Strony

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 28



- Mam cię nie całować?! – zatrzymał się na środku pokoju.
- Masz mnie nie całować w taki sposób. Wyżywasz się na mnie, wiesz?
- Nie, to nie tak. Ja tylko… Bardzo się zdenerwowałem jak powiedziałaś o tym chłopaku. –opadł na fotel i schował twarz w dłoniach.
- Zayn, przecież to był zwykły żart. Nie musisz od razu tak reagować. – uśmiechnęłam się podchodząc bliżej niego.
- Sam nie wiem dlaczego tak reaguję. – wymamrotał.
- A ja wiem. – złapałam za jego dłonie, które po chwili odciągnęłam od twarzy, tak, by chłopak na mnie spojrzał.
- Tak? – spytał zainteresowany.
- Jesteś zazdrosny. – uśmiechnęłam się szeroko i kucnęłam przed nim.
- Nie, to nieprawda! – mulat zamilkł na dłuższą chwilę. – No dobra, może trochę.
- Trochę? – uniosłam brew.
- Jestem cholernie zazdrosny. A ty nawet nie jesteś moją dziewczyną. – westchnął. – A jeśli już o tym mówię… Nigdy nie miałem dziewczyny, więc kompletnie nie wiem jak mam się zachowywać.
- Normalnie. Po prostu bądź sobą.- pogładziłam dłonią jego policzek. – Tylko na nic nie licz, nie jesteśmy razem.
Zayn przymknął oczy i rozkoszował się moim gestem. Po chwili przyciągnął mnie do siebie tak, że usiadłam okrakiem na jego kolanach. Założył pasmo moich długich włosów za ucho i delikatnie się uśmiechnął.
- Wiesz co chcę teraz zrobić? – powiedział cicho.
- Tylko na to czekam. – odpowiedziałam równie cicho.
Zayn nie czekając dłużej, zaczął delikatnie muskać moją dolną wargę swoimi ustami. Po chwili dołączyłam do niego i oddałam pieszczotę. Chłopak przejechał końcówka języka po mojej wardze, dopominając się o wejście. Rozchyliłam lekko usta, co mój towarzysz od razu wykorzystał i wtargnął językiem do mojego wnętrza. W tym pocałunku nie było ani grama agresji. Wszystko robił delikatnie i z uczuciem. Masowaliśmy nawzajem swoje języki, po czym chłopak przejechał swoim po moich dolnych zębach i wyszedł ze mnie. Na koniec musnął moją dolną wargę i oderwał się ode mnie.
- Teraz lepiej. – mruknęłam wprost do jego ust.
- Cieszę się. – uśmiechnął się delikatnie.
- Kolacja? – wyszeptałam wprost do jego ust.
- Oczywiście. – odpowiedział z uśmiechem.
Zeszłam z kolan chłopaka i weszłam do kuchni. I co ja mam mu niby dać do jedzenia? Nie potrafię zrobić kompletnie nic. No, chyba, że herbatę i kanapki. Ale znowu?
Oparłam się rękoma o blat i rozmyślałam nad moją aktualną sytuacją. Tak, wiem, że to głupie. Przecież to tylko kolacja!
- Coś się stało? – usłyszałam głos za sobą.
Odwróciłam się i spojrzałam na Zayna. Uśmiechał się do mnie ciepło, co wywołało stado motylków w moim brzuchu. Tylko nie to, Alex nie zakochuj się! Chociaż już chyba za późno…
- Nie mam bladego pojęcia co moglibyśmy zjeść. Wspominałam, że nie umiem gotować, prawda?
- Taa, coś tam słyszałem… - zaśmiał się. – Ja niestety także dobrym kucharzem nie jestem.
- Już wiem! – podskoczyłam z radości. – Lubisz chińszczyznę?
- Chyba tak… To znaczy, nie jadam często takich rzeczy. – podrapał się po głowie.
- Dziś nie masz wyboru. Czekaj tu, zaraz wracam.
Wybiegłam z pomieszczenia, następnie wciągając na stopy moje znoszone czarne trampki i zarzucając cienki płaszcz na plecy. Wyszłam szybko z mieszkania, zeskakując po kilka schodków, by po chwili znaleźć się na chłodnym dworze. Skierowałam się od razu do chińskiej knajpki, która znajduje się zaledwie kilka budynków dalej.
***
Wracałam do mieszkania, w rękach dzierżąc dwa białe opakowania z jedzeniem, gdy nagle ktoś mocno złapał moje ramię. Jedno z opakowań wypadło mi z ręki, więc przeklęłam pod nosem i zmierzyłam wzrokiem faceta, który jest temu wszystkiemu winien. Ciemna bluza, kaptur, czarne okulary. Chciałam wyrwać się z jego uścisku, ale zamiast tego chłopak zaczął ciągnąć mnie w boczną uliczkę. Oczywiście, jakżeby inaczej! Kto w ogóle wymyślił te ciemne zaułki?
- Puść mnie do cholery, bo zaraz zadzwonię na policje! – zaczęłam krzyczeć i szarpać się jeszcze mocniej, tracąc tym samym drugą porcję dzisiejszej kolacji.
W końcu nieznajomy zatrzymał się, a ja usłyszałam śmiech. Ten śmiech. Ten znienawidzony przeze mnie śmiech.
- Czego chcesz? – wysyczałam.
Barry zaśmiał się gorzko, po czym zdjął kaptur oraz okulary. Zacisnęłam oczy, aby spod moich powiek nie wydobyły się żadne łzy. Nie chcę płakać. Nie przy nim. Ale czy to moja wina, że gdy tylko go widzę, wszystkie wspomnienia powracają?
- Oj złotko, chcę się tylko zabawić. – ścisnął mocniej moje ramię, a drugą dłonią złapał za mój prawy nadgarstek.
Podwinął rękaw mojego płaszcza i obrócił moje przedramię wewnętrzną stroną do góry. Przejechał swoimi szorstkimi palcami po mojej skórze. Przeszedł mnie bardzo nieprzyjemny dreszcz i jeszcze bardziej zacisnęłam oczy.
- Pamiętasz naszą zabawę? – zapytał cicho.
- Proszę, tylko  nie to. Nie rób tego, proszę. – zaszlochałam.
- Wiem, że lubisz tą grę.  – zaśmiał się gorzko. – A więc zaczynamy. Tylko wiesz, zmieniłem trochę zasady. Teraz w grę nie wchodzą pocałunki, ale coś więcej. Chyba rozumiesz czego do ciebie chcę, prawda?
- Nigdy tego nie dostaniesz. Nie dostaniesz mnie. – wyszeptałam otwierając oczy, do których napłynęły słone łzy.
Jedyne co usłyszałam, to jego donośny śmiech. Po chwili puścił mnie jedną ręką i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej małą, błyszczącą żyletkę. Moje piekło znów się zaczyna.
Chwycił mocniej mój nadgarstek, a ja zaczęłam się wyrywać. W tym momencie poczułam uderzenie w policzek, więc uspokoiłam się. Po prostu czekałam na to, co chłopak chce mi zrobić. Wiem, że i tak mnie to nie ominie. Barry przyłożył ostrze do mojego nadgarstka i spojrzał na mnie swoimi czerwonymi oczami. Jest pijany. Po chwili przycisnął mocniej ostry przedmiot do mojej delikatnej skóry i przeciągnął go po niej. Poczułam ostry ból i momentalnie z mojej ręki zaczęła lecieć czerwona ciecz. Zasyczałam z bólu i mocno zacisnęłam powieki.
- Widzisz suko? Łatwiej byłoby się ze mną przespać. – puścił mój nadgarstek. – A terać już leć. Spierdalaj do tego swojego mieszkanka i wypłacz się w poduszeczkę. Jutro zapewne znowu się spotkamy.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. I nie chodzi tu nawet o ból. Jestem do niego przyzwyczajona. To było tylko jedne pociągnięcie żyletki. Nic takiego. Chodzi raczej o to, że to nie powinno się stać. Miałam żyć spokojnie, bez problemów. To miał być koniec starego życia. Przejście na drugi poziom, bez tej ciemnej strony. Rzeczywistość miała być inna.
Gdy otworzyłam oczy, chłopaka ju przy mnie nie było. Spojrzałam na moją prawą rękę. Krew spływała z rany kilkoma wąskimi strumieniami, brudząc całą dłoń. Lewą ręką dotknęłam mojego policzka. Piecze. Wytarłam łzy końcem rękawa i zaczęłam iść w stronę domu. Co ja teraz powiem Zaynowi? Zgubiłam jedzenie i przy okazji troszkę się skaleczyłam? I dostałam z liścia od jakiegoś kolesia? Niechcący oczywiście, taki przypadek. Nie uwierzy mi. On nie jest taki głupi.
 Po kilku minutach wchodziłam po schodach, by stanąć przed drzwiami do mieszkania. Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze z głośnym świstem. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
- W końcu jesteś, co tak długo? – usłyszałam głos dochodzący z salonu.
Nie odezwałam się, ściągając buty ze stóp. Oparła się plecami o drewniane drzwi i myślałam, co takiego mogę mu powiedzieć. Prawda nie wchodzi w grę. Po chwili usłyszałam kroki. Zayn wszedł na korytarz i oparł się bokiem o ścianę. Schowałam moją prawą rękę za siebie i przykleiłam na twarz fałszywy uśmiech.
- Wiesz, przepraszam, że tak długo, ale… Bo ta knajpa była zamknięta i nie kupiłam jedzenia, ale… Byłam jeszcze… W drugiej, bo tam też sprzedają… Niestety też zamknięte. No nie wiem, co się dzieje w tym mieście. – zaśmiałam się nerwowo. – Chyba jednak zrobię jakieś kanapki, czy coś…
- Alex, coś się stało? – spytał zmartwiony, a z jego twarzy zniknął ten piękny uśmiech.
- Nie, wszystko w porządku. Jestem trochę zmęczona, ale jest okej. Ja… Pójdę do łazienki.
Ruszyłam w stronę mojego celu, jakim okazał się zlew. Zayn nie ruszył się z miejsca, więc byłam zmuszona przejść obok niego. Byłam już przy drzwiach łazienki, gdy nagle usłyszałam znaczące odchrząknięcie. Zacisnęłam powieki i odwróciłam się w stronę chłopaka.
- Co ci się do cholery stało?! – krzyknął marszcząc czoło i podchodząc do mnie szybkim krokiem.
- A no tak… Skaleczyłam się jak wchodziłam po schodach. To zwykła rana, nic takiego. – uśmiechnęłam się niemrawo.
- Masz całą rękę we krwi i to nic takiego?! – wbiegł do łazienki, ciągnąc mnie za zdrową dłoń.
Odkręcił zimną wodę, wsadzając mój prawy nadgarstek pod strumień. Zasyczałam czując nagły przypływ bólu, który jednak po chwili ustąpił miejsce uldze.
- Masz jakieś bandaże? – spytał nie odrywając wzroku od przecięcia.
- Tak, w tamtej szafce. – poinformowała go wskazując dokładne miejsce.
Zayn puścił moją dłoń i wyciągnął z szafki biały bandaż i ręczniki papierowe. Zakręcił wodę i osuszył  moją rękę. Po chwili zaczął zawijać opatrunek, wsadzając końcówkę bandaża pod resztę warstw. Złapał moją lewą dłoń i pociągnął mnie w stronę salonu. Kazał mi usiąść na kanapie, więc wykonałam jego polecenie. Spuściłam wzrok i zaczęłam bawić się palcami.
- A może teraz wyjaśnisz mi, co tak naprawdę się stało? – zapytał gniewnym tonem.
- Przecież już ci mówiłam. – wymamrotałam z poczuciem winy, że muszę go okłamywać.
- Nie wierzę ci. Powiedz mi prawdę, bo nie odpuszczę.
- Zayn, ja nie chcę o tym rozmawiać. Po prostu tak musi być i tyle. Jeśli stało mi się takie coś, to widocznie na to zasługuję.
- Tak musi być? Zasługujesz na to? Co tu się kurwa dzieje?! Odpowiedz mi i to już! – wrzasnął zirytowany.
Zacisnęłam powieki jeszcze mocniej, o ile jest to w ogóle możliwe. W kącikach moich oczu zaczęły zbierać się łzy. Nie wiem czy zdołam je powstrzymać.
- Chodzi o to, że gra znowu się zaczęła. To nie jest ode mnie zależne. Po prostu zaczęłam w  niej uczestniczyć już dawno temu, a teraz rozpoczęła się nowa kolejka. Tylko zasady się zmieniły…
- O czym ty mówisz? Jaka gra? – zasypał mnie pytaniami, na które nie chciałam odpowiadać.
- Bardzo skomplikowana gra, Zayn. Nie chcę, żebyś coś o niej wiedział. Nie chcę, żebyś stał się jej uczestnikiem. To nie zabawa dla ciebie. – westchnęłam.
- A dla ciebie? Dla ciebie jest odpowiednia? – zapytał cicho.
- Już za późno. Mogłam o tym pomyśleć kilka lat temu. Jest za późno, Zayn. Mógłbyś już pójść? Chciałabym zostać sama. – spojrzałam na ścianę przede mną i niekontrolowanie utkwiłam w niej wzrok.
- Nigdzie nie idę. Zostanę z tobą. Rozumiesz? Zostaje tutaj i już cię nie zostawię. – przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem.
Poczułam się dziwnie. Nie chciałam jego dotyku. Nie chciałam niczyjego dotyku. Zesztywniałam, a moje ciało przeszedł znowu nieprzyjemny dreszcz. Zdjęłam z siebie jego rękę i odsunęłam się odrobinę.
- Przepraszam. – wyszeptałam ledwie słyszalnie. – Idź już.
- Nie. Nie zostawię cię teraz. Widzę w jakim jesteś stanie. – powiedział smutnym głosem. – Chodź, powinnaś iść spać.
Pokiwałam głową zrezygnowana i wstałam z kanapy. Moje nogi same niosły mnie do sypialni. Jestem jak robot. Jak maszyna. Nic nie czuję, nie myślę. Jestem pusta.
Po chwili zorientowałam się, że stoję przed łóżkiem i tępo wpatruję się w ścianę. Otrząsnęłam się i ściągnęłam z siebie ciuchy, pozostając w samej bieliźnie. Położyłam się na łóżku przykrywając się kołdrą po samą szyję. Mój wzrok znów spoczął na ścianie. Wydawała mi się biała, choć wcale taka nie była. To dziwne. Poczułam, że materac obok mnie się ugina.
- Chcesz o tym pogadać? – powiedział Zayn cicho.
- Nie. – wyszeptałam. – Zostawisz mnie samą?
To nienormalne. Nagle mam ochotę być sama. Sama na całym świecie. Nie chcę, żeby ktokolwiek był przy mnie, nie chcę nikogo znać. Chcę, żeby nie było nikogo. Albo, żeby mnie nie było. Chyba powinnam odejść. Umrzeć.
- Będę w salonie. Gdybyś czegoś potrzebowała, wołaj. – odpowiedział załamany.
Po chwili poczułam, że już go nie ma. Jestem sama. Chciałabym być sama już do końca życia. Jeśli wyjdę z domu, on będzie tam czekał. I znowu zagramy. Nowa kolejka.

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 27



Dosłownie 5 sekund po wejściu do mieszkania rozdzwonił się mój telefon. Rzuciłam torbę na ziemię i spojrzałam na te nieszczęsne urządzenie. Zayn. No to zaczynamy…
- Halo?
- Tu Zayn. Co robisz wieczorem? – usłyszałam.
- Jak na razie to chyba nic. Brak planów. – zaśmiałam się.
- To może do mnie wpadniesz?
- Pewnie. O której?
- Jak najszybciej. – powiedział cicho chłopak.
- Stało się coś? – odpowiedziałam szybko.
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu… Po prostu się nudzę.
- Zjem coś i zaraz będę.
- Czekam. – rozłączył się.
Z tym chłopakiem dzieje się coś dziwnego. Ciągle chciałby spędzać ze mną czas. Kolegów nie ma? Przecież wiem, że ma. Ma chłopaków z zespołu, a z tego co wiem, są oni ze sobą bardzo zżyci. Może Zayn faktycznie coś do mnie czuje? Nie, nie będę teraz o tym myśleć. Wyjdzie w praniu.
Złapałam torbę, która leżała pod drzwiami i wbiegłam do sypialni, zostawiając ją tam. Spojrzałam na szafę, zastanawiając się, czy nie wziąć jakichś ciuchów do spania… Nie, tym razem wrócę do domu na noc. Nie ma innej możliwości, już postanowione.
Uśmiechnęłam się szeroko, po czym wleciałam do kuchni. Spojrzałam do lodówki, z której ostatecznie wyciągnęłam jogurt truskawkowy. Zjadłam go tak szybko, jak tylko potrafiłam. Już chciałam ubierać buty, ale stwierdziłam, że jednak nadal jestem głodna. Wzięłam banana z miski z owocami i tym razem już ubrałam buty. Wzięłam torebkę z najważniejszymi rzeczami, po czym wyszłam z mieszkania i zakluczyłam drzwi. Otworzyłam banana (co?) i zaczęłam schodzić po schodach.
***
Zapukałam do potężnych ciemnobrązowych drzwi, które otworzyły się po dwóch minutach.
- Cześć. – przywitał się Zayn.
- Hej. – odpowiedziałam wesoło.
Zawsze po wizycie na siłowni mam o wiele lepszy humor. Ciekawe dlaczego… Nieważne.
Chłopak poprowadził mnie do salonu, gdzie po chwili usiadłam na kanapie.
- Chcesz się czegoś napić? – spytał.
- Może soku. – odpowiedziałam z uśmiechem.
Zayn zniknął w kuchni, ale już po niecałej minucie był przy mnie.
- Co robimy? – zapytałam.
- Nie wiem… Co tylko chcesz. – uśmiechnął się lekko.
- W takim razie może zagrajmy w taką grę… Zadajesz mi dwa pytanie, ja na nie odpowiadam. Potem ja zadaję ci dwa pytania i ty odpowiadasz. I tak na zmianę. Tylko odpowiedzi muszą być szczere.
- Zgoda.
Usiadłam na sofie po turecku, przodem do chłopaka.
- Ja zaczynam. – powiedziałam szybko. – Wolisz kawę czy herbatę?
- Co to za pytanie? – zaśmiał się. – Wydaję mi się, że kawę.
- Mogę pytać o wszystko co tylko chcę. – przegryzłam dolną wargę. – Drugie pytanie. Masz rodzeństwo?
- Mam trzy siostry. – przeczesał włosy ręką. – Teraz moja kolej. Co ci się we mnie podoba?
- I to ja zadaję głupie pytania? – wybuchłam śmiechem. – Dobra, no więc tak… Masz ładne oczy. I włosy. Tak, zdecydowanie włosy. Ogólnie jesteś przystojny, co mam ci więcej powiedzieć?
- Czyli… Z wyglądu ci się podobam, tak? – wyszczerzył się.
- Jesteś okropny.  – założyłam ręce na piersi.
- No właśnie. A co z charakterem?
- Traktuje to jako drugie pytanie. – uśmiechnęłam się. - Nie znam cię tak dobrze, żeby oceniać twój charakter, ale wiem, że jesteś uparty, myślisz, że wszyscy powinni się ciebie słuchać. Zawsze stawiasz na swoim, często masz nagłe zmiany nastroju. Jesteś mega wkurzający. – zrobiłam krótką przerwę. – Ale potrafisz być opiekuńczy, miły, sympatyczny.
- Tak, tylko w stosunku do ciebie… - wymamrotał niezrozumiale, drapiąc się po karku.
- Co? Nieważne. Mam pomysł! – uniosłam do góry palec wskazujący. – Z racji tego, że jesteś gwiazdą światowego formatu… Swoją drogą nie wiem jak to się mogło stać. Ale pomijając ten fakt… Na pewno na Internecie jest dużo ciekawostek o twojej osobie, które właśnie w tej chwili chcę przeczytać.
- Po co? – zmarszczył czoło.
- Chcę sprawdzić czy to prawda. Czytałeś to kiedyś? – chłopak pokiwał przecząco głową. – No to dawaj laptopa.
Zayn westchnął i wstał z sofy, po czym skierował się w stronę telewizora. Ściągnął laptopa z półki i po chwili położył go na moich kolanach.
- Wpisz hasło. – powiedziałam, podając mu komputer.
- Hasło.
- No tak, wpisz hasło. – uniosłam brew.
- Moje hasło to hasło. Wpisz tam słowo „hasło”.
- Serio? Jesteś bardzo kreatywny. – burknęłam wpisując jego „hasło”.
Gdy urządzenie w pełni się uruchomiło, wpisałam w wyszukiwarkę „Zayn Malik”. Od razu wyskoczyło mi pełno stron, więc kliknęłam w jedną z nich.
- Zaczynamy. – wymamrotałam przeszukując wzrokiem stronę.- „Gdy był mały ciągle jadł papier.” – wybuchłam śmiechem.
- Co? Nie jadłem papieru! Kto to w ogóle wymyślił?! – odparł z oburzeniem.
- „Zayn ciągle nosi przy sobie małe lusterko.” Naprawdę? Pożyczysz mi? Chyba się trochę rozmazałam… - mój śmiech stał się jeszcze głośniejszy.
- Nie mam żadnego lusterka! Dobra, już tego nie czytamy. – próbował mi zabrać laptopa, ale wstałam i schowałam się za stołem.
- „Zayn lubi całować Liama w szyję lub policzek”. Uuu, wyczuwam jakiś romans. – poruszałam śmiesznie brwiami.
- Oddawaj to! Przecież to jakieś głupoty! – zaczął mnie gonić po całym pokoju.
- „Gdy Zayn miał pięć lat upadł na wtyczkę i utknęła mu w głowie.” – tym razem zaczęłam się już dusić ze śmiechu.
Zayn oczywiście wykorzystał chwilę mojej słabości i wyrwał mi laptopa z rąk. Podczas gdy ja tarzałam się ze śmiechu, on usiadł na kanapie i zaczął coś pisać na klawiaturze komputera.
- Co robisz? – zapytałam nieco się uspokajając.
- Piszę na Twitterze, żeby ludzie nie wierzyli w te bzdury.
- Och, zaufaj mi, wszystkie twoje fanki już to czytały. Czyli tak jakby znają cię na wylot, prawda?
- Cicho bądź. Ciekawe co za idiota to wszystko wymyślił. – zmarszczył czoło i przestał pisać.
- Taka jest cena sławy, przykro mi. – wyszczerzyłam się.
- Wiesz co? Ty już chyba powinnaś iść spać. – pokręcił głową.
- Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale dzisiaj śpię u siebie. – pokazałam wszystkie ząbki w szerokim uśmiechu.
- Dlaczego? – Malik posmutniał i zmarszczył czoło.
- Dlatego, że tak chcę. – założyłam dłonie na biodra.
- Mogłaś od razu powiedzieć, że mnie nie lubisz… - wydął dolną wargę.
- Zachowujesz się jak dziecko. – zaśmiałam się głośno.
- Sama przecież wiesz, że masz koszmary, gdy śpisz sama. Kto się koło ciebie położy albo chociażby cię obudzi?
- Myślę, że dałabym sobie radę sama. – odparłam dumna.
- A ja myślę, że powinnaś zostać u mnie. – chłopak dalej upierał się przy swoim.
- Już postanowiłam.
Spojrzałam na Zayna. Wpatrywał się tępo w telewizor i był wyraźnie… smutny. Naprawdę? Naprawdę aż tak bardzo chce, żebym z nim została? To dziwne.
- Dlaczego chcesz, żebym została? Ale tak szczerze. – słowa wyleciały z moich ust, zanim je dokładnie przemyślałam.
- Powiedzmy, że lubię, gdy jesteś blisko mnie. – wymamrotał nie spuszczając wzroku z telewizora.
- Możesz głośniej? Fajnie by też było, gdybyś raczył na mnie spojrzeć.
Zayn przeniósł swój wzrok na mnie i utkwił go w moich tęczówkach.
- Lubię, gdy jesteś przy mnie. Starczy? – wysyczał.
- Jesteś dla mnie niemiły, więc sobie idę. – wstałam i podniosłam swoją torebkę z sofy.
- Zaczekaj. – chłopak złapał mnie za nadgarstek, na co momentalnie się odwróciłam. – Chcesz wiedzieć?
- Tak. – odpowiedziałam pewnie.
- Nie mogę spać, gdy nie ma cię blisko mnie. Ciągle myślę, czy aby na pewno nic ci się nie stało. Czy znowu nie śni ci się ten cholerny sen. Czy jest ci ciepło. Nienawidzisz zimna, prawda? – pokiwałam głową. – A ja nienawidzę, gdy jesteś daleko. I nawet nie wiem dlaczego ci to mówię, nigdy wcześniej taki nie byłem… Po prostu czuję się za ciebie w pewien sposób odpowiedzialny, chcę żebyś była bezpieczna.
- Zayn… - powiedziałam cicho. – Ja… Nie wiem co powiedzieć. Dziękuję.
- Za co? To chyba ja powinienem dziękować tobie. – wolną ręką podrapał się po karku.
Nie czekając dłużej, zarzuciłam mu ręce na szyje i mocno go przytuliłam. Chłopak oplótł swoje dłonie wokół mojej talii i położył głowę na moim ramieniu.
- Bardzo chciałbym cię teraz pocałować. – wyszeptał mi do ucha.
- Więc zrób to. – odpowiedziałam równie cicho.
Chłopak odsunął się ode mnie, po czyj ujął moją twarz w swoje dłonie. Patrzyliśmy sobie w oczy do momentu, aż Zayn musnął delikatnie moje usta. Po chwili zaczął delikatnie masować moje wargi swoimi niesamowicie miękkimi ustami. Pocałunek był delikatny, ale czułam, że chłopak się hamuje. Szczerze mówiąc, sama z miłą chęcią bym się na niego rzuciła.
W końcu oderwaliśmy się od siebie, a na naszych twarzach zagościły szerokie uśmiechy.
- No więc zostaniesz na noc? – spytał z podstępnym uśmieszkiem.
- Nadal nie. – zachichotałam.
- Naprawdę? Co ze mną nie tak? Z tego co wiem, jestem niezły w całowaniu. – skrzywił się.
- Przecież nie zaprzeczam! Całujesz… dobrze. – wyszczerzyłam się. – Po prostu postanowiłam sobie, że dzisiejszą noc spędzę w moim domu. Ale zawsze ty możesz przyjść do mnie…
- Mówisz serio? – Zayn uniósł brwi.
- Całkowicie serio. Pakuj się i jedziemy.
***
- Nieźle się tu urządziłaś. – powiedział Zayn oglądając zdjęcia postawione na półkach.
- Jeszcze nie zdążyłam wszystkiego zrobić. Jakoś ostatnio nie mam czasu. – westchnęłam.
- To może pokażesz mi sypialnie? – chłopak znacząco poruszył brwiami.
- Zboczeniec. – przewróciłam oczami. – Nie myśl sobie, że dzisiaj do czegoś między nami dojdzie.
- Dlaczego? – zmarszczył brwi.- Nie mieliśmy spróbować?
- Wolę, żeby to wszystko rozwijało się odrobinę wolniej. Chciałabym bardziej cię poznać, zaufać ci, zanim zrobimy następny krok.
- Niech ci będzie. Ale ostrzegam, nie wiem czy dam radę długo się powstrzymywać. – uśmiechnął się łobuzersko. – Czasem mam ochotę po prostu się na ciebie rzucić i ostro zerżnąć.
- Zayn! – skarciłam go uderzeniem z pięści w ramię. – Mógłbyś używać odrobinę innego słownictwa? Wyrażenie ‘ostro zerżnąć’ nie jest zbyt zachęcające.
- Dla niektórych jest. – wzruszył ramionami roześmiany.
- To znajdź sobie inną dziewczynę, którą będziesz rżnął kiedy tylko chcesz. – skrzyżowałam ręce na piersi.
- Chcę tylko ciebie. I mogę czekać nawet dwa lata albo i więcej. Wystarczy, że będziesz moja i żaden inny facet  nie będzie cię dotykał. – brunet zbliżył się do mnie.
- Żaden? – spytałam zarzucając mu ręce na szyję.
- Żaden. – potwierdził łapiąc mnie w talii.
- A jeśli trafi się jakiś niesamowicie przystojny chłopak, który będzie dla mnie bardzo miły?
- Jesteś moja. – powiedział ze złością i wpił się brutalnie w moje usta.
Nie odwzajemniłam pocałunku. Nie tym razem. Nie chcę żeby całował mnie w taki sposób. Jakbym była jego własnością, z którą może robić co tylko zechce. W tym geście było pełno agresji, której zdecydowanie być nie powinno.
Chłopak oderwał się ode mnie i zdziwiony spojrzał w moje oczy. Zmarszczył czoło i zdjął dłonie z moich bioder. Obrócił się i zaczął chodzić nerwowo po pokoju, drapiąc się przy tym po karku.
- Co zrobiłem źle? – zapytał nerwowo.
- Nie rób tego nigdy więcej.

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 26



Gdy się obudziłam, poczułam jakiś dziwny ciężar na mojej talii. Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek miałam szansę zobaczyć. Słodko śpiący Zayn z lekko rozchylonymi ustami i rozczochranymi włosami. Uśmiechnęłam się pod nosem i palcem wskazującym dotknęłam jego dolnej wargi. Przejechałam wzdłuż linii jego szczęki, na końcu dotykając ciemnych włosów. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Czy to coś znaczy?
Powoli zdjęłam jego ciężką rękę z mojego ciała i wysunęłam się spod pościeli. Na szczęście się nie obudził, więc osiągnęłam mój cel. Wygląda tak pięknie gdy śpi, nie chcę tego popsuć. Gdy pościel już na mnie nie spoczywała, moje ciało ogarnął chłód. Boże, dlaczego jest tutaj tak zimno? Czuję się jakbym była na dworze i to w środku zimy. Wyszłam na paluszkach na korytarz, a potem szybko zbiegłam po schodach. Wleciałam do salonu w  poszukiwaniu czegoś, czym mogłabym się okryć. W końcu dostrzegłam koc, który leżał złożony w kostkę na jednym z foteli. Szybko się nim opatuliłam i ruszyłam do kuchni. Gdy już się tam znalazłam, zaczęłam następne poszukiwania. Tym razem moim celem stało się mleko. Oczywiście znajdowało się w lodówce, co raczej jest normalne. Wyciągnęłam z szafki szklankę i nalałam do niej białej cieczy. Odstawiłam karton na miejsce i odwróciłam się tyłem do blatu, opierając się o niego. Po chwili usłyszałam głośne kroki na schodach. Do pomieszczenia wbiegł Zayn z raczej przerażoną miną.
- Nigdy więcej tego nie rób. – wycedził podkreślając każde słowo.
- Czego? – zaśmiałam się zdziwiona.
- Obudziłem się, a ciebie przy mnie nie było! Już myślałem, że sobie poszłaś, coś ci się stało, albo jeszcze Bóg wie co! – chłopak zaczął panikować.
- Hej, spokojnie. Ja tylko zeszłam się napić. – uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Mogłaś mnie obudzić! – wyrzucił ręce w górę, w geście oburzenia.
- Ale tak słodko spałeś… - zrobiłam minę szczeniaczka.
- Słodko? – zaśmiał się dźwięcznie.
- Słodko. – potwierdziłam. – No wiesz, wyglądałeś tak niewinnie i bezbronnie.
- Jesteś niemożliwa. – pokręcił głową. – Nalej mi mleka.
- Sam sobie nalej. – udałam zdegustowanie. – Nie jestem twoją służącą.
- Ale sobie nalałaś, więc mi też możesz.
- Nie. – skrzyżowałam ręce na piersi. – Chyba, że ładnie poprosisz.
Zayn uśmiechnął się zawadiacko i zaczął iść w moją stronę powolnym krokiem. Oczywiście zaczęłam gapić się na jego idealnie wyrzeźbiony tors, co na pewno nie uszło jego uwadze, ponieważ jego uśmiech tylko się poszerzył. Gdy był już krok ode mnie, upadł na dwa kolana i wydął dolną wargę, robiąc przy tym duże oczka. Wybuchłam śmiechem i odłożyłam swoją szklankę na blat.
- Wyglądam słodko? – spytał nie zmieniając pozycji.
- Zdecydowanie. – zaśmiałam się jeszcze głośniej.
Postanowiłam, że jednak tym razem mu się udało i naleję mu tego nieszczęsnego mleka. Odwróciłam się do niego tyłem i sięgnęłam do szafki, aby wyjąc szklankę. Napełniłam ją i z powrotem schowałam mleko do lodówki. Zayn zdążył w tym czasie wstać, więc podałam mu szklane naczynie, które opróżnił w ciągu kilku sekund.
- Co się mówi? – zapytałam unosząc brew.
- Dziękuję? – wymamrotał niezrozumiale.
- Właśnie tak. – zachichotałam cicho. – Mam do ciebie bardzo ważne pytanie.
Jego mina w jednej chwili zrzedła i na twarzy pojawił się grymas.
- Dlaczego, do cholery, jest tu tak zimno? – zarzuciłam ramionami.
- Ach, o to chodzi. – rozpromienił się. – Ogrzewanie włączają dopiero o 9.00. A jest… 7.38.
-To wiele wyjaśnia. W takim razie wracam do mojego domu i będę spać dalej. – skierowałam się w stronę schodów.
- Spać? – zdziwił się.
- No tak. Jest mi zimno, a pod kołdrą jest cieplutko. – wzruszyłam ramionami nie zatrzymując się.
Wbiegłam po schodach, zebrałam moje ciuchy i weszłam do łazienki. Szybko się ubrałam, a ciuchy Zayna, które miałam na sobie wrzuciłam do kosza na pranie.  Gdy wyszłam na korytarz, Zayn stał oczywiście na środku i bacznie mi się przyglądał.
- Musisz iść? – spytał drapiąc się po głowie.
- Nie muszę, ale jest mi naprawdę zimno. A ja nienawidzę zimna. – skrzywiłam się, wymijając chłopaka i zbiegając po schodach.
Usłyszałam jego kroki tuż za mną, więc tylko przyspieszyłam i zaczęłam ubierać buty.
- A nie możesz spać u mnie? – zaczął marudzić.
- Pewnie masz dużo spraw na głowie, nie chcę ci przeszkadzać.
- Ale przecież możesz tu być w czasie gdy ja będę załatwiał te sprawy.  – podszedł bliżej mnie.
- Zayn, mam swoje mieszkanie. Nie będę czuć się dobrze przebywając tu, podczas gdy ciebie tu nie będzie. Masz swoje życie, ja mam swoje. Przecież możemy spotkać się wieczorem, prawda?
- Tak? – spytał spoglądając na mnie.
- No pewnie, że tak. Sądziłeś, że już do ciebie nie przyjdę, czy jak? – zaśmiałam się.
- Wiesz, myślałem, że… Że już nie będziesz chciała się ze mną spotkać. – podrapał się nerwowo po karku.
- Przestań głuptasie. – uśmiechnęłam się szeroko. – Zadzwoń do mnie potem. Umówimy się jeśli chcesz. Dobrze?
- Dobrze. – na jego twarzy zagościł nieśmiały uśmiech.
Gdy moje buty znalazły się już na stopach, podeszłam do Zayna i lekko go przytuliłam. Chłopak nieco się zdziwił, ale po chwili odwzajemnił gest.
- Do zobaczenia. – szepnął mi wprost do ucha.
Uśmiechnęłam się do siebie i wypuściłam go z objęć. Nacisnęłam klamkę i po chwili znalazłam się już na dworze. Było oczywiście niesamowicie zimno. Tak, zbliża się ta prawie najgorsza pora roku. Jesień. A jaka jest najgorsza? Oczywiście zima!
Podbiegłam do auta i szybko do niego wskoczyłam. Rozgrzałam ręce pocierając nimi o uda i odpaliłam silnik. Nacisnęłam pedał gazu i ruszyłam w stronę mojego mieszkania. Boże, jest 8.00 rano, a ja już na nogach. Tragedia.
Do domu dotarłam już po kilkunastu minutach. Po wejściu do mieszkania, pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było wzięcie długiego prysznica. Przebrałam się w świeżą bieliznę i luźną koszulkę na krótki rękaw. Wskoczyłam do łóżka i po prostu zasnęłam.
***
Obudził mnie uporczywy dźwięk wydobywający się z telefonu. Wygramoliłam się z łóżka i podreptałam na korytarz, gdzie zostawiłam torebkę z tym cholernym urządzeniem. Na wyświetlaczu widać było imię Zayna.
- Słucham? – powiedziałam zaspana.
- Czyś ty oszalała?! – wrzasnął, na co odstawiłam telefon od ucha na kilka centymetrów. – Dzwonię do ciebie po raz 38 i  napisałem ci już ze sto esemesów! Mogłaś chociaż odpisać, dać jakiś znak życia! Zadzwonić i powiedzieć: „u mnie wszystko okej”, obojętnie! Wiesz jaki jestem zdenerwowany? Dostałem zawału serca przynajmniej pięć razy, o ile to w ogóle możliwe!
- Zayn, uspokój się. – wtrąciłam się. – Po prostu spałam.
- Spałaś!? Dziewczyno, nie masz pojęcia jak ja się o ciebie martwiłem!
- Martwiłeś się… - uśmiechnęłam się pod nosem. – Nie masz o co się martwić.
- Jeszcze raz zrobisz mi takie coś, a już nigdy nie wypuszczę cię z mojego mieszkania. Zrozumiano?
- I myślisz, że się ciebie posłucham? – zaśmiałam się. – Dobra, nie mam teraz czasu na rozmowy.
- A co jest takiego ważnego? – spytał nieco się uspokajając.
- No wiesz, muszę zjeść śniadanie, iść na siłownię i takie tam.
- Śniadanie? Jest prawie 15.00. – powiedział i założę się, że właśnie w tym momencie ma na twarzy przyklejony jakiś głupi uśmiech.
- Kurwa. Muszę kończyć. Pa.
Nie dałam mu szansy na powiedzenie czegokolwiek i szybko się rozłączyłam. Rzuciłam telefon gdzieś na podłogę i pognałam do sypialni. Wyciągnęłam z szafy ubrania , które po chwili na siebie włożyłam. Wzięłam także torbę, do której spakowałam rzeczy potrzebne na siłownię. Zabrałam jeszcze telefon, który leżał na podłodze w korytarzu i wybiegłam na zewnątrz. Wiał zimny wiatr, a słońce przysłonięte było przez ciemne chmury.
- Zajebiście. – mruknęłam sama do siebie.
***
Ćwiczenia na siłowni szły mi niesamowicie lekko. Miałam w sobie duże energii, co jest zapewne przyczyną dość długiego snu. Bardzo długiego snu. Po skończonym treningu wzięłam szybki prysznic w tym samym budynku i wypiłam butelkę wody. Przebrałam się w normalne ciuchy i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Hej, wiesz może, która jest godzina? – zaczepił mnie jakiś chłopak, gdy otwierałam samochód.
- Tak, chwilka. – spojrzałam na telefon. – 17.25.
- Dzięki. – nieznajomy uśmiechnął się do mnie ciepło. – Tak w ogóle jestem Nick.
- Alex. – podałam mu rękę, którą po chwili delikatnie uścisnął.
-Wiesz co… Zdaję sobie sprawę z tego, że praktycznie mnie nie znasz, ale miałbym do ciebie prośbę. Bo mój… kolega, ma niedługo urodziny. A ja nie mam zielonego pojęcia co mógłbym mu kupić. I pomyślałem sobie, że może byś mi… pomogła?
- Jasne. – uśmiechnęłam się szeroko. – Dlaczego nie. Może pójdziemy do galerii, skoro już tu jesteśmy?
- Kamień spadł mi z serca. Więc chodźmy.
Zaczęliśmy iść w stronę centrum handlowego, które znajdowało się tuż obok siłowni.
- No więc co lubi twój kolega? – zapytałam, gdy byliśmy już w środku.
-Tak właściwie, to on nie jest moim kolegą. – chłopak zarumienił się.
- A kim? – zdziwiłam się.
- Bo wiesz… On jest raczej kimś więcej niż tylko zwykłym kolegą. – powiedział speszony.
- Ach, rozumiem! Czyli jest twoim chłopakiem, tak? – zapytałam nadal uśmiechnięta.
- W sumie to tak. Jesteśmy ze sobą od niedawna. – Nick przeczesał swoje brązowe włosy. – Ale nie przeszkadza ci to?
- Co? Że wolisz chłopców? Przestań! Uważam, że to bardzo słodkie. – wyszczerzyłam się.
Nick zaczął opowiadać mi o swoim partnerze i z tego co usłyszałam, bardzo go kocha. Dowiedziałam się, że ma na imię Louis i lubi piłkę nożną. I wiele innych rzeczy, których nie jestem w stanie spamiętać.
- Louis kocha muzykę. Jest artystą. Kojarzysz One Direction? – pokiwałam głową. – Jest członkiem tego zespołu. Uwielbiam jak śpiewa. Ma cudowny głos.
Zaniemówiłam. Po prostu zaniemówiłam. Louis. Tomlinson. Jest. Kurwa. Gejem.
- Alex! Halo! Ziemia do Alex! – chłopak machał mi ręką tuż przed twarzą. – Wszystko okej?
- Co? Ach, tak jest okej. – obudziłam się z pewnego rodzaju transu. – Po prostu… Znam Louisa.
- Serio? To ekstra! Gdzie go poznałaś?
- Jakoś tak.. Nie wiem, nie pamiętam. Bo znam jego kolegę i on mnie poznał z Louisem i tak jakoś… - nie mogłam się wysłowić, ponieważ byłam jeszcze w niemałym szoku.
- Nieważne. Więc jak? Myślisz, że ta koszulka będzie dobra? Plus do tego tamta bransoletka?
- Tak, tak. Będzie idealnie. – uśmiechnęłam się.
Chłopak zapłacił za zakupy i wyszliśmy z ogromnego budynku.
- A kiedy on ma właściwie te urodziny? – zapytałam.
- Dopiero 24 grudnia, ale wolę mieć prezent już teraz. I tak muszę mu kupić coś jeszcze na gwiazdkę. Co za dureń rodzi się w Wigilię… - westchnął.
- Sam sobie wybrałeś takiego chłopaka. – zaśmiałam się.
- Tak, czasami się zastanawiam dlaczego akurat on. – zawtórował mi śmiechem.  – To ja się już będę zmywał. Dzięki za pomoc. Jestem ci winny kawę i ciasto. Masz tu mój numer i dzwoń kiedy tylko chcesz.
Nick wręczył mi karteczkę z ciągiem cyfr, który po chwili wbiłam do telefonu i zadzwoniłam. Chłopak również zapisał sobie mój numer, po czym pożegnaliśmy się i wsiadłam do auta.
Louis ma chłopaka. No po prostu zajebiście.