. Nie wymigasz się. – chłopak uśmiechnął się łobuzersko.
- Wiesz co? Nie rozmawiam z tobą. – odwróciłam się do niego tyłem i zadarłam głowę w geście oburzenia. 
- Hej, no nie bądź taka. – blondyn przysunął się do mnie i zamknął mnie w szczelnym uścisku. 
- Wam wszystkim tylko jedno w głowie. Seks i seks… Nie pomyślałeś, że mogliśmy po prostu rozmawiać? Jak normalni ludzie? Okej, zasnęliśmy razem na kanapie, ale do niczego nie doszło. Byliśmy pijani i zmęczeni. 
- Co?! – Niall momentalnie ode mnie odskoczył. – Pijani? Zayn coś pił?
- No tak. Co w tym takiego dziwnego? – zaśmiałam się, jednak blondynowi nie było do śmiechu.
- Zayn nie powinien pić. Robi się wtedy… Jak by to powiedzieć… Niebezpieczny? Nieprzewidywalny? 
- Co? Zachowywał się normalnie. Chyba masz jakieś schizy. – skwitowałam. – No, więc może sobie już pójdziesz?
- Jesteś bardzo niemiła. – Niall śmiesznie wydął usta. – Ale co racja to racja. Pora iść. Muszę znaleźć Zayn’a i w ogóle…
- Życzę powodzenia. – rzuciłam.
Odprowadziłam chłopaka do drzwi, które zaraz po jego wyjściu zamknęłam na klucz. 
Zayn POV
To fajne uczucie. Budzić się u czyjegoś boku. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem, chyba po prostu tego nie potrzebowałem. Ale gdy dzisiaj obudziłem się w domu Alex, na jej kanapie, przy niej… Poczułem coś niezwykłego. Nie wiem co się ze mną dzieje. Do jasnej cholery, co się dzieje?! Ta dziewczyna coraz częściej gości w moich myślach, widzę ją przed oczami nawet przy prostych czynnościach, jak oglądanie telewizji. Nie mogę się na niczym porządnie skupić, bo ciągle tylko Ona. Alex jest taka denerwująca. Ciągle stawia na swoim, co mnie bardzo wkurza. To ja zawsze dostawałem co chciałem, nikt mi nie odmawiał. Aż do czasu, gdy poznałem Ją. Jest taka niepokorna. Dzisiejszego ranka, bardzo szybko wyszedłem z Jej domu, ponieważ byłem w ciężkim szoku. Nie dość, że z nią spałem, to jeszcze powiedziałem jej o mojej pracy. A ona co? Nic! Zareagowała jakby to było coś całkiem normalnego. Oczywiście, przecież często się zdarza, że członek najsławniejszego boys bandu świata jest członkiem gangu. Tak, to normalne. A co jest jeszcze lepsze? Że piłem z nią alkohol i jakoś nad sobą panowałem. Gdy widziałem, jak ta dziewczyna opowiada mi historię swego życia, wypuszczając przy tym parę łez… Nie miałem w sobie nawet krzty złości. Cała ciemność wyparowała ze mnie w jednej chwili. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że Alex mi zaufała. Przynajmniej myślę, że mi zaufała. Gdyby tak nie było, to przecież nie zwierzyłaby mi się, prawda? 
Już postanowiłem. Chyba powinienem się zmienić. Dla niej. Ale po co? Ona i tak mnie nie zechce. Kto by mnie chciał? Jestem szorstki, chłodny, nie potrafię okazywać prawdziwych uczuć. Alex zasługuję na kogoś lepszego. A ja nie zasługuję na nikogo. I chyba tak zostanie, tak powinno być. Chociaż… Gdybym choć trochę się zmienił? Odrobinkę, dla Niej. To naprawdę trudne. Nawet nie wiem, czy się jej podobam. 
Kurwa, Malik ogarnij się! Czy ty się właśnie nad sobą rozczulasz?! Jesteś twardym facetem, co cię obchodzi jakaś głupia laska? Stop, ona nie jest głupia. Nie, to jest totalnie chore. Nigdy się tak nie zachowywałem, chyba zaczynam wariować. Ciągle myślę, co ona teraz robi, jaki ma humor. Chciałbym wiedzieć gdzie i z kim przebywa. Ale ja nawet nie jestem w niej zakochany, nie wiem co to miłość. A więc? Co to takiego? Co to za uczucie zaczyna się we mnie budować? Kurwa, znowu zaczynam filozofować. Zadzwonię do niej. 
Alex POV
- Halo? – leniwie odebrałam telefon.
- Cześć, tu Zayn. – usłyszałam głęboki, męski głos.
- No cześć. – odpowiedziałam zdziwiona. Ciekawe po co dzwoni.
- Pomyślałem, że może… Jakoś… Może nie masz co robić i wiesz… Miałabyś może ochotę… Bo siedzę sam w domu i się nudzę… I jak ty też nie masz co robić, to możesz do mnie… - chłopak nie mógł się wysłowić.
- O której? – w końcu przerwałam jego męczarnie.
- 18.00?
- Wyślij mi adres. – zaproponowałam.
- Przyjadę po ciebie. – usłyszałam od razu.
- Nie dzięki, dam sobie radę.
Po tych słowach szybko się rozłączyłam, żeby moja decyzja była ostatnia. Nie chcę być od niego uzależniona, mam przecież auto, więc sama mogę do niego przyjechać. Czekaj, czekaj… Mam przyjechać do Zayna. Coo?! Dlaczego on mnie zaprosił? Okej, to się robi bardzo dziwne. 
Dopiero po chwili zorientowałam się, że stoję na środku pokoju z telefonem w dłoni i ciągle rozmyślam. Otrząsnęłam głową i weszłam na górę po schodach. Zaczęłam szukać w szafie jakichś ciuchów na dzisiejszy wieczór. Nie ma pojęcia, co ten facet chce ze mną robi… Że niby co? Usiądziemy, pogadamy, pooglądamy telewizor? Jasne. Jak nie będzie alkoholu, to nie znajdziemy wspólnego języka. Tak w sumie, to wczoraj bardzo przyjemnie mi się z nim rozmawiało. Był jakiś… inny. Taki bardziej normalny. Chyba.
 W końcu znalazłam odpowiednie ciuchy i szybko się w nie przebrałam. Rzuciłam okiem na zegarek, na którym widniała już godzina 17.43. Wzięłam torebkę oraz kluczyki i wyszłam z mieszkania. Zbiegłam po schodach i po chwili byłam już na dworze. I właśnie w tym momencie żałuję, że nie wzięłam żadnej kurtki. Zrobiło się dość chłodno. A ja nienawidzę zimna. Naprawdę, wolę już jak jest mi bardzo gorąco. Czym prędzej wskoczyłam do auta i po chwili ruszyłam, kierując się pod adres wyznaczony przez Malika. 
Ciekawe co mnie tam czeka. 

______________________________________________________
Dziewczyny, przepraszam za to coś na górze! Wiem, zawsze narzekam na to co napisałam, ale teraz to naprawdę żenada. Jakoś ostatnio nie mam weny i trudno mi się pisze to wszystko. Jestem totalnie rozkojarzona, a moi cudowni znajomi wcale mi niczego nie ułatwiają. Chyba dopiero wtedy, gdy wrócę do Polski napiszę jakiś pożądny tekst. 
Powyższy rozdział jest całkowicie bez sensu i nawet nie powinnam go tutaj wstawiać. Jestem z niego kompletnie niezadowolona i irytuje mnie fakt, że aktualnie nie jestem w stanie napisać niczego lepszego. 
Zostawiam Was z tym chińskim gównem i czekam na jakieś syte hejty w komentarzach. 
Luhh ya soo ;*

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 22

- Co tu się stało? – spytał łapiąc się za głowę i wstając do pozycji siedzącej.
- Mnie się pytasz? Przylazłeś tu z alkoholem, powiedziałam ci całą historię mojego życia, a ty opowiedziałeś mi o swojej pracy. A potem to nie wiem. Chyba jednak wypiliśmy trochę za dużo, prawda? – nie odrywałam wzroku od telewizora, który ostatnio stał się moim najlepszym przyjacielem. 
- Muszę już iść. – wstał i zaczął zakładać buty. 
- Okej, tylko zabierz swój pistolet. Leży na tamtej szafce. – wskazałam mu odpowiednie miejsce. – Kazałeś mi go zabrać, bo było ci podobno strasznie niewygodnie.
- Kurwa. – chłopak zrobił wielkie oczy i przeczesał włosy rękoma. 
Po chwili namysłu ruszył w stronę drzwi, po drodze zabierając swoją spluwę. Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami i mimowolnie się uśmiechnęłam. Mina Zayn’a- bezcenna. Był tak zszokowany, jakby co najmniej zobaczył goryla z dwoma głowami i sześcioma kończynami. Chyba nie był świadomy tego, jak dużo mi powiedział. Naprawdę chce mi się teraz śmiać. Wiem, to głupie. Powinnam być przerażona, wystraszona i przynajmniej podłamana. Do jasnej cholery, Zayn Malik- członek słynnego zespołu One Direction- jest szefem gangu! Ekstra. Jakby świat się o tym dowiedział… Ale nie, nie chcę być chamska. Oczywiście nikomu tego nie powiem, to było by… nieodpowiednie. Mam tylko ogromną nadzieję, że Zayn także się nikomu nie wygada. Ale jak teraz tak sobie myślę… Co ja w ogóle zrobiłam?! Dlaczego powiedziałam to akurat jemu?! Przecież on mnie nienawidzi, na pewno rozgłosi moją historię w całym Londynie. Ba, napisze to na Twitterze, żeby cały świat się dowiedział! Nie będzie to trudne, przecież jest mega popularną gwiazdą. Cudownie. Chociaż w sumie, co mi tam. Moje życie i tak jest jednym wielkim gównem, następna tragedia chyba niczego nie pogorszy. Z takim właśnie nastawieniem, zwlokłam się z kanapy i skierowałam się w stronę kuchni. Oczywiście, lodówka jest totalnie pusta. Jak to możliwe, przecież jakieś dwa dni temu robiłam zakupy… Parodia. Postanowiłam wziąć się w garść, więc przygotowałam się do wyjścia. Przebrałam się, zrobiłam nieco mocniejszy niż zwykle makijaż i wyszłam z mieszkania. Tym razem bez zastanowienia wsiadłam do auta i ruszyłam drogą w stronę centrum. Nie mam zamiaru wchodzić w jakieś ciasne, ślepe uliczki, a nawet przechodzić w ich pobliżu. Moja twarz wygląda jak po wybuchu bomby atomowej w Hiroszimie , nie chcę żeby było jeszcze gorzej. O ile to w ogóle możliwe. W tym momencie dziękuje wspaniałomyślnemu człowiekowi, który wynalazł kosmetyki. Mam na twarzy tyle tapety, że można by zeskrobywać ją szpachelką. Ale przynajmniej nie widać tych wszystkich sińców. Okulary przeciwsłoneczne też są dobrym patentem, więc także je wykorzystałam. Pojechałam do pobliskiego Tesco, w którym zrobiłam niemałe zakupy. Do koszyka pakowałam moje ulubione produkty, bez których nie wyobrażam sobie dnia. Czyli głównie mleko. Kocham mleko i wszystko co z nim związane. Najbardziej kakao. Jestem nazbyt dziecinna, nie uważacie? Kupiłam też sporo owoców, warzyw, chleb, ser i wiele innych rzeczy. Po wizycie w kasie, wpakowałam wszystko do bagażnika i ruszyłam do domu. Naprawdę cieszę się, że mam tak blisko do supermarketu. Bardzo ułatwia mi to moje i tak już skomplikowane życie. Chociaż tyle… Zaparkowałam pod budynkiem mieszkalnym i wysiadłam z auta. Wyciągnęłam z niego wszystkie torby i gdy podniosłam wzrok, zamarłam. Około stu metrów ode mnie stał Barry, prowadząc rozmowę z jakimś postawnym mężczyzną. Nie było by to takie dziwne, gdyby nie wygląd chłopaka. Twarz Barry’ego była sina, opuchnięta i cała podrapana. Wczoraj jeszcze tak nie wyglądał. Tak, jestem tego pewna. Po chwili otrząsnęłam się z pewnego rodzaju transu i szybkim krokiem ruszyłam do drzwi budynku. Bezpiecznie poczułam się dopiero wtedy, gdy znajdowałam się w mojej kuchni. Co on tu, na pana chuja, robił?! I dlaczego jest cały poobijany? W sumie, dobrze mu tak. Jak najbardziej sobie zasłużył, szkoda tylko, że przeżył. Nie myśląc o tym dłużej, zaczęłam wypakowywać poszczególne produkty do lodówki. Po skończonej czynności, zdecydowałam zrobić sobie obiad. W końcu. Postawiłam na naleśniki, bo jest to jedna z nielicznych potraw, które potrafię przygotować sama. Wymieszałam wszystkie potrzebne składniki i usmażyłam moje dzieło. Nie powiem, smakowały dosyć dobrze. Zjadłam kilka z dżemem truskawkowym, oraz dwa polałam sosem czekoladowym. Pychota. Po zjedzonym posiłku, zaczęłam powolnym krokiem przechadzać się po mieszkaniu. W pewnym momencie mój wzrok zatrzymał się na szklanych drzwiach w salonie. Mam balkon! Dlaczego wcześniej go nie zauważyłam? Ale ze mnie ślepota. Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów oraz zapalniczkę i wyszłam na dość obszerny taras. Cudownie. Odpaliłam fajkę i zaciągnęłam się dymem. Ten nawyk pozostał mi jeszcze z czasów ‘gangsterskich’. Udało mi się odciągnąć od narkotyków, nadmiernego spożywania alkoholu, ale tytoń pozostał w moim życiu aż do teraz. Z tego miejsca miałam widok na tyły tego budynku. Znajdowała się tu niewielka altanka, otoczona bujną trawą przeplataną białym stokrotkami. Pięknie tu. Nawet nie wiedziałam, że mam tutaj takie podwórko. Dlaczego ciągle jestem niedoinformowana? Chyba muszę zacząć zwracać uwagę na detale. Nagle usłyszałam stłumiony dźwięk telefonu. Weszłam do domu i powędrowałam w stronę cichej muzyczki. Tym razem, moją komórkę znalazłam obok lodówki. To chyba nie jest normalne, przecież jej tam nie zostawiłam! Dziwna sytuacja, co nie? Szybko odebrałam, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Halo? – rzuciłam.
- Cześć, tu Dean. Pamiętasz mnie? – usłyszałam męski głos.
- Tak, pewnie, że pamiętam. – odpowiedziałam radośnie.
- Tak się zastanawiam… Co teraz robisz? Jestem akurat w mieście i chciałbym wybrać się na kawę z jakąś miłą dziewczyną.
- Miłą? To chyba źle trafiłeś. – zaśmiałam się. – Chętnie napiję się z tobą kawy.
- To świetnie. Podaj mi adres, zaraz po ciebie będę. 
Pożegnaliśmy się, a po chwili wysłałam chłopakowi sms z moim dokładnym adresem. Przyda mi się wyjście, przecież nie mogę bezustannie siedzieć w domu. Tak w ogóle, mam ochotę na jakąś imprezę. Dawno nie byłam. Nie chodzi mi o alkohol, bo ten piłam jeszcze wczoraj. Ale ta muzyka, taniec, hałas… Ogólnie cała atmosfera. Kocham to. Po kilku minutach, które spędziłam na bezczynnym siedzeniu przed telewizorem, usłyszałam pukanie do drzwi. Oczywiście, przecież nikt w tych czasach nie używa dzwonka. To za bardzo skomplikowane. Przekręciłam klucz i otworzyłam szeroko ten cholerny kawałek drewna. Okej, chyba trochę przesadzam. Przede mną stał uśmiechnięty chłopak, z włosami delikatnie postawionymi na żel. Dopiero teraz zauważyłam, że jest dosyć przystojny. Miał na sobie czarne, obcisłe jeansy, szarą bluzkę i skórzaną kurtkę.
- Będziesz mi się tak przyglądać? – zaśmiał się, pokazując szereg białych zębów. 
- Nie, przepraszam. – momentalnie się zaczerwieniłam. 
Obróciłam się na pięcie i ubrałam buty. Złapałam torebkę i wyszliśmy za próg mojego mieszkania. Zamknęłam drzwi na klucz.
- Gdzie idziemy? – zapytałam, gdy szliśmy korytarzem.
- Znam świetną kawiarnię nieopodal. Chciałem cię zabrać na jakieś pyszne ciasto. Mam tylko nadzieję, że się nie odchudzasz?
- Sugerujesz, że powinnam? – uniosłam brwi.
- Nie, pewnie, że nie! – uniósł ręce w geście obrony. – Po prostu wiele dziewczyn ma bzika na punkcie jakichś diet, nawet jeśli nie mają z czego się odchudzać. Wiesz, same warzywa, owoce…
- Żartujesz? Ja bym miała jeść same zielsko? Jasne… - zaśmiałam się. – Uwielbiam słodycze, fast food’y i wszystko co tuczące. Dobrze, że kocham wysiłek fizyczny, bo ważyłabym chyba z tonę. 
Wsiedliśmy do samochodu chłopaka i ruszyliśmy w stronę centrum. Po drodze dużo się śmialiśmy z opowiadanych sobie nawzajem, zabawnych historyjek z naszego życia. Cóż, było ich dość dużo, biorąc pod uwagę moje chore pomysły na spędzanie czasu… Nie wspominałam mu oczywiście o tych mrożących krew w żyłach momentach, w których właśnie mordowałam ludzi, albo wciągałam kolejną kreskę cracku. Tylko te śmieszne rzeczy. 
- Jesteśmy. – oznajmił chłopak, gdy dotarliśmy na miejsce.
Wysiedliśmy z pojazdu i weszliśmy do małego lokalu, który znajdował się niedaleko centrum. Zajęliśmy miejsca przy stoliku koło okna, a po chwili podeszła do nas młoda kelnerka. 
- Co podać? – spytała uśmiechnięta blondynka.
- Poproszę dwie porcje jakiegoś dobrego ciasta i dwie kawy. – powiedział Dean.
Kelnerka zapisała nasze zamówienie w notatniku i zapewniła, że pojawi się ono za kilka minut. 
- A więc… - zaczął chłopak. – Opowiedz mi coś o sobie.
- Chyba nie ma co opowiadać. To znaczy jest, ale na pewno nie chciałbyś tego słyszeć. – zaśmiałam się nerwowo.
- Przestań, na pewno masz ciekawą przeszłość. – powiedział, a z jego twarzy nawet na moment nie schodził uśmiech.
- Taa… - mruknęłam. – Powiem tyle: kiedyś mieszkałam w Polsce, ale z powodu pewnych problemów przeprowadziłam się do Nowego Jorku, a potem tutaj, do Londynu. Jestem bezrobotna, kilka dni temu wyprowadziłam się od moich rodziców. Chciałabym mieć psa, ale pewnie szybko znudziło by mi się wychodzenie z nim na spacery. I nie lubię jeść wątróbki. No i mam 18 lat. Teraz ty.
- Teraz już wiem o tobie bardzo dużo. – zaśmiał się dźwięcznie. – Ja też mam 18 lat, urodziłem się w Hertfordshire w Anglii, lubię imprezować. Gram w zespole na perkusji, trochę śpiewam. Jestem zabawny i przystojny.
- I pewny siebie? – dodałam.
- Też. – wyszczerzył się.
Po chwili do stolika dotarło nasze zamówienie. Dostaliśmy po kawałku pysznego sernika z truskawkami, który po kilku minutach zniknął z naszych talerzyków. Rozmawialiśmy, popijając gorącą kawę. Rozmowa się kleiła, nie było niezręcznej ciszy, czy czegoś w tym rodzaju. Dean to naprawdę fajny chłopak. Ciągle się uśmiecha, opowiada mi dowcipy, z których razem śmiejemy się na cały głos. 
- Kiedyś na koncercie Kieran zaczął skakać jak opętany, aż w końcu spadł ze sceny. Skręcił sobie wtedy kostkę i zwalił całą winę na mnie. – zaśmiał się wspominając stare czasy. 
Zawtórowałam mu głośnym śmiechem. Z tego co się dowiedziałam, Kieran jest jego starszym bratem. Mają także brata Sean’a, który także gra z nimi w zespole. Dean mówił coś jeszcze o bliźniaku Kieran’a, ale raczej trudno mi to wszystko ogarnąć w tak krótkim czasie, więc tylko potakiwałam. Nagle usłyszałam dźwięk telefonu dochodzący z mojej torebki. Zawahałam się czy odebrać. Chyba nie wypada, prawda?
- Odbierz. – Dean posłał mi ciepły uśmiech.
Uśmiechnęłam się lekko i wyciągnęłam komórkę. Na ekranie zobaczyłam napis ‘Niall’ i westchnęłam. Czego on może chcieć?
- Słucham? – odebrałam.
- Gdzie jest Zayn? – zapytał szybko Niall.
- A skąd ja mam wiedzieć gdzie on jest? – zdziwiłam się.
- Nie było go u ciebie wczoraj? Nie wrócił na noc i zaczynam się o niego martwić.
- Przyszedł wczoraj wieczorem i został na noc. Dzisiaj rano wyszedł. A teraz to nie wiem gdzie jest. I raczej mało mnie to obchodzi. – westchnęłam.
- Było aż tak źle? – drążył blondyn.
- Nie, było dobrze. Ale i tak go nie lubię. – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ale wy jesteście uparci. No nic, jak będziesz coś o nim wiedziała, to dzwoń, okej?
- Jasne. 
- Mogę wpaść do ciebie dzisiaj około 14? – zapytał niepewnie.
- Pewnie, że tak. Ale po co?
- Bo chłopaki jadą nagrywać swoje solówki do studia, a ja już swoją nagrałem… No i nikt mi nie zrobi obiadu…
- Niall, jesteś okropny. – zaśmiałam się. – Okej, będę czekać.
W słuchawce usłyszałam tylko jakiś bliżej nieokreślony okrzyk radości, a potem dźwięk zakończonego połączenia. Schowałam telefon z powrotem do torebki i popatrzyłam na Dean’a. 
- Przepraszam, mały problem. – uśmiechnęłam się.
- Z chłopakiem? – Dean śmiesznie poruszył brwiami.
- Nie, no coś ty! Nigdy w życiu. Z kolegą. Nie radzi sobie sam, więc wykorzystuje mnie. – wzruszyłam ramionami.
- Faktycznie masz trudne życie. – chłopak się wyszczerzył.
Po dokończeniu kawy, Dean odwiózł mnie do domu. Podziękowałam mu za przyjemne spotkanie i obiecaliśmy sobie, że jeszcze kiedyś to powtórzymy. Przytuliliśmy się na pożegnanie i weszłam po schodach do mieszkania. Fajny chłopak z niego. Ale teraz nie ma czasu, żeby o tym myśleć. Muszę ugotować coś dla tego blond głodomora. 

______________________________________________
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału. Długo nie miałam dostępu do jakiegokolwiek komputera. No i poza tym nie byłam w stanie nic napisać. I to nie z powodu braku weny... Cóż, imprezowania nigdy za wiele, prawda? Zabieram się już za pisanie, póki mam czas i chęci. 
See ya!