Ciekawe, czy szybko przyzwyczaję się, że nie mieszkam już
sama? Teraz nie będę mogła robić co mi się tylko podoba. Chociaż… Będę mogła. Nie
obchodzi mnie, co Harry sobie o mnie pomyśli. I tak wiem, że jestem kretynką.
Weszłam do salonu i zaczęłam szukać jakiejś fajnej płyty,
której mogłabym posłuchać. Postawiłam na All Time Low, który jest jednym z
moich ulubionych zespołów. Włożyłam płytę do wieży stereo, a po chwili muzyka
rozbrzmiała w pomieszczeniu. Lekko pogłośniłam, bo wprost uwielbiam gdy słychać
muzykę w całym domu. Gdy już praktycznie nie słyszałam własnych myśli,
przeniosłam się tanecznym krokiem w stronę kuchni. Mam ochotę upiec jakieś
ciasteczka, bo nie mam w domu dosłownie nic słodkiego. Nawiązując do moich
braków w ekwipunku, koniecznie muszę wybrać się do miasta. Moja lodówka zaczyna
świecić pustkami. Wyciągnęłam wszystkie potrzebne produkty na blat i zawiązałam
wokół talii jasnoróżowy fartuszek w białe serduszka. Jest naprawdę okropny, ale
dostałam go od babci, a poza tym już się do niego przyzwyczaiłam. Włączyłam
piekarnik, aby zdążył się rozgrzać. Zaczęłam mieszać składniki rękoma na
blacie, a gdy skończyłam, pokroiłam czekoladę na małe kawałki. To najprostszy
przepis na ciastka jaki znam, a są one moim ulubionym przysmakiem. Wsypałam
malutkie kostki czekolady do masy i jeszcze raz wszystko zagniotłam.
Wyciągnęłam z szafki szklankę i wykroiłam nią okrągłe ciasteczka. Teraz zostało
jedynie poukładać ciastka na blasze i wsadzić do piekarnika.
Uśmiechnęłam się patrząc na moje błyskawiczne dzieło i
umyłam dokładnie ręce. Ściągnęłam fartuszek i odwiesiłam go z powrotem na
malutki haczyk. I znowu nie mam co robić.
Ostatecznie postanowiłam przebrać się w sportowy stanik oraz
legginsy i trochę poćwiczyć. Doszło do tego, że ćwiczę już prawie codziennie.
Ach ta samotność… Zmusza ludzi do
wykonywania różnych czynności, których w normalnych warunkach nie mieli by ani
ochoty ani czasu wykonywać. Zaczęłam
podskakiwać w rytm piosenki, która akurat leciała. Gdy już się trochę
rozgrzałam, zrobiłam kilka serii brzuszków. W końcu wciągnęłam się w wir
ćwiczeń i straciłam poczucie czasu.
Po, jak sądzę, kilkudziesięciu minutach ćwiczeń opadłam
zmęczona na kanapę i głośno odetchnęłam. Podniosłam wzrok i aż podskoczyłam,
gdy zobaczyłam Harry’ego opierającego się bokiem o framugę drzwi.
- Co ty tu robisz? – wypaliłam, nie zastanawiając się.
- No nie wiem, mieszkam?- odparł rozbawiony.
- Ach.. No tak. – podrapałam się po karku zawstydzona. –
Długo już tu tak stoisz?
- Wystarczająco długo.- na jego twarzy pojawił się chytry
uśmieszek. – Swoją drogą, masz niezły tyłek.
Po tych słowach posłał mi ostatni szeroki uśmiech, odwrócił
się i poszedł. A ja zostałam w tej samej pozycji z wytrzeszczonymi do granic możliwości oczami
i rozdziawioną buzią. Czy mi się wydaję, czy właśnie zamieszkałam z idiotą?
Po chwili usłyszałam kroki i do salonu wszedł Harry z
kilkoma torbami. Skierował się w stronę schodów, posyłając mi tylko przelotne
spojrzenie.
- Tak, czuj się jak u siebie w domu. – mruknęłam pod nosem.
Gdy chłopak zniknął za schodami, wstałam i skierowałam się
do najbliższej łazienki. Zamknęłam drzwi od środka i ściągnęłam z siebie
przepocone ciuchy, który wylądowały w koszu na pranie. Weszłam do kabiny i
wzięłam szybki, odświeżający prysznic. Po wytarciu się ręcznikiem, owinęłam go
wokół siebie i spojrzałam w lustro. Jutro będę musiała się pomalować, bo
przecież jadę do miasta. W sumie nie musze nakładać makijażu, ale lubię to
czasami zrobić. Makeup na co dzień w moim przypadku nie ma żadnego sensu,
ponieważ i tak nikt mnie tu nie widzi. No, teraz widzi mnie Harry, ale nie mam
zamiaru dla niego spędzać pół godziny przed lustrem, żeby jakoś wyglądać. Nie
zależy mi.
Odwróciłam się i wyszłam z łazienki. Nagle przypomniałam
sobie, że w piekarniku zostawiłam ciasteczka, więc biegiem puściłam się w
stronę kuchni. Rzuciłam się na drzwiczki piekarnika i szybko je uchyliłam.
Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że moje wypieki się nie spaliły. Były wręcz
idealne. Mam wspaniałe wyczucie czasu. Założyłam rękawice kuchenną i
wyciągnęłam blachę na stół. Wyłożyłam wszystkie ciastka na talerz, po czym z
powrotem schowałam blaszkę do piekarnika. W pomieszczeniu rozniósł się
niesamowity zapach, który wręcz uwielbiam.
- Co tak pachnie? – usłyszałam i cicho pisnęłam.
Odwróciłam się i zobaczyłam oczywiście bruneta stojącego na
progu kuchni.
- Musisz mnie tak ciągle straszyć? – spytałam z wyrzutem,
trzymając dłoń na wysokości serca. – Jak tak dalej pójdzie, to dostanę zawału.
- Nie martw się, przyzwyczaisz się. – wyszczerzył się i
podszedł bliżej.
Przyglądałam się mu, gdy ciągle się do mnie zbliżał. Nagle
uświadomiłam sobie, że jestem w samym ręczniku i poczułam jak na moje policzki
wkrada się rumieniec. Harry jednak zwinnie mnie ominął i sięgnął ręką do
talerza z ciastkami. Wziął jedno i wepchał sobie do ust.
- Pyszne! – wycedził z pełną buzią, przez co zabrzmiał
komicznie.
Wybuchłam śmiechem, a po chwili Harry poszedł w moje ślady.
Gdy przełknął wszystko co miał w buzi, oparł się tyłem o stół i ugryzł kawałek
kolejnego ciastka.
- Naprawdę są dobre. – pokiwał głową z uznaniem.- Od dziś
moje ulubione.
- Ej, to moje ulubione! – oburzyłam się, próbując ukryć
uśmiech.
- Więc wychodzi na to, że mamy podobny gust. – posłał mi
piękny uśmiech.
- Albo po prostu jestem wyśmienitą kucharką. – wyszczerzyłam
się opierając ręce na biodrach.
- O tym już niedługo się przekonam.- wziął kolejny przysmak.
- Jak to? Chyba nie myślisz, że będę Ci gotować? – uniosłam
brwi do góry.
- Okej, ale musisz wiedzieć, że jestem fatalnym kucharzem i
prędzej czy później spalę tę chatę. – powiedział bardzo poważnie.
- Dobra, niech ci będzie. Ja mogę gotować. – zmarszczyłam
czoło przerażona.
- Wiedziałem, że cię przekonam. – zaśmiał się głośno, a w
jego policzkach ukazały się dwa dołeczki.
Pokręciłam głową i również zaczęłam się śmiać. Ten chłopak
jest okropny. A znam go od zaledwie kilku godzin. Chyba nieźle się wpakowałam.
- Pracujesz gdzieś? – nagle zadał mi pytanie.
- Um… Nie. A ty? – odpowiedziałam szybko.
- Jesteś naprawdę zabawna. – zaśmiał się głęboko. – Przecież
jestem piosenkarzem, to jest moja praca.
- To z tą sławą, to było na serio? – zdziwiłam się.
- Serio, serio. Naprawdę mnie nie kojarzysz? Nazwa One
Direction ci nic nie mówi? – uniósł jedną brew do góry i wyglądał wtedy tak
śmiesznie, że wybuchłam gromkim śmiechem. – Co cię tak śmieszy?
- Przepraszam, ale zrobiłeś taką śmieszną minę. –
uśmiechnęłam się w jego stronę, uspokajając się po chwili. – Pewnie, że znam
One Direction! I chcesz mi powiedzieć, że jesteś członkiem tego zespołu?
- No tak, to takie dziwne?
- Nie, skądże. Wiem co to za zespół, ale nie słucham takiej
muzyki, więc nic o nim nie wiem. Jak zauważyłeś, nie znam nawet nazwisk jego
członków. – wzruszyłam ramionami. – Znaczy się, jednego już znam i to
osobiście!
Brunet pokręcił głową z rozbawieniem, a ja zaśmiałam się na
jego gest.
- Możesz czuć się zaszczycona. – powiedział robiąc elegancki
ukłon w moją stronę.
Zachichotałam i przewróciłam oczami na jego gest. Po chwili
również się ukłoniłam i ruszyłam w stronę schodów. Po kilku minutach
znajdowałam się w moim pokoju, gdzie ubrałam się w majtki i krótką koszulkę na
ramiączkach do spania. Odwiedziłam moją łazienkę w celu umycia zębów, a
następnie rzuciłam się na łóżko. Leżałam na łóżku i myślałam, czy mam jeszcze
coś do roboty, czy jednak mogę iść spać. Jestem trochę zmęczona, w końcu był to
dzień pełen wrażeń. Zdecydowanie wspaniałych wrażeń.
***~.~***
Flaki z olejem, tak wiem. Rozdział nudny i jakiś bez sensu, ale dodaję, bo nic innego nie wymyślę. Przez ten okres "świąteczny" miałam zamiar napisać więcej, ale praktycznie nic nie zrobiłam. Te trzy części napisałam dawno, ale wstawiam je dopiero teraz, bo... nawet nie wiem czemu. Połowę tego okresu byłam pijana, a drugą połowę miałam kaca... Dosłownie. Wieczna impreza, ohh ciężkie życie. W każdym bądź razie, nie wiem czy mam dalej kontynuować tą historię, czy zacząć coś nowego, a tą jakoś sensownie zakończyć.. Pomóżcie! ;)