Strony

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 17

Obudziły mnie promienie słońca padające na moją twarz przez wielkie okno. Cholera, nie zaciągnęłam zasłon. Wyszukałam dłonią telefon i znalazłam go pod swoim tyłkiem. Hm, muszę zacząć kłaść go na szafkę nocną. Jak poparzona wyskoczyłam z łóżka, gdy zobaczyłam, że jest 14.00. Jakim cudem spałam tyle czasu?! Trochę się uspokoiłam, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że jest sobota. Tak czy siak, chcę jechać na małe zakupy. W sypialni miałam drzwi do mojej prywatnej, małej łazienki. W mieszkaniu jest jeszcze jedna, taka mega duża. Weszłam do tej mniejszej i odbębniłam poranną toaletę. Ubrałam się i weszłam do kuchni, gdzie zabrałam się za przygotowanie szybkiego śniadania. W sumie to obiadu… Nie, obiadem nie można nazwać kanapki z serem, szynką, sałatą, majonezem, keczupem, musztardą, pomidorem, ogórkiem i rzodkiewką. Przynajmniej była dobra. Gdy skończyłam konsumować mój jakże wykwintny posiłek, zarzuciłam torbę na ramię i wzięłam kluczyki leżące na stole. Och, jakie to cudowne uczucie mieć swoje auto. I dom. Będę to chyba powtarzać przez najbliższy miesiąc, jak nie do końca życia. Po półgodzinnej jeździe samochodem, której większość czasu pochłonęły kilometrowe korki, dotarłam do ogromnego centrum handlowego. Ładnie zaparkowałam i zaczął się mój szał zakupowy. Łaziłam po sklepach i kupowałam wszystko co wpadło mi w oko. Szczerze mówiąc, czasem nawet nie przymierzałam niektórych ciuchów, po prostu wiedziałam, że będę na mnie wyglądać cudownie. Tak, mam o sobie dość wysokie mniemanie. Właśnie wychodziłam ze sklepu i kierowałam się w stronę Starbucksa, gdy nagle na kogoś wpadłam. Torby wypadły mi z rąk, a ja spojrzałam na chłopaka, którego przed chwilą staranowałam. Czemu nie mogę nigdy wpaść na dziewczynę?
- Przepraszam. – wyrwało mi się.
- Nie szkodzi, to ja się zagapiłem. – chłopak obdarzył mnie pięknym uśmiechem. – Jestem Dean.
- Alex. – podaliśmy sobie dłonie.
- To skrót od jakiegoś imienia? – zapytał zaciekawiony.
- Tak, Aleksandra. – odpowiedziałam. Jeszcze nikt się tym wcześniej nie zainteresował.
- To nie jest angielskie imię… - zmarszczył brwi.
- Polskie. Można powiedzieć, że… Um… Mam polskie korzenie. – uśmiechnęłam się do niego.
- Świetnie! Bardzo lubię Polskę. Właśnie skończyliśmy tam trasę koncertową.
- Co? – zapytałam nie za bardzo ogarniając o co mu chodzi.
- No trasę. Koncertową. Mam zespół razem z moimi dwoma braćmi i kolegą. – wyszczerzył się.
- Naprawdę? Jak się nazywacie? – zaciekawiłam się. Serio? Najpierw koleś z One Direction, teraz to?
- Room 94. – rozłożył ręce i zaczął robić jakieś dziwne cyrkowe pozycje, na co wybuchłam śmiechem.
- Nigdy nie słyszałam. – odparłam nieco zażenowana moją nieznajomością trendów. – Ale na pewno jesteście świetni. Sorry, ale muszę już iść. Głód nie poczeka. – wyszczerzyłam się.
- Może pójdziemy razem? Wiesz, ja też jestem nieco głodny. Czekam na brata, który buszuje gdzieś po tych wszystkich sklepach. Z nim to jak z babą… - powiedział marudnym tonem.
- Przestań, ja bardzo szybko robię zakupy! Trzy godziny i gotowe! – zbulwersowałam się.
- Trzy godziny? Nieźle. Ja potrzebuję około dwóch. Okej, Starbucks?
- Jasne. – posłałam chłopakowi uśmiech i ruszyłam w stronę kawiarni.
- A torby? – usłyszałam głos Dean’a.
- Kurwa, zapomniałabym. – wymamrotałam.
Chłopak chyba nieco zdziwił się moim słownictwem, ale po chwili uśmiechnął się szeroko i pomógł mi przetransportować wszystkie zakupy do pobliskiego stolika.
- Co ci zamówić? – spytał stając koło mnie.
- Obojętnie. Zaskocz mnie. – poruszyłam śmiesznie brwiami.
Dean zaśmiał się głośno i po chwili stał w kolejce. To, co mi przyniósł, było pyszne! Niby jakaś tam kawa, ale ta pianka, smak i w ogóle… Z tego wszystkiego zapomniałam spytać jak to się w ogóle nazywa. Ale było niesamowite.
- No to powiedz, co cię sprowadziło w nasze angielskie progi. – zaczął chłopak.
- Jak to? – nie zrozumiałam o co mu chodzi.
- No pochodzisz z Polski. – wytłumaczył unosząc brwi.
- Ach, to… Wiesz, chyba nie chcę o tym mówić. Bardzo skomplikowane.
- Okej, nie będę naciskać. – posłał mi morderczo piękny uśmiech. – Ale jak coś to wiesz, zawsze możesz mi się wygadać. Jestem niezłym słuchaczem.
- Nie zaprzeczam. Będę o tym pamiętać. – uśmiechnęłam się do niego szeroko. – Będę się już zbierać. Miło było cię poznać, Dean.
- Och. – wyrwało mu się. – Mi ciebie też. Może wymienimy się numerami? Wiesz, jakbyś chciała pogadać.
- Pewnie. – wyciągnęłam z kieszeni telefon i podałam chłopakowi. On zrobił to samo i po chwili mieliśmy już swoje numery.
- To do zobaczenia. – uścisnął moją rękę.
- Tak, do następnego razu.
Zebrałam wszystkie swoje reklamówki wypełnione po brzegi ciuchami i ruszyłam w stronę wyjścia. Zapakowałam wszystko do samochodu i ruszyłam w stronę domu. Gdy przejeżdżałam koło sklepu monopolowego, coś mnie nagle ruszyło. Przecież dzisiaj impreza u Harry’ego! Muszę coś ze sobą wziąć, nie wypada tak z pustymi rękoma. Zatrzymałam się przy chodniku i weszłam do małego sklepiku. Omiotłam wzrokiem półki wypełnione wszelkiego rodzaju alkoholem.
- Dzień dobry, jest może polska wódka? – zapytałam sprzedawczyni.
- Tak, Krupnik. – to słowo wypowiedziała tak śmiesznie, że o mało co nie wybuchłam śmiechem.
- Poproszę. – uśmiechnęłam się w jej stronę.
Kobieta spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem, jakbym chciała kupić broń, albo coś w tym stylu.
- Poproszę dowód osobisty. – powiedziała twardym tonem.
Czy ona myśli, że jestem niepełnoletnia? Dobre sobie. Wyglądam aż tak młodo? W sumie to fajnie. Podałam jej dokument i zobaczyłam rozczarowanie w jej oczach. Pewnie chciała mnie udupić. Z niechęcią podała mi butelkę przezroczystej cieczy. Zapłaciłam i wyszłam ze sklepu. Och, powracają wspomnienia. Nie ma nic lepszego od polskiej wódki. Uwierzcie. Gdy wróciłam do mieszkania, na zegarku widniała godzina 17.05. Do kurwy nędzy, spóźnię się! Rzuciłam nowe ciuchy na podłogę i wybrałam z nich komplet na dzisiaj
. Nie chciało się zbytnio stroić, to przecież tylko domówka, ale nie chciałam też iść w dresach. Spodnie, koszulka i obcasy wystarczą. Szybciutko się przebrałam i ogarnęłam twarz. Włosy rozpuściłam i lokówką zrobiłam lekkie fale. Spojrzałam w lustro i zadowolona wyszłam z domu. Po chwili jednak się cofnęłam i z powrotem wpadłam do mieszkania. Zapakowałam mój dzisiejszy prezent w papier i schowałam do torebki. Zamknęłam mieszkanie na klucz i po chwili pędziłam autem w stronę adresu, który Styles przesłał mi sms’em. Po jakichś 20 minutach stanęłam pod wielkim domem. Temu to się powodzi. Przed budynkiem zaparkowanych stało pięć aut. Całkiem fajnych aut. Ugh, czemu patrzę na te durne samochody, zamiast wejść do środka?! W końcu się otrząsnęłam, złapałam za torebkę i z gracją wyszłam ze swojego pojazdu. Specjalnie wybrałam takie z wysokim zawieszeniem, żebym spokojnie mogła z niego wysiadać nawet w obcasach. Trzeba myśleć o wszystkim, prawda? Zadowolona ruszyłam w stronę drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili usłyszałam głośne okrzyki. Okej, impreza chyba już się zaczęła. Po paru minutach w drzwiach pojawił się Harry. Nie wyglądał na pijanego, aczkolwiek na pewno już coś łyknął.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz. Wchodź! – wciągnął mnie do środka.
Zaczęłam rozglądać się dookoła, ale Harry nie pozwolił mi na kontynuowanie tej jakże ciekawej czynności i zaczął ciągnąć mnie za nadgarstek do głębi domu. Wparowaliśmy do salonu, gdzie zobaczyłam czterech chłopaków siedzących na kanapie, którzy żywo gestykulowali rozmawiając o… Chyba nie chcecie wiedzieć o czym. Harry odchrząknął i wszyscy tu zgromadzeni jak na komendę, odwrócili głowy w naszą stronę. W pierwszej kolejności spojrzałam na blondyna, którego zdążyłam już poznać. Niall, jak dobrze pamiętam. Na niego też wpadłam, fajnie nie? Obok niego siedziało jeszcze dwoje innych chłopaków, ale to nie oni zwrócili moją uwagę. Na końcu kanapy siedział Zayn, we własnej chujowej osobie. Super. Fajnie, nie pomyślałam o tym, że przecież on też jest w tym całym pieprzonym One Direction. Stałam tam wpatrując się w niego, gdy nagle jeden z chłopaków zamknął mnie w szczelnym uścisku. Gdy w końcu się ode mnie oderwał, zobaczyłam jego twarz i piękne oczy. Czemu podobają mi się oczy wszystkich chłopaków? Jestem jakąś psychopatką.
- Jestem Louis. A ty to pewnie Alex. Chłopaki mi o tobie opowiadali. – zaczął.
- Ach tak… - nie wiedziałam za bardzo co powiedzieć.
Po chwili przywitał mnie drugi z nieznanych mi chłopaków, który miał na imię Liam. Ładne imię.
Odwróciłam się w stronę gospodarza domu, czyli Harry’ego, który stał za mną z uśmiechem na ustach. Podałam mu szczelnie zapakowany prezent i czekałam aż go otworzy.
- Co to jest? – zaczął oglądać etykietę. – To znaczy, wiem, że wódka, ale jakaś dziwna…
- Polska. – uśmiechnęłam się szeroko. – Posmakuje wam.
- Nie wątpię! Louis, przynieś kieliszki! – zarządził loczek.
Po chwili w pokoju pojawiły się kieliszki, szklanki, woda, chipsy, ciastka i różne inne rzeczy do jedzenia. Pokrótce mówiąc, cały stół zawalony był żarciem. Liam i Zayn siedzieli na fotelach, a ja z resztą chłopaków na kanapie. Tak w sumie to byłam ściśnięta pomiędzy Harry’m a Niall’em. Liam nalał wódki do każdego kieliszka. Po chwili wszyscy przechylali kieliszki i gorzka ciecz lądowała w naszych żołądkach.
- Ale mocne. – chrząknął Niall.
- No raczej. – zaśmiałam się.
Kolejne kieliszki wchodziły nam niesamowicie łatwo. Czułam się już nieco wstawiona, ale jeszcze nad wszystkim panowałam. Postanowiłam już więcej nie pić, ponieważ muszę przecież jakoś wrócić do domu. Tak, trochę już wypiłam, ale myślę, że dałabym radę prowadzić. Mogłabym dostać mandat, albo coś, ale jak na razie mało mnie to obchodzi. Chyba jednak jestem trochę pijana… Spojrzałam po chłopakach, żeby ocenić ich stan upojenia. Liam spał na fotelu, Louis leżał rozłożony plackiem na podłodze. Twarz ma zwróconą w stronę posadzki, ale myślę, że śpi. Harry i Niall jakoś się trzymali, bo wpatrywali się z pasją w mecz, który właśnie emitowano w telewizji. Gdy spojrzałam na Zayn’a, nasze wzroki spotkały się. Chyba mnie obserwuje. Zastanawiam się w ogóle czy cokolwiek dzisiaj wypił. Wygląda na całkowicie trzeźwego. Ale nie mi tu oceniać.
- Coś nie tak? – spytałam nieco zirytowana jego uporczywym wzrokiem.
- Nie wiedziałem, że przyjdziesz. – odpowiedział chłopak bez jakichkolwiek emocji.
- Mogłabym to samo powiedzieć o tobie. – odburknęłam popijając sok pomarańczowy.
- To moi przyjaciele, chyba logiczne jest to, że jestem na naszym spotkaniu.
- Och, przepraszam, może mam wyjść?
Zayn zmrużył lekko oczy, lecz nadał się we mnie wpatrywał. Ja także nie odrywałam od niego wzroku, czekając na jego odpowiedź. Niall i Harry chyba wyczuli napiętą atmosferę między nami, bo zaczęli mówić coś o skarpetkach, trampolinie i piłce do koszykówki. Ich wypowiedź wprawdzie nie miała jakiegokolwiek sensu, ale chyba podziałało, bo Zayn odwrócił ode mnie wzrok i zaczął wkładać sobie do buzi popcorn. Uśmiechnęłam się lekko do chłopców i przekazałam im nieme ‘Dzięki’.
- Ja już może pójdę. – powiedziałam, wstając z kanapy.
- Gdzie? – zapytał Harry zupełnie zbity z tropu.
- Jak to gdzie? Do domu. – potrząsnęłam głową, niedowierzając w głupotę tego chłopaka.
- W takim stanie? Jesteś pijana, kobieto! – loczek zaczął histeryzować. – Chcesz się zabić?! Najpierw przynosisz tu ten szatański alkohol, upijasz nas i siebie, a teraz chcesz wsiąść za kółko i popełnić samobójstwo?! Tak, to by było samobójstwo!
- Hej, hej, spokojnie Harry! – pomachałam mu rękoma przed oczami. – Przecież wypiłam tylko trochę, jakoś dam radę.
Przeszłam kilka kroków, pokazując tym samym, że jestem w pełni sprawna. Hazza wstał powoli z kanapy i chwiejnym krokiem zbliżył się do mnie. Położył mi dłonie na ramionach i głośno westchnął.
- Nie martw się. Jednorożce nie istnieją, to tylko wytwór twojej wyobraźni. – powiedział bardzo poważnym tonem. – To, że skaczą właśnie po fotelach, trzymając w kopytkach różowe bakłażany, nie znaczy wcale, że one są prawdziwe. Spokojnie, to tylko sen.
- Co? Harry, dobrze się czujesz? – zapytałam o mało co nie wybuchając śmiechem.
- Tak, zupełnie dobrze. Ale te spodnie strasznie uciskają moją głowę. – westchnął, po czym zaczął rozpinać rozporek.
Razem z Niall’em i Zayn’em obserwowaliśmy poczynania chłopaka, którego spodnie właśnie wylądowały gdzieś obok telewizora. Harry podszedł do stolika, z którego wziął miskę z popcornem. Stanął na środku pokoju, po czym wyrzucił całą zawartość miski w górę.
- Pora na prezenty! – wydarł się i podbiegł do okna. – Już jest. Pierwsza gwiazdka.
- Czy ciebie już do końca popierdoliło? – zapytał Niall stając koło aktualnie opętanego chłopaka. – Musisz już iść spać.
- Ale dzisiaj Halloween… - spuścił głowę Harr.
- Stary, jutro dam ci cukierki. A teraz chodź, położymy się spać, dobrze? – powiedział milutkim tonem blondyn.
Harry przytaknął i ruszył w stronę schodów. Po drodze wywalił się parę razy, więc pomogłam Niall’owi wciągnąć go na górę. Gdy wszedł na górę, od razu rzucił się na łóżko krzycząc coś o Power Rangers. Wywróciłam oczami i spojrzałam na Niall’a.
- To dla niego za dużo… - powiedział cicho blondyn.
Tylko skinęłam głowę na znak zrozumienia i patrzyłam jak lokowaty zaczyna ściągać z siebie kolejne części garderoby. Gdy został już w samych bokserkach, nagle wyskoczył z łóżka, podbiegł do mnie, po czym mocno mnie przytulił.
- Wiem, że to męczące. – wyszeptał mi do ucha. – Te głosy są takie uciążliwe…
Pogładziłam jego nagie plecy i potwierdziłam jego wcześniejszą wypowiedź.
- Ale chyba damy radę, prawda? – powiedziałam, gdy w końcu się ode mnie odkleił.
- Jasne. Jutro pojadę do tego sklepu. – wymamrotał i wrócił do łóżka.
Zakrył się kołdrą po sam nos, burknął jakiś tekst o naleśnikach i odpłynął w krainę snu. Popatrzyłam na Niall’a, który stał oparty o ścianę i wpatrywał się w śpiącego kolegę.
- To ja się zbieram. – uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Nie ma mowy. Zostajesz. Gdybym nie pił, chętnie bym cię odwiózł. Ale sama widzisz…
- Przestań, jestem w całkiem dobrym stanie. A poza tym, tu nie ma gdzie spać. – przewróciłam oczami.
- Jak to nie ma gdzie spać? Pewnie, że jest! Harry ma przecież pokój gościnny, a w nim wielkie, wygodne łóżko. – chłopak żywo gestykulował podczas swojej wypowiedzi. – Chodź i nie marudź, idziemy się przespać.
- Co? – otworzyłam szeroko oczy.
- To znaczy, nie razem, że w sensie, razem razem, tylko razem w jednym łóżku, ale nic nie będziemy robić, znaczy się spać, ale nic więcej, po prostu jest jedno łóżko, nie myśl sobie, że coś proponuje, tylko musimy się przespać, ale nie w tym sensie co myślisz, tak normalnie pójść spać, jak przyjaciele, ale tacy normalni przyjaciele, w sumie to znajomi, albo może pójdziemy na kanapę, to znaczy ja pójdę, bo nie będziemy spać na jednej kanapie, no chyba, że chcesz, ale raczej nie chcesz, więc możesz spać na łóżku, tylko że mamy tylko jedną kołdrę, to możemy po prostu spać w jednym łóżku nakryci jedną kołdrą, ale trochę dalej od siebie, bo ja nie chcę z tobą nic ten teges, tylko nie chcę, żeby ci się coś stało jak będziesz jechać autem, więc fajnie by było jakbyś została, ale nic nie proponuje, po prostu…
- Niall, stop! – wydarłam się zatykając mu usta dłonią. – Rozumiem! To chodź do tego łóżka.
Chłopak zarumienił się i przepuścił mnie w drzwiach. Zeszliśmy na dół. Zayn’a już tam nie było.
- A gdzie Zayn? – zapytał zdziwiona.
- Pewnie pojechał do domu. W sumie to mógł cię odwieźć, ale już za późno. – zrobił krótką przerwę. – To co jemy?
- Chcesz teraz jeść? Myślałam, że idziemy spać…


______________________

Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Wiem, strasznie długo nie pisałam, ale aktualnie moje życie to jeden wielki burdel i bardzo trudno znaleźć mi czas na głupie włączenie komputera... Nie chcę się zbytnio chwalić, ale jestem teraz w Paryżu i musiałam wysyłać ten post koleżance, która dodała go z Polski, bo francuski Internet niestety nie dał rady...
Ach, jeszcze jedne przeprosiny... Przepraszam za mój język, ale coraz częściej posługuję się angielskim. Szczerze mówiąc, przez ostatni miesiąc, może dwa, bardzo rzadko jestem w Polsce i źle to wpływa na mój styl pisania. Ale cóż zrobić. Czasami nawet świetnie się bawię. Co ja gadam, co wieczór jest zajebiście!
Ale nie będę już Wam tu pieprzyć o moim nudnym życiu, szykuje się ponowny wyjazd do Londynu z moją ekstra ekipą, więc goodbye biczysss!
Jak mnie zmotywujecie komentarzami, to może rozdział pojawi się w ciągu najbliższego tygodnia (nic nie obiecuję).

Jeszcze raz, see you later!

6 komentarzy:

  1. No w końcu :D
    Super rozdział, ten cały Dean, nie ogarniam :/
    Haha, Harry <3 Wypowiedź Niall'a rozwala system xD
    Nie mam siły na pisanie komentarza. Dobranoc :(( (tak, wiem, jest dzień)
    TY JESTEŚ W PARYŻU? I JEDZIESZ DO LONDYNU?
    Zazdrooooo <3
    KC :*
    + Jak masz czas, wpadnij do mnie. Załamuję się, od środy trzy komentarze :/ Ale dobra, co Cię to obchodzi :3
    Jeszcze raz: CUDOWNE <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, obchodzi mnie to i to bardzo! Zaraz do Ciebie uderzam ;)

      Usuń
  2. Świetne
    Niall jak zawsze o jedzeniu :P
    Życzę weny
    Zapraszam do mnie:
    nadzieja-jestzawsze.blogspot.com
    przypadek-ni9esadze.blogspot.com
    opowiadanienieztejziemi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowity! :****
    Rozumiem, że nie masz czasu :)
    Mam nadzieję, że następny pojawi się prędzej <3 <3 <3 <3 <3

    P.S. Ale ten Zayn to cham! haha :D <3 A Harry z tymi jednorożcami haha :D <3 <3 <3 :******

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Harry miał niezłą fazę. Zayn to taki skurwiel, że tego nawet nie da się racjonalnie wytłumaczyć.

      Napisałam już połowę następnego rozdziału, więc myślę, że niedługo się pojawi :)

      Usuń
  4. Hejka :) Twój blog został nominowany do Liebster Award :) Więcej tutaj -> http://just-you-and-one-direction.blogspot.com/2014/04/liebster-award-kolejna-nominacja-d-gra.html

    OdpowiedzUsuń