wtorek, 25 listopada 2014

Harry 2



 Witam, witam! 
Nadchodzę z drugą częścią o Harry'm. Moim zdaniem jest słaba, ale nie mi to oceniać. Jak najdzie mnie wena, to napisze kolejną część. Mówię od razu, że nie wiem kiedy to nastąpi, bo ostatnio u mnie krucho z czasem, jak i z Internetem. Aktualnie przebywam w Irlandii u ciotki i nie zawsze mam tu dostęp do Wi-Fi. Takie życie. 

(Przepraszam za ewentualne przekleństwa w tekście. Szczególnie za pierwsze słowo...xd Czy czytają to dzieci?)


***
- Kurwa! – syknęłam potykając się o nieduży kamień.
Dlaczego zawsze muszę robić wszystko po ciemku? A no tak, kto normalny kąpał by się w rzece nago podczas dnia? W nocy to też wydaję się trochę dziwne… Czy ja mam jakąś obsesję na punkcie tej wody?
- Witam ponownie. – usłyszałam za sobą głos. Ten głos.
- Znów się spotykamy. – odpowiedziałam nie odwracając się.
Na moją twarz wpełzł uśmiech, którego na szczęście chłopak nie mógł zobaczyć.
- Co tym razem? – spytał zbliżając się do mnie.
- Nic takiego. Zwykła… kąpiel? – zmarszczyłam brwi.
- Więc na co czekasz?
Może na to, żebyś sobie poszedł? Chciałam się wykąpać bez ubrań! Spokojnie Rose. I tak jest ciemno, nic nie zobaczy.
Rozpięłam zamek bluzy, która po chwili leżała na ziemi i przeciągnęłam koszulkę przez głowę. Zsunęłam z nóg jeansowe spodnie, które rzuciłam obok starych trampek. Szybko rozpięłam stanik i odrzuciłam go w bok. Jeszcze tylko szybko wyskoczyłam z majtek i ruszyłam do zimnej wody.
Szeroki uśmiech znów zagościł na mojej twarzy. To naprawdę cudowne uczucie. Zanurzyć się w chłodnej wodzie o blasku księżyca. Zawsze zastanawiałam się jak to jest… Już teraz wiem. Cudownie.
Zaczęłam powoli płynąć, by po chwili zanurkować i znów się wynurzyć.  Kompletnie zapomniałam o otaczającym mnie świecie, w tym także o chłopaku, który właśnie stał na brzegu i bacznie mi się przyglądał. Spojrzałam na Niego kątem oka i zauważyłam, że również się rozbiera. Serio? Dlaczego On to wszystko robi?
Po krótkiej chwili chłopak wbiegł do wody i rzucił się na jej taflę z głośnym pluskiem.
- Ale zimna! – krzyknął, gdy tylko wypłynął na powierzchnię.
- To po co tu wlazłeś? – zaśmiałam się.
- Chciałem spróbować. Tak po prostu. – pokazał szereg białych zębów.
 - Tak po prostu? – spytałam unosząc brew.
- Tak po prostu.  – odpowiedział uśmiechając się jeszcze szerzej.
Nagle zanurkował i po kilku sekundach wynurzył się tuż obok mnie. Mimo lodowatej wody, zrobiło mi się niesamowicie gorąco, gdy tylko zobaczyłam jego oczy. Przepiękne oczy.
- Zdradzisz mi swoje imię? – spytał zaczesując mokre włosy do tyłu.
- Rose. – odpowiedziałam krótko, bo na nic innego nie było mnie stać.
- Jestem Harry. – powiedział podając mi rękę. – Miło mi Cię poznać.
Jego dotyk… Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam. Czy to możliwe? Oglądałam parę dennych filmów romantycznych, w których rozgrywały się podobne sceny. Czy ja gram w jakimś filmie?! Proszę mnie natychmiast obudzić.
- To co robimy? – spytał. I znów ten uśmiech.
- Miałam zamiar popływać, ale przyszedłeś Ty. Skąd w ogóle wiedziałeś, że tutaj będę?
- Nie wiedziałem. Czułem to. – spuścił na chwilę wzrok, by po chwili znów przenieść go wprost na moje tęczówki.
- No tak. Pierdolony romantyzm. – powiedziałam kiwając głową i odpłynęłam.
- Co? – Harry krzyknął za mną, śmiejąc się przy tym głośno.
- Nic, nic. Pływaj sobie. – zaśmiałam się.
- Jesteś niemożliwa, Rose.
Moje imię. Wypowiadane z Jego ust. Ten głos. Boże, czy On jest w ogóle prawdziwy? Leki, które biorę podobno nie mają działań obocznych w postaci urojeń… Może to jest wyjątek.
Usłyszałam dźwięk wody za mną. A więc On również płynie. Nagle przypomniało mi się, że jestem kompletnie naga. I On również. Jestem pewna, że moja twarz jest w tym momencie czerwona jak burak. I w moich myślach rozbrzmiała pieśń dziękczynna do Boga za panującą tu ciemność. Wprawdzie oświetla nas światło księżyca, ale mam głęboką nadzieję, że i tak nic nie widać.
- Nie jest Ci zimno? – usłyszałam po swojej prawej stronie i trochę się przestraszyłam.
- Tylko trochę. – odpowiedziałam nie patrząc na Niego, żeby znów nie utonąć w tych oczach.
- Wyłaź z wody, bo się rozchorujesz. – zaproponował, a raczej rozkazał.
- Chyba bardziej chorym się już nie da być. – wymamrotałam wywracając oczami.
- Co masz na myśli? – spytał podejrzliwie.
A jednak to usłyszał? Powinnam przestać wypowiadać swoje myśli na głos. Zdecydowanie.
- Nic takiego. – powiedziałam po chwili namysłu. – Ja płynę do brzegu, a Ty rób co chcesz.
Nie usłyszałam odpowiedzi, więc po prostu popłynęłam w stronę mielizny. Po chwili wyszłam z wody i szybkim krokiem podeszłam do swoich ubrań leżących na piasku. W pośpiechu włożyłam majtki i przeciągnęłam przez głowę bluzkę, nie fatygując się zakładaniem biustonosza. Zaczęłam stawiać kroki w stronę mostu, gdy usłyszałam odchrząknięcie.
- A na mnie to już nie poczekasz? – spytał.
Odwróciłam się w Jego stronę. O. Mój. Boże. Czy to naprawdę jest zwykły człowiek? Nie wydaje mi się. Jego ciało… Jego piękne, umięśnione ciało pokryte kropelkami wody.
Potrząsnęłam głową budząc się z pewnego rodzaju transu, uświadamiając sobie, że gapię się na totalnie nagiego chłopaka,  którym zamieniłam zaledwie kilka zdań. Odwróciłam zmieszana głowę w drugim kierunku i burknęłam coś pod nosem w odpowiedzi na Jego pytanie.
- Podobam Ci się? – znów usłyszałam Ten głos.
- Co? – moje usta mimowolnie ułożyły się w kształt litery ‘o’, a twarz zrobiła się już chyba maksymalnie czerwona.
- Przyglądałaś mi się. – zaśmiał się dźwięcznie. – Nie wstydź się, możesz sobie popatrzeć.
- Nie, dzięki. – odpowiedziałam i poczułam się nieco zirytowana jego aroganckim zachowaniem. – Nic ciekawego tam raczej nie zobaczę.
- Zadziorna z ciebie dziewczynka. – i znów cudowny śmiech.
Czy On musi być taki idealny? Albo inaczej. Czy nie mogłam Go poznać kilka lat temu, gdy jeszcze wszystko było dobrze?
- Nie odpowiesz mi? – jego głos był coraz bliżej mnie, a ja nadal stałam tyłem do Niego.
- A ubrałeś się już? – spytałam krzyżując ręce na piersi.
- A powinienem? – jestem pewna, że w tym momencie szeroko się uśmiecha.
- Tak, zdecydowanie tak. Nie chciałabym mieć jakiegoś urazu psychicznego do końca życia, czy coś. – ten koniec już niedługo, więc dlaczego nie?
- Jest aż tak źle? – spytał przestając się śmiać.
Odwróciłam się w Jego stronę. Na szczęście był już ubrany, więc swoją uwagę mogłam w pełni poświęcić Jego twarzy. Idealnej twarzy oczywiście.
- Nie wiem, nie znam się. – odpowiedziałam wzruszając ramionami i spojrzałam w Jego oczy.
Patrzyliśmy na siebie przez kilkanaście sekund, gdy w końcu to On pierwszy spuścił wzrok. Wygrałam?
- Nie musisz iść do domu? – zapytał nagle.
- Wyganiasz mnie? – uniosłam brwi do góry zaskoczona.
- Nie, oczywiście, że nie! – uniósł ręce w geście obrony. – Ale zaraz 3.00… I no, ten… Chyba masz coś ważnego do zrobienia o tej godzinie, tak?
- Ach… Tak, racja. – uśmiechnęłam się blado.
Leki. Oczywiście. Muszę je przyjmować co trzy godziny, więc nie ma mowy o całkowicie przespanej nocy. Ale chyba już się przyzwyczaiłam.
- Odprowadzę Cię. – zaproponował i zaczął iść w stronę mostu.
- Nie musisz tego robić. Znam drogę do domu, na pewno trafię. – zaśmiałam się.
- Mimo to, wolę być pewny, że dotarłaś cała i zdrowa. – odpowiedział szybko i wyciągnął rękę w moim kierunku.
Że niby co? Mam go złapać za rękę? Chyba nigdy nie zrozumiem chłopaków. Rose idiotko, pewnie, że ich nie zrozumiesz. Nie będziesz miała na to okazji.  
Mimo wahania złapałam jego lewą dłoń, którą On po chwili zamknął w szczelnym uścisku. Moje ciało przeszedł dreszcz. Bardzo, ale to bardzo przyjemny dreszcz. I zaczęliśmy iść.
Droga mijała nam w kompletnej ciszy. Wbrew pozorom, wcale mi to nie przeszkadzało. I Harry’emu chyba też. Kilka razy spojrzałam na Niego kątem oka. Za każdym razem się uśmiechał. Raz nawet nasze spojrzenia spotkały się. Czyli On też mi się przyglądał? Wtedy szybko odwróciłam głowę, a moje usta wykrzywiły się w ogromnym uśmiechu.
Po pewnym czasie dotarliśmy pod drzwi mojego domu. Rozluźniłam uścisk swojej dłoni i wydostałam ją z ręki chłopaka. Wyciągnęłam klucze z kieszeni i otworzyłam drewniane drzwi.
- Zobaczymy się jeszcze? – zapytał w pewnym momencie.
- Możliwe. – odpowiedziałam odwracając głowę w Jego stronę.
- A może o prostu dasz mi swój numer? – zapytał z nutką nieśmiałości.
- Nie uważasz, że to byłoby zbyt nudne? – uśmiechnęłam się szeroko wzruszając ramionami.
- Jesteś niemożliwa, Rose.
I znowu. Moje imię. Z Jego ust. Coś niesamowitego.
- Dobranoc, Harry. – powiedziałam szybko, czując, że się rumienię.
- Dobranoc, piękna.
I odszedł. Tak po prostu.
***
 "Nie kurwa! Ja pierdole, ej! Przez całe życie robię rzeczy których nienawidzę, a jak wreszcie chce zrobić coś co chce, to mi kurwa nie wolno?!" Magik

Mislaid

piątek, 7 listopada 2014

Rekontakt Harry

Od czego by tu zacząć? Mam przepraszać? Nie ma kogo. Nikt tego nie czyta. Ale... Przypomniało mi się, że mam bloga. Że kiedyś pisałam tu pewną historię. Chciałabym ją dokończyć, ale uwierzcie mi, naprawdę straciłam wątek. Po pół roku bez pisania czegokolwiek nie pamiętam na czym skończyłam. Nawet gdybym pamiętała, nie kończyła bym tego opowiadania. Tak myślę. Staram się zakończyć pewien rozdział w moim życiu. A wracanie do tamtej historii na pewno by mi w tym nie pomogło.
Weszłam dzisiaj do domu i sobie przypomniałam. Kiedyś coś tworzyłam. Robiłam coś. Aktualnie tkwię w miejscu. I napisałam coś. W końcu zrobiłam coś, z czego jestem zadowolona i chciałabym to tutaj umieścić. Wiem, że opowieść ta nie jest dobra. Ale chcę ją wstawić.
Bohaterem jest Harry. Powód? Prosty. Ale o tym kiedy indziej.


- To tylko kilka metrów, Rose. Dasz radę. No dobra, może kilkanaście. Ale przecież nic Ci się nie stanie.
Czy ja znowu mówię do siebie? Tak, to zaczyna robić się dziwne. Wdech, wydech. Skoczę i będzie po sprawie. Potrafię pływać, a poza tym nawet gdybym nie umiała, to i tak wypłynę. Ciało zawsze wypływa na powierzchnię, prawda? Przynajmniej tak gdzieś czytałam. Skocze, wypłynę i jeden punkt z głowy.
Jeszcze raz przygryzłam dolną wargę i przeczesałam palcami  i tak już potargane przez wiatr włosy. Raz się żyje.
- Stój! – usłyszałam krzyk dochodzący zza mnie.
- Serio? Już się zdecydowałam, a Ty mi przerywasz? – odkrzyknęłam nie obracając się nawet.
- Dlaczego to robisz? A z resztą, nie ważne o co chodzi, na pewno nie jest to warte Twojej śmierci. – głos był coraz bliżej.
- Śmierć? – prychnęłam. – No dziękuję Ci bardzo. Jeśli uważasz, że skok z tego mostu mnie zabiję, to naprawdę nie musisz mi tego mówić. Nie pomagasz.
Nikt mi nie odpowiedział. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam wysoką postać stojącą zaledwie kilka metrów ode mnie. Z barwy głosu wywnioskowałam, że jest płci męskiej, ale kaptur zarzucony na głowę oraz panujący tu mrok  uniemożliwiały mi dalsze rozeznanie. W każdym bądź razie chłopak stał z głową przekrzywioną na bok i dłońmi skrytymi w kieszeniach bluzy. Tak normalnie.
- Nie rozumiesz? – spytałam w końcu. – Nie chcę popełnić samobójstwa. Chcę tylko skoczyć.
- A skok z mostu to nie samobójstwo? – odpowiedział szybko z nutką ironii w głosie.
- Widzisz tylko jedną stronę medalu. Tak, każdy normalny człowiek myśli, że z mostu skaczą tylko samobójcy. Otóż nie. – przekręciłam głowę i z powrotem utkwiłam wzrok w przestrzeni pode mną.
- Więc po co chcesz skoczyć? – zdziwiony zadał kolejne pytanie.
Wywróciłam oczami, chociaż i tak tego nie zauważył. On niczego nie rozumie. Nikt niczego nie rozumie.
- Po prostu chcę to zrobić i już. Tak po prostu. – odpowiedziałam obliczając w myślach swoje szanse na przeżycie.
- Tak po prostu? – w jego głosie wyczułam zaciekawienie.
- Tak po prostu. – odpowiedziałam wzruszając ramionami.
Nie odzywał się dłuższą chwilę. A ja nadal stałam na krawędzi, mając za sobą metalową barierkę, której kurczowo się trzymałam. Po chwili usłyszałam rytmicznie stawiane kroki. Był tuż za mną. Spojrzałam w bok.
- Co ty robisz? – spytałam widząc jak chłopak przekłada kolejno nogi przez barierkę i staje obok mnie.
- Skaczę. – odpowiedział krótko.
- Tak po prostu? – uniosłam brwi, czego on znowu nie widział.
- Tak po prostu.
Żałuję, że na skok nie wybrałam innej pory dnia. Nie widzę nawet jego twarzy. Jest ciemno.
Wzięłam głęboki oddech. Być może ostatni w moim życiu.
Krok w przód. Spadam. Nie. Lecę. Na mojej twarzy gości szeroki uśmiech. Ręce mam szeroko rozłożone, włosy rozwiewają się w każdym kierunku. Widzę różne sceny ze swojego życia. Te szczęśliwe. Gdy jeszcze żyłam normalnie. Gdy nie musiałam się o nic martwić. Po prostu żyłam.
I nagle poczułam mocne uderzenie i po chwili zanurzyłam się w lodowatej wodzie. Spędziłam pod wodą kilka sekund, zanim uwierzyłam, że naprawdę to zrobiłam i zorientowałam się, że muszę wypłynąć na powierzchnię. Kilka ruchów moich kończyn i mogłam cieszyć się chłodnym powietrzem szczypiącym gardło. Z mojej twarzy nie schodził uśmiech, którego dawno tu nie było. Zrobiłam to, co chciałam. To, co było strasznie głupie i totalnie nieodpowiedzialne, ale właśnie  tego pragnęłam. Niby zwykły skok z mostu wprost do zimnej wody. Ale zawsze chciałam to zrobić. A z życia trzeba korzystać. Nigdy nie wiadomo, kiedy nam je odbiorą.
W stanie euforii nawet nie zauważyłam, że tuż obok mnie przed momentem wynurzył się chłopak. Naprawdę skoczył? Odważny. Myślałam, że żartuje.
- Skok z mostu ‘tak po prostu’ jest zajebisty! – powiedział, a raczej wykrzyczał radosnym głosem.
- Właśnie dlatego chciałam to zrobić. – odpowiedziałam do ciemności wiedząc, że nie mówię do siebie.
Zaczęłam płynąć, jak mi się wydaję, do brzegu. Po kilku ruchach wygramoliłam się na suchy ląd. Woda ściekała ze mnie ciurkiem, ale mnie to nie przeszkadzało. Ani odrobinę.
- Dziękuję Ci. – usłyszałam ponownie ten sam głos.
- Za co? – ściągnęłam bluzkę i wycisnęłam z niej mocno wodę.
- Za to. Pomogło mi. – dopiero teraz zwróciłam uwagę na chrypę w jego głosie. Wcześniej też ją miał?
- Pomogło Ci w czym? – mokra bluzka z powrotem wylądowała na moim ciele.
- Jestem ostatnio trochę przybity. – przerwał na chwilę, ale swoją ciszą dałam mu do zrozumienia, że chcę, aby kontynuował. – Monotonne życie, brak czasu na jakąkolwiek rozrywkę. Ciągle w biegu. Każdy coś ode mnie wymaga.
- Chciałabym tak. – odpowiedziałam bez chwili namysłu.
- Jak to? Chciałabyś codziennie wykonywać te same czynności, słuchać się innych i udawać kogoś innego?
- Chciałabym mieć co robić. Chciałabym, żeby ktoś czegoś ode mnie wymagał. Żebym mogła cokolwiek zrobić.
- A nie możesz? – spytał zdziwiony.
- Tak się składa, że nie. Według wszystkich powinnam raczej siedzieć w domu i nic nie robić. Uważać na siebie. Wiesz jakie o nudne? Ciągle na siebie uważać? – na moją twarz wkradł się grymas, krzywiąc moje rysy.
- Dlaczego musisz uważać?
- Nie, to zbyt nudne. Nie rozmawiajmy o tym. – wycisnęłam włosy z resztek wody i ruszyłam wzdłuż mostu.
Chłopak poszedł za mną. Szedł jakieś dwa mery za mną. W ciszy. No bo co miał powiedzieć? Przecież nic nie rozumie.
- Gdzie idziesz? – spytał po jakichś dziesięciu minutach marszu.
- Do domu.  – odpowiedziałam.
I w pewnym stopniu ucieszyłam się, że się odezwał. Przez te parę minut brakowało mi jego głosu.
- Do domu? Właśnie skoczyłaś z mostu, a teraz zwyczajnie idziesz do domu? – słyszałam niemałe zdziwienie w jego głosie. Ale co w tym takiego dziwnego?
- A gdzie mam iść? Muszę być w domu o 3.00.
- Rodzice? – zapytał i byłam pewna, że się uśmiechnął, chociaż nigdy nie widziałam jego twarzy.
- Nie. – zaśmiałam się. – Po prostu muszę.
- Chłopak?
- Tym bardziej nie. – mój śmiech stał się trochę głośniejszy.
- A więc co? – kolejne pytanie.
- Muszę być i tyle. – przyśpieszyłam kroku, ale chłopak zamiast się oddalić, podbiegł do mnie i teraz szedł równo ze mną.
Jest dużo wyższy ode mnie. I ma o wiele dłuższe nogi. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej, żeby mieć nad nim przewagę chociaż te pół metra.
- Co ukrywasz?
- Dlaczego pytasz? – wywróciłam oczami.
- Bo chcę wiedzieć. – niezbyt przekonujący argument.
- Nieważne.
Po bokach drogi zaczęły ukazywać się jednorodzinne domki. Pierwszy, drugi… trzeci. Skręciłam w prawo i po chwili wsadziłam metalowy kluczyk w otwór zamka. Przekręciłam dwa razy i pociągnęłam drzwi, które się otworzyły.
- Zobaczymy się jeszcze? – spytał chłopak z… nadzieją?
- Możliwe. 

Bo zawsze trzeba mieć nadzieję, tak mi się wydaję. 
Wydawało.
Mislaid. 

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 28



- Mam cię nie całować?! – zatrzymał się na środku pokoju.
- Masz mnie nie całować w taki sposób. Wyżywasz się na mnie, wiesz?
- Nie, to nie tak. Ja tylko… Bardzo się zdenerwowałem jak powiedziałaś o tym chłopaku. –opadł na fotel i schował twarz w dłoniach.
- Zayn, przecież to był zwykły żart. Nie musisz od razu tak reagować. – uśmiechnęłam się podchodząc bliżej niego.
- Sam nie wiem dlaczego tak reaguję. – wymamrotał.
- A ja wiem. – złapałam za jego dłonie, które po chwili odciągnęłam od twarzy, tak, by chłopak na mnie spojrzał.
- Tak? – spytał zainteresowany.
- Jesteś zazdrosny. – uśmiechnęłam się szeroko i kucnęłam przed nim.
- Nie, to nieprawda! – mulat zamilkł na dłuższą chwilę. – No dobra, może trochę.
- Trochę? – uniosłam brew.
- Jestem cholernie zazdrosny. A ty nawet nie jesteś moją dziewczyną. – westchnął. – A jeśli już o tym mówię… Nigdy nie miałem dziewczyny, więc kompletnie nie wiem jak mam się zachowywać.
- Normalnie. Po prostu bądź sobą.- pogładziłam dłonią jego policzek. – Tylko na nic nie licz, nie jesteśmy razem.
Zayn przymknął oczy i rozkoszował się moim gestem. Po chwili przyciągnął mnie do siebie tak, że usiadłam okrakiem na jego kolanach. Założył pasmo moich długich włosów za ucho i delikatnie się uśmiechnął.
- Wiesz co chcę teraz zrobić? – powiedział cicho.
- Tylko na to czekam. – odpowiedziałam równie cicho.
Zayn nie czekając dłużej, zaczął delikatnie muskać moją dolną wargę swoimi ustami. Po chwili dołączyłam do niego i oddałam pieszczotę. Chłopak przejechał końcówka języka po mojej wardze, dopominając się o wejście. Rozchyliłam lekko usta, co mój towarzysz od razu wykorzystał i wtargnął językiem do mojego wnętrza. W tym pocałunku nie było ani grama agresji. Wszystko robił delikatnie i z uczuciem. Masowaliśmy nawzajem swoje języki, po czym chłopak przejechał swoim po moich dolnych zębach i wyszedł ze mnie. Na koniec musnął moją dolną wargę i oderwał się ode mnie.
- Teraz lepiej. – mruknęłam wprost do jego ust.
- Cieszę się. – uśmiechnął się delikatnie.
- Kolacja? – wyszeptałam wprost do jego ust.
- Oczywiście. – odpowiedział z uśmiechem.
Zeszłam z kolan chłopaka i weszłam do kuchni. I co ja mam mu niby dać do jedzenia? Nie potrafię zrobić kompletnie nic. No, chyba, że herbatę i kanapki. Ale znowu?
Oparłam się rękoma o blat i rozmyślałam nad moją aktualną sytuacją. Tak, wiem, że to głupie. Przecież to tylko kolacja!
- Coś się stało? – usłyszałam głos za sobą.
Odwróciłam się i spojrzałam na Zayna. Uśmiechał się do mnie ciepło, co wywołało stado motylków w moim brzuchu. Tylko nie to, Alex nie zakochuj się! Chociaż już chyba za późno…
- Nie mam bladego pojęcia co moglibyśmy zjeść. Wspominałam, że nie umiem gotować, prawda?
- Taa, coś tam słyszałem… - zaśmiał się. – Ja niestety także dobrym kucharzem nie jestem.
- Już wiem! – podskoczyłam z radości. – Lubisz chińszczyznę?
- Chyba tak… To znaczy, nie jadam często takich rzeczy. – podrapał się po głowie.
- Dziś nie masz wyboru. Czekaj tu, zaraz wracam.
Wybiegłam z pomieszczenia, następnie wciągając na stopy moje znoszone czarne trampki i zarzucając cienki płaszcz na plecy. Wyszłam szybko z mieszkania, zeskakując po kilka schodków, by po chwili znaleźć się na chłodnym dworze. Skierowałam się od razu do chińskiej knajpki, która znajduje się zaledwie kilka budynków dalej.
***
Wracałam do mieszkania, w rękach dzierżąc dwa białe opakowania z jedzeniem, gdy nagle ktoś mocno złapał moje ramię. Jedno z opakowań wypadło mi z ręki, więc przeklęłam pod nosem i zmierzyłam wzrokiem faceta, który jest temu wszystkiemu winien. Ciemna bluza, kaptur, czarne okulary. Chciałam wyrwać się z jego uścisku, ale zamiast tego chłopak zaczął ciągnąć mnie w boczną uliczkę. Oczywiście, jakżeby inaczej! Kto w ogóle wymyślił te ciemne zaułki?
- Puść mnie do cholery, bo zaraz zadzwonię na policje! – zaczęłam krzyczeć i szarpać się jeszcze mocniej, tracąc tym samym drugą porcję dzisiejszej kolacji.
W końcu nieznajomy zatrzymał się, a ja usłyszałam śmiech. Ten śmiech. Ten znienawidzony przeze mnie śmiech.
- Czego chcesz? – wysyczałam.
Barry zaśmiał się gorzko, po czym zdjął kaptur oraz okulary. Zacisnęłam oczy, aby spod moich powiek nie wydobyły się żadne łzy. Nie chcę płakać. Nie przy nim. Ale czy to moja wina, że gdy tylko go widzę, wszystkie wspomnienia powracają?
- Oj złotko, chcę się tylko zabawić. – ścisnął mocniej moje ramię, a drugą dłonią złapał za mój prawy nadgarstek.
Podwinął rękaw mojego płaszcza i obrócił moje przedramię wewnętrzną stroną do góry. Przejechał swoimi szorstkimi palcami po mojej skórze. Przeszedł mnie bardzo nieprzyjemny dreszcz i jeszcze bardziej zacisnęłam oczy.
- Pamiętasz naszą zabawę? – zapytał cicho.
- Proszę, tylko  nie to. Nie rób tego, proszę. – zaszlochałam.
- Wiem, że lubisz tą grę.  – zaśmiał się gorzko. – A więc zaczynamy. Tylko wiesz, zmieniłem trochę zasady. Teraz w grę nie wchodzą pocałunki, ale coś więcej. Chyba rozumiesz czego do ciebie chcę, prawda?
- Nigdy tego nie dostaniesz. Nie dostaniesz mnie. – wyszeptałam otwierając oczy, do których napłynęły słone łzy.
Jedyne co usłyszałam, to jego donośny śmiech. Po chwili puścił mnie jedną ręką i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej małą, błyszczącą żyletkę. Moje piekło znów się zaczyna.
Chwycił mocniej mój nadgarstek, a ja zaczęłam się wyrywać. W tym momencie poczułam uderzenie w policzek, więc uspokoiłam się. Po prostu czekałam na to, co chłopak chce mi zrobić. Wiem, że i tak mnie to nie ominie. Barry przyłożył ostrze do mojego nadgarstka i spojrzał na mnie swoimi czerwonymi oczami. Jest pijany. Po chwili przycisnął mocniej ostry przedmiot do mojej delikatnej skóry i przeciągnął go po niej. Poczułam ostry ból i momentalnie z mojej ręki zaczęła lecieć czerwona ciecz. Zasyczałam z bólu i mocno zacisnęłam powieki.
- Widzisz suko? Łatwiej byłoby się ze mną przespać. – puścił mój nadgarstek. – A terać już leć. Spierdalaj do tego swojego mieszkanka i wypłacz się w poduszeczkę. Jutro zapewne znowu się spotkamy.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. I nie chodzi tu nawet o ból. Jestem do niego przyzwyczajona. To było tylko jedne pociągnięcie żyletki. Nic takiego. Chodzi raczej o to, że to nie powinno się stać. Miałam żyć spokojnie, bez problemów. To miał być koniec starego życia. Przejście na drugi poziom, bez tej ciemnej strony. Rzeczywistość miała być inna.
Gdy otworzyłam oczy, chłopaka ju przy mnie nie było. Spojrzałam na moją prawą rękę. Krew spływała z rany kilkoma wąskimi strumieniami, brudząc całą dłoń. Lewą ręką dotknęłam mojego policzka. Piecze. Wytarłam łzy końcem rękawa i zaczęłam iść w stronę domu. Co ja teraz powiem Zaynowi? Zgubiłam jedzenie i przy okazji troszkę się skaleczyłam? I dostałam z liścia od jakiegoś kolesia? Niechcący oczywiście, taki przypadek. Nie uwierzy mi. On nie jest taki głupi.
 Po kilku minutach wchodziłam po schodach, by stanąć przed drzwiami do mieszkania. Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze z głośnym świstem. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
- W końcu jesteś, co tak długo? – usłyszałam głos dochodzący z salonu.
Nie odezwałam się, ściągając buty ze stóp. Oparła się plecami o drewniane drzwi i myślałam, co takiego mogę mu powiedzieć. Prawda nie wchodzi w grę. Po chwili usłyszałam kroki. Zayn wszedł na korytarz i oparł się bokiem o ścianę. Schowałam moją prawą rękę za siebie i przykleiłam na twarz fałszywy uśmiech.
- Wiesz, przepraszam, że tak długo, ale… Bo ta knajpa była zamknięta i nie kupiłam jedzenia, ale… Byłam jeszcze… W drugiej, bo tam też sprzedają… Niestety też zamknięte. No nie wiem, co się dzieje w tym mieście. – zaśmiałam się nerwowo. – Chyba jednak zrobię jakieś kanapki, czy coś…
- Alex, coś się stało? – spytał zmartwiony, a z jego twarzy zniknął ten piękny uśmiech.
- Nie, wszystko w porządku. Jestem trochę zmęczona, ale jest okej. Ja… Pójdę do łazienki.
Ruszyłam w stronę mojego celu, jakim okazał się zlew. Zayn nie ruszył się z miejsca, więc byłam zmuszona przejść obok niego. Byłam już przy drzwiach łazienki, gdy nagle usłyszałam znaczące odchrząknięcie. Zacisnęłam powieki i odwróciłam się w stronę chłopaka.
- Co ci się do cholery stało?! – krzyknął marszcząc czoło i podchodząc do mnie szybkim krokiem.
- A no tak… Skaleczyłam się jak wchodziłam po schodach. To zwykła rana, nic takiego. – uśmiechnęłam się niemrawo.
- Masz całą rękę we krwi i to nic takiego?! – wbiegł do łazienki, ciągnąc mnie za zdrową dłoń.
Odkręcił zimną wodę, wsadzając mój prawy nadgarstek pod strumień. Zasyczałam czując nagły przypływ bólu, który jednak po chwili ustąpił miejsce uldze.
- Masz jakieś bandaże? – spytał nie odrywając wzroku od przecięcia.
- Tak, w tamtej szafce. – poinformowała go wskazując dokładne miejsce.
Zayn puścił moją dłoń i wyciągnął z szafki biały bandaż i ręczniki papierowe. Zakręcił wodę i osuszył  moją rękę. Po chwili zaczął zawijać opatrunek, wsadzając końcówkę bandaża pod resztę warstw. Złapał moją lewą dłoń i pociągnął mnie w stronę salonu. Kazał mi usiąść na kanapie, więc wykonałam jego polecenie. Spuściłam wzrok i zaczęłam bawić się palcami.
- A może teraz wyjaśnisz mi, co tak naprawdę się stało? – zapytał gniewnym tonem.
- Przecież już ci mówiłam. – wymamrotałam z poczuciem winy, że muszę go okłamywać.
- Nie wierzę ci. Powiedz mi prawdę, bo nie odpuszczę.
- Zayn, ja nie chcę o tym rozmawiać. Po prostu tak musi być i tyle. Jeśli stało mi się takie coś, to widocznie na to zasługuję.
- Tak musi być? Zasługujesz na to? Co tu się kurwa dzieje?! Odpowiedz mi i to już! – wrzasnął zirytowany.
Zacisnęłam powieki jeszcze mocniej, o ile jest to w ogóle możliwe. W kącikach moich oczu zaczęły zbierać się łzy. Nie wiem czy zdołam je powstrzymać.
- Chodzi o to, że gra znowu się zaczęła. To nie jest ode mnie zależne. Po prostu zaczęłam w  niej uczestniczyć już dawno temu, a teraz rozpoczęła się nowa kolejka. Tylko zasady się zmieniły…
- O czym ty mówisz? Jaka gra? – zasypał mnie pytaniami, na które nie chciałam odpowiadać.
- Bardzo skomplikowana gra, Zayn. Nie chcę, żebyś coś o niej wiedział. Nie chcę, żebyś stał się jej uczestnikiem. To nie zabawa dla ciebie. – westchnęłam.
- A dla ciebie? Dla ciebie jest odpowiednia? – zapytał cicho.
- Już za późno. Mogłam o tym pomyśleć kilka lat temu. Jest za późno, Zayn. Mógłbyś już pójść? Chciałabym zostać sama. – spojrzałam na ścianę przede mną i niekontrolowanie utkwiłam w niej wzrok.
- Nigdzie nie idę. Zostanę z tobą. Rozumiesz? Zostaje tutaj i już cię nie zostawię. – przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem.
Poczułam się dziwnie. Nie chciałam jego dotyku. Nie chciałam niczyjego dotyku. Zesztywniałam, a moje ciało przeszedł znowu nieprzyjemny dreszcz. Zdjęłam z siebie jego rękę i odsunęłam się odrobinę.
- Przepraszam. – wyszeptałam ledwie słyszalnie. – Idź już.
- Nie. Nie zostawię cię teraz. Widzę w jakim jesteś stanie. – powiedział smutnym głosem. – Chodź, powinnaś iść spać.
Pokiwałam głową zrezygnowana i wstałam z kanapy. Moje nogi same niosły mnie do sypialni. Jestem jak robot. Jak maszyna. Nic nie czuję, nie myślę. Jestem pusta.
Po chwili zorientowałam się, że stoję przed łóżkiem i tępo wpatruję się w ścianę. Otrząsnęłam się i ściągnęłam z siebie ciuchy, pozostając w samej bieliźnie. Położyłam się na łóżku przykrywając się kołdrą po samą szyję. Mój wzrok znów spoczął na ścianie. Wydawała mi się biała, choć wcale taka nie była. To dziwne. Poczułam, że materac obok mnie się ugina.
- Chcesz o tym pogadać? – powiedział Zayn cicho.
- Nie. – wyszeptałam. – Zostawisz mnie samą?
To nienormalne. Nagle mam ochotę być sama. Sama na całym świecie. Nie chcę, żeby ktokolwiek był przy mnie, nie chcę nikogo znać. Chcę, żeby nie było nikogo. Albo, żeby mnie nie było. Chyba powinnam odejść. Umrzeć.
- Będę w salonie. Gdybyś czegoś potrzebowała, wołaj. – odpowiedział załamany.
Po chwili poczułam, że już go nie ma. Jestem sama. Chciałabym być sama już do końca życia. Jeśli wyjdę z domu, on będzie tam czekał. I znowu zagramy. Nowa kolejka.

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 27



Dosłownie 5 sekund po wejściu do mieszkania rozdzwonił się mój telefon. Rzuciłam torbę na ziemię i spojrzałam na te nieszczęsne urządzenie. Zayn. No to zaczynamy…
- Halo?
- Tu Zayn. Co robisz wieczorem? – usłyszałam.
- Jak na razie to chyba nic. Brak planów. – zaśmiałam się.
- To może do mnie wpadniesz?
- Pewnie. O której?
- Jak najszybciej. – powiedział cicho chłopak.
- Stało się coś? – odpowiedziałam szybko.
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu… Po prostu się nudzę.
- Zjem coś i zaraz będę.
- Czekam. – rozłączył się.
Z tym chłopakiem dzieje się coś dziwnego. Ciągle chciałby spędzać ze mną czas. Kolegów nie ma? Przecież wiem, że ma. Ma chłopaków z zespołu, a z tego co wiem, są oni ze sobą bardzo zżyci. Może Zayn faktycznie coś do mnie czuje? Nie, nie będę teraz o tym myśleć. Wyjdzie w praniu.
Złapałam torbę, która leżała pod drzwiami i wbiegłam do sypialni, zostawiając ją tam. Spojrzałam na szafę, zastanawiając się, czy nie wziąć jakichś ciuchów do spania… Nie, tym razem wrócę do domu na noc. Nie ma innej możliwości, już postanowione.
Uśmiechnęłam się szeroko, po czym wleciałam do kuchni. Spojrzałam do lodówki, z której ostatecznie wyciągnęłam jogurt truskawkowy. Zjadłam go tak szybko, jak tylko potrafiłam. Już chciałam ubierać buty, ale stwierdziłam, że jednak nadal jestem głodna. Wzięłam banana z miski z owocami i tym razem już ubrałam buty. Wzięłam torebkę z najważniejszymi rzeczami, po czym wyszłam z mieszkania i zakluczyłam drzwi. Otworzyłam banana (co?) i zaczęłam schodzić po schodach.
***
Zapukałam do potężnych ciemnobrązowych drzwi, które otworzyły się po dwóch minutach.
- Cześć. – przywitał się Zayn.
- Hej. – odpowiedziałam wesoło.
Zawsze po wizycie na siłowni mam o wiele lepszy humor. Ciekawe dlaczego… Nieważne.
Chłopak poprowadził mnie do salonu, gdzie po chwili usiadłam na kanapie.
- Chcesz się czegoś napić? – spytał.
- Może soku. – odpowiedziałam z uśmiechem.
Zayn zniknął w kuchni, ale już po niecałej minucie był przy mnie.
- Co robimy? – zapytałam.
- Nie wiem… Co tylko chcesz. – uśmiechnął się lekko.
- W takim razie może zagrajmy w taką grę… Zadajesz mi dwa pytanie, ja na nie odpowiadam. Potem ja zadaję ci dwa pytania i ty odpowiadasz. I tak na zmianę. Tylko odpowiedzi muszą być szczere.
- Zgoda.
Usiadłam na sofie po turecku, przodem do chłopaka.
- Ja zaczynam. – powiedziałam szybko. – Wolisz kawę czy herbatę?
- Co to za pytanie? – zaśmiał się. – Wydaję mi się, że kawę.
- Mogę pytać o wszystko co tylko chcę. – przegryzłam dolną wargę. – Drugie pytanie. Masz rodzeństwo?
- Mam trzy siostry. – przeczesał włosy ręką. – Teraz moja kolej. Co ci się we mnie podoba?
- I to ja zadaję głupie pytania? – wybuchłam śmiechem. – Dobra, no więc tak… Masz ładne oczy. I włosy. Tak, zdecydowanie włosy. Ogólnie jesteś przystojny, co mam ci więcej powiedzieć?
- Czyli… Z wyglądu ci się podobam, tak? – wyszczerzył się.
- Jesteś okropny.  – założyłam ręce na piersi.
- No właśnie. A co z charakterem?
- Traktuje to jako drugie pytanie. – uśmiechnęłam się. - Nie znam cię tak dobrze, żeby oceniać twój charakter, ale wiem, że jesteś uparty, myślisz, że wszyscy powinni się ciebie słuchać. Zawsze stawiasz na swoim, często masz nagłe zmiany nastroju. Jesteś mega wkurzający. – zrobiłam krótką przerwę. – Ale potrafisz być opiekuńczy, miły, sympatyczny.
- Tak, tylko w stosunku do ciebie… - wymamrotał niezrozumiale, drapiąc się po karku.
- Co? Nieważne. Mam pomysł! – uniosłam do góry palec wskazujący. – Z racji tego, że jesteś gwiazdą światowego formatu… Swoją drogą nie wiem jak to się mogło stać. Ale pomijając ten fakt… Na pewno na Internecie jest dużo ciekawostek o twojej osobie, które właśnie w tej chwili chcę przeczytać.
- Po co? – zmarszczył czoło.
- Chcę sprawdzić czy to prawda. Czytałeś to kiedyś? – chłopak pokiwał przecząco głową. – No to dawaj laptopa.
Zayn westchnął i wstał z sofy, po czym skierował się w stronę telewizora. Ściągnął laptopa z półki i po chwili położył go na moich kolanach.
- Wpisz hasło. – powiedziałam, podając mu komputer.
- Hasło.
- No tak, wpisz hasło. – uniosłam brew.
- Moje hasło to hasło. Wpisz tam słowo „hasło”.
- Serio? Jesteś bardzo kreatywny. – burknęłam wpisując jego „hasło”.
Gdy urządzenie w pełni się uruchomiło, wpisałam w wyszukiwarkę „Zayn Malik”. Od razu wyskoczyło mi pełno stron, więc kliknęłam w jedną z nich.
- Zaczynamy. – wymamrotałam przeszukując wzrokiem stronę.- „Gdy był mały ciągle jadł papier.” – wybuchłam śmiechem.
- Co? Nie jadłem papieru! Kto to w ogóle wymyślił?! – odparł z oburzeniem.
- „Zayn ciągle nosi przy sobie małe lusterko.” Naprawdę? Pożyczysz mi? Chyba się trochę rozmazałam… - mój śmiech stał się jeszcze głośniejszy.
- Nie mam żadnego lusterka! Dobra, już tego nie czytamy. – próbował mi zabrać laptopa, ale wstałam i schowałam się za stołem.
- „Zayn lubi całować Liama w szyję lub policzek”. Uuu, wyczuwam jakiś romans. – poruszałam śmiesznie brwiami.
- Oddawaj to! Przecież to jakieś głupoty! – zaczął mnie gonić po całym pokoju.
- „Gdy Zayn miał pięć lat upadł na wtyczkę i utknęła mu w głowie.” – tym razem zaczęłam się już dusić ze śmiechu.
Zayn oczywiście wykorzystał chwilę mojej słabości i wyrwał mi laptopa z rąk. Podczas gdy ja tarzałam się ze śmiechu, on usiadł na kanapie i zaczął coś pisać na klawiaturze komputera.
- Co robisz? – zapytałam nieco się uspokajając.
- Piszę na Twitterze, żeby ludzie nie wierzyli w te bzdury.
- Och, zaufaj mi, wszystkie twoje fanki już to czytały. Czyli tak jakby znają cię na wylot, prawda?
- Cicho bądź. Ciekawe co za idiota to wszystko wymyślił. – zmarszczył czoło i przestał pisać.
- Taka jest cena sławy, przykro mi. – wyszczerzyłam się.
- Wiesz co? Ty już chyba powinnaś iść spać. – pokręcił głową.
- Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale dzisiaj śpię u siebie. – pokazałam wszystkie ząbki w szerokim uśmiechu.
- Dlaczego? – Malik posmutniał i zmarszczył czoło.
- Dlatego, że tak chcę. – założyłam dłonie na biodra.
- Mogłaś od razu powiedzieć, że mnie nie lubisz… - wydął dolną wargę.
- Zachowujesz się jak dziecko. – zaśmiałam się głośno.
- Sama przecież wiesz, że masz koszmary, gdy śpisz sama. Kto się koło ciebie położy albo chociażby cię obudzi?
- Myślę, że dałabym sobie radę sama. – odparłam dumna.
- A ja myślę, że powinnaś zostać u mnie. – chłopak dalej upierał się przy swoim.
- Już postanowiłam.
Spojrzałam na Zayna. Wpatrywał się tępo w telewizor i był wyraźnie… smutny. Naprawdę? Naprawdę aż tak bardzo chce, żebym z nim została? To dziwne.
- Dlaczego chcesz, żebym została? Ale tak szczerze. – słowa wyleciały z moich ust, zanim je dokładnie przemyślałam.
- Powiedzmy, że lubię, gdy jesteś blisko mnie. – wymamrotał nie spuszczając wzroku z telewizora.
- Możesz głośniej? Fajnie by też było, gdybyś raczył na mnie spojrzeć.
Zayn przeniósł swój wzrok na mnie i utkwił go w moich tęczówkach.
- Lubię, gdy jesteś przy mnie. Starczy? – wysyczał.
- Jesteś dla mnie niemiły, więc sobie idę. – wstałam i podniosłam swoją torebkę z sofy.
- Zaczekaj. – chłopak złapał mnie za nadgarstek, na co momentalnie się odwróciłam. – Chcesz wiedzieć?
- Tak. – odpowiedziałam pewnie.
- Nie mogę spać, gdy nie ma cię blisko mnie. Ciągle myślę, czy aby na pewno nic ci się nie stało. Czy znowu nie śni ci się ten cholerny sen. Czy jest ci ciepło. Nienawidzisz zimna, prawda? – pokiwałam głową. – A ja nienawidzę, gdy jesteś daleko. I nawet nie wiem dlaczego ci to mówię, nigdy wcześniej taki nie byłem… Po prostu czuję się za ciebie w pewien sposób odpowiedzialny, chcę żebyś była bezpieczna.
- Zayn… - powiedziałam cicho. – Ja… Nie wiem co powiedzieć. Dziękuję.
- Za co? To chyba ja powinienem dziękować tobie. – wolną ręką podrapał się po karku.
Nie czekając dłużej, zarzuciłam mu ręce na szyje i mocno go przytuliłam. Chłopak oplótł swoje dłonie wokół mojej talii i położył głowę na moim ramieniu.
- Bardzo chciałbym cię teraz pocałować. – wyszeptał mi do ucha.
- Więc zrób to. – odpowiedziałam równie cicho.
Chłopak odsunął się ode mnie, po czyj ujął moją twarz w swoje dłonie. Patrzyliśmy sobie w oczy do momentu, aż Zayn musnął delikatnie moje usta. Po chwili zaczął delikatnie masować moje wargi swoimi niesamowicie miękkimi ustami. Pocałunek był delikatny, ale czułam, że chłopak się hamuje. Szczerze mówiąc, sama z miłą chęcią bym się na niego rzuciła.
W końcu oderwaliśmy się od siebie, a na naszych twarzach zagościły szerokie uśmiechy.
- No więc zostaniesz na noc? – spytał z podstępnym uśmieszkiem.
- Nadal nie. – zachichotałam.
- Naprawdę? Co ze mną nie tak? Z tego co wiem, jestem niezły w całowaniu. – skrzywił się.
- Przecież nie zaprzeczam! Całujesz… dobrze. – wyszczerzyłam się. – Po prostu postanowiłam sobie, że dzisiejszą noc spędzę w moim domu. Ale zawsze ty możesz przyjść do mnie…
- Mówisz serio? – Zayn uniósł brwi.
- Całkowicie serio. Pakuj się i jedziemy.
***
- Nieźle się tu urządziłaś. – powiedział Zayn oglądając zdjęcia postawione na półkach.
- Jeszcze nie zdążyłam wszystkiego zrobić. Jakoś ostatnio nie mam czasu. – westchnęłam.
- To może pokażesz mi sypialnie? – chłopak znacząco poruszył brwiami.
- Zboczeniec. – przewróciłam oczami. – Nie myśl sobie, że dzisiaj do czegoś między nami dojdzie.
- Dlaczego? – zmarszczył brwi.- Nie mieliśmy spróbować?
- Wolę, żeby to wszystko rozwijało się odrobinę wolniej. Chciałabym bardziej cię poznać, zaufać ci, zanim zrobimy następny krok.
- Niech ci będzie. Ale ostrzegam, nie wiem czy dam radę długo się powstrzymywać. – uśmiechnął się łobuzersko. – Czasem mam ochotę po prostu się na ciebie rzucić i ostro zerżnąć.
- Zayn! – skarciłam go uderzeniem z pięści w ramię. – Mógłbyś używać odrobinę innego słownictwa? Wyrażenie ‘ostro zerżnąć’ nie jest zbyt zachęcające.
- Dla niektórych jest. – wzruszył ramionami roześmiany.
- To znajdź sobie inną dziewczynę, którą będziesz rżnął kiedy tylko chcesz. – skrzyżowałam ręce na piersi.
- Chcę tylko ciebie. I mogę czekać nawet dwa lata albo i więcej. Wystarczy, że będziesz moja i żaden inny facet  nie będzie cię dotykał. – brunet zbliżył się do mnie.
- Żaden? – spytałam zarzucając mu ręce na szyję.
- Żaden. – potwierdził łapiąc mnie w talii.
- A jeśli trafi się jakiś niesamowicie przystojny chłopak, który będzie dla mnie bardzo miły?
- Jesteś moja. – powiedział ze złością i wpił się brutalnie w moje usta.
Nie odwzajemniłam pocałunku. Nie tym razem. Nie chcę żeby całował mnie w taki sposób. Jakbym była jego własnością, z którą może robić co tylko zechce. W tym geście było pełno agresji, której zdecydowanie być nie powinno.
Chłopak oderwał się ode mnie i zdziwiony spojrzał w moje oczy. Zmarszczył czoło i zdjął dłonie z moich bioder. Obrócił się i zaczął chodzić nerwowo po pokoju, drapiąc się przy tym po karku.
- Co zrobiłem źle? – zapytał nerwowo.
- Nie rób tego nigdy więcej.