piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 21

Piszę przed rozdziałem, ponieważ chciałabym podziękować pewnej osobie, która bardzi motywuje mnie do dalszego pisania i kontynuowania historii Alex i Zayn'a. Mary, jesteś niesamowita! Dziękuję za to, że komentujesz moje bazgroły, a na dodatek wspominasz o mnie na swoim blogu. Naprawdę, to bardzo miłe z twojej strony. W ramach podziękowań dedykuję Ci ten właśnie rozdział i mam nadzieję, że będziesz z niego zadowolona. Myślę, że wyjaśnia on wiele rzeczy i odpowiada na większość  pytań, które ostatnio mi zadawałaś. Pisałam go na szybko, więc zdaję sobie sprawę z tego, że jest marny, ale ważne, że się starałam. Nie gadam już więcej, tylko życzę miłego czytania :)
____________________________________________________________

Chłopak jest wyraźnie zdezorientowany, a ja siedzę naprzeciw niego i śmieję się sama z siebie. I z niego też. Z siebie dlatego, że nie umiem zachować powagi w takiej sytuacji, a z niego z kolei, ponieważ wygląda, jakby dostał właśnie niespodziewany orgazm. Tak, akurat teraz dopisuje mi humor. Przed chwilą jeszcze płakałam. Kobieta zmienną jest, racja? Zresztą, nie ma co się przejmować tym co będzie. Może Barry mnie zabije, może nie. Czy to ważne? Ważne, kurwa! Naprawdę jestem nienormalna. Podczas moich jakże głupich rozmyśleń, Zayn nie zmienił swojej pozycji nawet o milimetr, więc wywróciłam oczami i powróciłam do oglądania programu przyrodniczego. Teraz pokazywali poród wielbłądzicy. Interesujące. Nagle mulat gwałtownie poderwał się z miejsca i skierował się w stronę drzwi wejściowych. 
- Zaraz wracam. – rzucił.
Usłyszałam dźwięk zatrzaśnięcia. Aha, to było trochę dziwne. Wzruszyłam ramionami i poszłam do sypialni. Wyjęłam z szafy luźną, białą bluzkę i świeżą bieliznę. Spojrzałam na zegarek. 21.32. Myślałam, że jest wcześnie. Ach tak, przecież siedziałam bezczynnie wlepiając wzrok w ścianę przez kilka dobrych godzin. Weszłam do łazienki i ściągnęłam z siebie ciuchy. Weszłam pod prysznic i odkręciłam gorącą wodę. Strumienie przyjemnie masowały moją skórę, a ciepła ara uspakajała krążące po głowie myśli. Kocham się kąpać. Może to dziwne, ale mogłabym brać prysznic non stop. Bez przerwy. Może to dlatego, że uwielbiam ciepło. Nie lubię, gdy jest mi zimno. Umyłam włosy pachnącym szamponem i spłukałam się cała wodą. Wyszłam na zimne kafelki i od razu pobiegłam na mały dywanik, który znajdował się przed umywalką. Owinęłam się ręcznikiem, a następnie zmyłam makijaż, umyłam twarz, zęby. Włosy wysuszyłam jedynie ręcznikiem i pozostawiłam je rozpuszczone, aby wyschły do końca. Założyłam na siebie stanik oraz majtki i wciągnęłam przez głowę koszulkę. Ruszyłam w stronę kuchni, żeby przygotować sobie coś do jedzenia. Dzisiejszą wyprawę do sklepu przerwał mi… Wiadomo kto. Nie chcę o tym myśleć. Nie mam zamiaru psuć sobie dobrego humoru, który nie mam pojęcia jak się do mnie doczepił. Spojrzałam do lodówki. Cóż, za dużego wyboru to ja raczej nie mam. Już wiem! Pizza na telefon. No tak, czemu wcześniej na to nie wpadłam. Nie miałabym teraz obitej mordy. Zaczęłam szukać telefonu, który jak się okazało, znajdował się pod stołem w salonie. Nie wiem skąd on się tam wziął. Wybrałam numer do pizzerii (oczywiście nie tej, która mam dwie minuty drogi stąd, to by było idiotyczne) i zamówiłam to jakże wykwintne danie, podając numerek pizzy. Wybrałam trzynastkę, chociaż nie wiem co to za pizza. Chybił trafił. Zawsze tak robię, lubię niespodzianki. Usiadłam na sofie i zaczęłam skakać po kanałach. Trafiłam na film, w którym jacyś ludzie strzelali do kolesi ubranych na czarno, robiąc przy tym niezły harmider. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Czy ludzie nie wiedzą do czego służy dzwonek? Muszą pukać? Swoją drogą, szybko się uwinęli z tą pizzą. Trzy minuty? Nie, to chyba niemożliwe. Albo mają mega szybkie samochody, albo używają jakichś nadludzkich zdolności. Otworzyłam drzwi i nie patrząc na dostawcę, podałam mu banknot. 
- Dzięki, ale nie przyjmuję łapówek. – usłyszałam znajomy mi głos.
- Ach, Zayn, to ty. – zmarszczyłam brwi. – Spodziewałam się raczej czegoś do jedzenia…
- Mam sobie pójść? – uniósł brwi.
- W sumie to mógłbyś… - westchnęłam znacząco. 
- Co mnie obchodzi twoje zdanie, wchodzę do środka. 
Brunet przecisnął się obok mnie i wolnym krokiem przeszedł do salonu. Westchnęłam ciężko i zamknęłam drzwi na klucz. Chciałam go jakoś delikatnie spławić, ale widocznie ma w dupie moje subtelne uwagi. Podążyłam leniwie za nim i zobaczyłam, że rozstawia na stole kilka butelek.
- Masz jakieś szklanki? – spytał szybko.
- Nie, nie mam. Piję wodę z talerza. – wywróciłam oczami. – Może powiesz mi, co to jest?
- To jest wino. – wytłumaczył mi jak małemu dziecku. – Widzę, że jednak będziemy musieli porozmawiać, a na trzeźwo raczej nam się to nie uda.
Wytrzeszczyłam oczy w zdziwieniu, ale posłusznie przyniosłam mu dwa kieliszki. Wiem, prosił o szklanki, ale wino pije się chyba z kieliszków, co nie? A może mi to dobrze zrobi… To całe picie i w ogóle… Zayn nalał czerwonej cieczy do wspomnianych wcześniej kieliszków i zamoczył usta w jednym z nich. Nie czekałam na zaproszenie i poszłam w jego ślady. Pierwsze krople alkoholu rozlały się po moim przełyku, pozostawiając po sobie przyjemne ciepło. 
- Dawaj. – rzucił chłopak podpierając się łokciem o oparcie sofy. 
- Co mam dawać?
- No mów. Wszystko od początku. Co z tym kolesiem, który zbił cię na kwaśne jabłko. Dlaczego to zrobił, skąd cię w ogóle zna. 
- Och, to bardzo długa historia. – westchnęłam krzywiąc się nieznacznie.
- Mamy całą noc.
- Masz zamiar siedzieć tu całą noc? – spytałam marudnym tonem. 
- Jeśli taka będzie potrzeba… Im szybciej mi wszystko wyjaśnisz, tym prędzej sobie stąd pójdę. – uniósł brwi znacząco.
Wywróciłam oczami i usiadłam po turecku, przodem do niego. Wypuściłam powietrze zalegające w moich płucach i spojrzałam Zayn’owi prosto w oczy. Dostrzegłam w nich coś na rodzaj ciekawości, chęci odkrycia tego, co się we mnie kryję. A może to po prostu chęć możliwie szybkiego powrotu do domu? Cóż, słaba jestem w odgadywaniu uczuć. 
- Serio? Chcesz znać całą prawdę? Od razu mówię, że to nie jest żadna wesoła historyjka. – przegryzłam wargę, a chłopak dał mi niemy znak, żebym kontynuowała. – Okej, jak chcesz… Wszystko zaczęło się od mojego ojca. Był alkoholikiem. Bił mnie, moją mamę oraz siostrę, znęcał się nad nami. Gdy wracał do domu, chowałam się pod łóżkiem i słuchałam jak mama krzyczy. Kiedyś nie zdążyłam się schować i ojciec uderzył także mnie. Potem robił to regularnie. Codziennie ten sam schemat. Wracam ze szkoły, dostaję w twarz, płaczę do poduszki. Dzień w dzień. Mama nie zgłosiła tego na policję, bo po prostu się bała. Bała się, że on nas zabije. Ludziom tłumaczyła, że jestem niezwykle niezdarną dziewczyną, toteż ciągle nabijam sobie nowe guzy i siniaki. Pewnego dnia usłyszałam głośny krzyk. Pobiegłam do łazienki, skąd dochodził ten przeraźliwy dźwięk. Na podłodze leżała moja mała siostrzyczka. W kałuży krwi. Ojciec stał nad nią z nożem w dłoni i głośno się śmiał. Znowu był pijany. Podbiegłam do Emmy i mocno się w nią wtuliłam. Próbowałam wyczuć jakiś jej ruch, oddech, ale nic nie poczułam. On ją zabił. Rozumiesz? Zabił ją. Potem już wszystko potoczyło się samo. Wyrwałam z jego ręki nóż i po prostu to zrobiłam. Wbiłam mu go prosto w serce. Z jego ust wyrwało się krótkie ‘Będziesz smażyć się w piekle’. Zaśmiał się tylko i opadł na kafelki. – z moich oczu popłynęły pierwsze łzy. 
- Alex, ja nie wiedziałem… - zaczął Zayn, ale szybko mu przerwałam.
- Oczywiście, że nie wiedziałeś. Nikt nie wie. Oprócz ciebie. – chłopak popatrzył na mnie ze współczuciem. – Ale przejdźmy dalej. Moja mama się załamała, nie mogła uwierzyć, że to zrobiłam. Zabiłam człowieka w wieku szesnastu lat. Przekonałam policję, że ktoś się do nas włamał i zamordował ojca i moją siostrę. Uwierzyli. Bo kto by podejrzewał o to mnie? Niewinną nastolatkę. Przeprowadziliśmy się do Nowego Jorku. Poszłam tam do szkoły, ale spotkałam jego. Barry. Tak się nazywa. Wiesz jak nienawidzę tego imienia? Zakochałam się w nim, on obiecywał mi piękne życie. Nie wiedziałam w co się pakuje. Okazało się, że jest szefem jakiegoś pieprzonego gangu. Wpadłam w złe towarzystwo. Alkohol, papierosy, narkotyki. Najpierw było fajnie, ale po jakimś czasie zaczęło się piekło. Barry zaczął mnie bić do nieprzytomności, rządził mną, pomiatał. Nie podobało mu się to, że nie chcę oddać mu swojego dziewictwa. W końcu kazał mi wykonać pewne zlecenie. Miałam zabić jakiegoś mężczyznę. Obiecywał, że jeśli zacznę udzielać się w jego mafii, będzie dla mnie bardziej wyrozumiały, muszę przecież jakoś na siebie zarabiać. No i zrobiłam to. Zwyczajnie go zabiłam. Dałam mu kulkę w łeb. Bez żadnego wahania. Tak jak zrobiłam to z moim ojcem. Wtedy zdałam sobie sprawę z powagi sprawy. Wtedy, gdy patrzyłam w oczy tego mężczyzny. Prosił mnie o łaskę, ale ja go nie słuchałam. Zabiłam niewinnego człowieka. W tym czasie moja mama znalazła sobie faceta. Bardzo go polubiłam, wiesz? Szanował zarówno mnie jak i ją. Zaproponował wyprowadzkę do Londynu. Oczywiście zgodziłam się bez wahania. Chciałam się stamtąd wyrwać. Teraz traktuje go jak prawdziwego tatę. Wspominałam, że wyrzucili mnie z tamtejszej szkoły? Stwierdziłam, że w Londynie będę mogła zacząć wszystko od nowa. I tak też było. Do tego czasu. Barry wrócił. Przyjechał po mnie. Chce mnie zniszczyć, nie może darować mi tego, że od niego uciekłam. – teraz totalnie się rozkleiłam. Po moich policzkach spływały potoki słonych łez, ale po chwili blado się uśmiechnęłam. – Ale w sumie, nie jest tak źle. Jeszcze żyje, a to chyba plus, prawda?
Na twarzy Zayn’a wymalowane było ogromne zaskoczenie. Nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa, sklecić nawet najkrótszego zdania. Wpatrywał się we mnie bezustannie, jakby szukał w tym jakiegoś dowcipu. Jakby czekał aż powiem, że to wszystko był żart, że po prostu chciałam go wkręcić. 
- Nie wierzę. – w końcu coś z siebie wydusił.
- To uwierz. Te oto ręce zabiły dwie osoby! Tak, jest czego gratulować. – zaśmiałam się nerwowo. 
- Nie, nie o to chodzi. W to akurat wierzę, jesteś dość nieprzewidywalna, agresywna i w ogóle… Nie wierzę w to, że mi o tym powiedziałaś.  – przysunął się bliżej mnie. – Myślałem, że mnie nienawidzisz. 
- Bo tak jest. Ale chciałeś żebym ci powiedziała, więc tak zrobiłam. A poza tym przyniosłeś wino, nie sposób było odmówić. – uśmiechnęłam się w stronę chłopaka. 
- No tak. Musi ci być strasznie źle z tym, że kogoś zabiłaś…
- I to jest najgorsze. Nie jest mi z tym źle. Znaczy się, to, że zabiłam tego drugiego mężczyznę, ciągle nie daje mi spokoju, ale zabójstwo ojca jakoś mnie nie rusza. To chyba nie jest normalne, powinnam mieć okropne wyrzuty sumienia. – przetarłam twarz dłońmi.
- Wiesz, że on sobie na to zasłużył, prawda? To wszystko co ci zrobił… Co wam zrobił. Naprawdę, sam sobie na to zapracował. – uśmiechnął się lekko.
- Dzięki na pocieszenie. Aż się dziwie, że to właśnie Ty podnosisz mnie na duchu. – przeczesałam włosy palcami.  – A teraz przejdźmy do ciebie. Opowiadaj mi o tej twojej mafii, gangu czy jak to się tam nazywa. 
Zayn zaczął opowiadać mi o swojej pracy. Tak, nazywa to pracą. Jak ładnie. Przyznał, że zabił tylko kilku ludzi, głównie to on daje zlecenia innym. Robi to sam tylko wtedy, gdy jest to coś naprawdę ważnego. Oczywiście nie jestem za mordowaniem kogokolwiek, ale nie komentowałam jego sposobu na zarabianie pieniędzy. Po prostu słuchałam. Tak jak on wysłuchał mnie. 
***
Obudził mnie potworny ból głowy. Leżałam na kanapie odwrócona przodem do nadal grającego telewizora. Poczułam, że ktoś mnie obejmuje. Przestraszyłam się, ale po chwili zaczęłam kojarzyć fakty. Nie, to nie może być prawda. Jeśli teraz się odwrócę, a za mną będzie leżał wtulony we mnie Zayn Malik, chyba po prostu zacznę krzyczeć. Powoli odwróciłam się na drugi bok i to co zobaczyłam, tylko potwierdziło moje przypuszczenia. Obok mnie leżał śpiący Zayn, którego ręka spoczywała na mojej talii, w twarz wtulona była w moje rozpuszczone włosy. To chyba jakiś żart. Ostatecznie postanowiłam nie krzyczeć, ponieważ pogorszyłoby to jedynie sytuację. Powoli zsunęłam jego ramię ze mnie i postawiłam bose stopy na drewnianych panelach. Po cichutku przeszłam do kuchni i pierwszą czynnością jaką zrobiłam, było oczywiście zażycie ogromnej liczby środków przeciwbólowych oraz wypicie hektolitrów wody. Tak się teraz zastanawiam… Gdzie jest moja pizza?! Przecież dobrze pamiętam, zamówiłam ją wczoraj wieczorem. Co to ma znaczyć? Ja chciałam pizze… Już nigdy nie zamawiam z tego lokalu. Właśnie stracili klientkę. A może po prostu byłam tak pijana, że nie usłyszałam dzwonka do drzwi? Wczoraj z Zayn’em bardzo dużo wypiliśmy i nawet nie wiem kiedy, wkroczyliśmy do krainy snu. I jakim cudem zrobiliśmy to razem. Ble. Spałam wtulona w Malika. Wzięłam ze stołu banana i wróciłam do salonu, który aktualnie robił za sypialnię. Usiadłam na skraju kanapy tak, aby przypadkiem nie dotknąć śpiącego na niej chłopaka. Zaczęłam oglądać telewizję i konsumować moje dzisiejsze śniadanie. Stać mnie jedynie na obranie banana, nie mam siły zrobić kanapek, czy Bóg wie czego jeszcze… Nagle poczułam, że Zayn zaczyna się wiercić. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam jak unosi głowę. 
- Co ja tu robię? – spytał zdezorientowany.
- Nie wiem. Chcesz banana? 

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 20

 Nie wiem jak długo tak siedziałam. Zdecydowałam się wstać, gdy mój zapas łez w końcu się wyczerpał. Gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, o mało co nie dostałam zawału. Moje lewe oko okrążone jest przez wielki siniak, na wardze jest niemałe przecięcie. Oprócz tego kilka zadrapań na policzku. Ach, stare ‘dobre’ czasy powróciły. Myślałam, że nie będę już musiała opatrywać własnych ran. Ale jednak. Wyciągnęłam z apteczki wodę utlenioną i zaczęłam przemywać nią całą moją zmasakrowaną twarz. Ból był niemiłosierny. Po skończeniu, wzięłam gorący prysznic i usiadłam w moim ukochanym łóżku. Co ja mam teraz zrobić? Jak mam się gdziekolwiek pokazać? Na pewno nie zgłoszę tego na policję, Barry by mnie zabił. Dlaczego muszę radzić sobie z tym wszystkim sama? To takie trudne. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Sięgnęłam po niego, a na wyświetlaczu zauważyłam numer Niall’a. Przymknęłam oczy i głęboko westchnęłam.
- Słucham. – odebrałam.
- O 15.00 w Nandos. Musimy porozmawiać. – powiedział chłodno.
- Niall, to nienajlepszy pomysł. – myślałam co mogę mu powiedzieć, żeby jakoś się wykręcić. –Nie czuję się zbyt dobrze.
- W takim razie zaraz u ciebie będę. – odparł i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, rozłączył się.
Ekstra. Niall zaraz tu przyjedzie, powyzywa mnie od dziwek, zobaczy w jakim jestem stanie i jeszcze raz powyzywa. Załamana opadłam na łóżko. Jestem wykończona psychicznie, to wszystko nie może się dziać naprawdę. A co jeśli Niall spyta o moją przeszłość? Przecież nie mogę mu wszystkiego powiedzieć, prawda? Użalałam się nad sobą jeszcze jakieś 15 minut, gdy nagle usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Niechętnie wstałam i powlokłam się, by je otworzyć. Po drodze jeszcze raz spojrzałam w lustro. Tragedia. 
- Alex? – Niall szeroko otworzył oczy, gdy tylko mnie zobaczył. – Co ci się stało, do cholery?! 
- Um… Nic takiego, przewróciłam się. – skłamałam.
- I ja mam ci w to uwierzyć?! – wepchał mnie głębiej do mieszkania i zamknął za nami drzwi. – O mój Boże, kto ci to zrobił?
Chłopak zaczął oglądać moją twarz z każdej możliwej strony, wykrzywiając przy tym twarz w bliżej nieokreślonym grymasie. Syknęłam z bólu, gdy przejechał palcem po moim policzku. 
- Jedziemy do lekarza. – oznajmił i zaczął ciągnąć mnie w stronę wyjścia.
- Nigdzie nie idę! – wyrwałam rękę z jego uścisku. 
- Alex, popatrz na siebie! Czy ty jesteś poważna?! Możesz mieć jakiś poważny uraz! – blondyn zaczął panikować. 
- Przestań, przecież nic mi nie jest. – wysiliłam się na blady uśmiech, czego od razu pożałowałam z powodu mojej rozciętej wargi. – To tylko kilka siniaków i zadrapań, nic takiego.
- Czy ty jesteś normalna? Kilka siniaków, dobre sobie. Chodź do salonu, opowiesz mi wszystko.
Westchnęłam głośno i zaprowadziłam chłopaka do mojego pokoju. Tak, sypialnia wydaję się być lepszym pomieszczeniem do zwierzeń niż salon. Usiadłam na łóżko, a po chwili dołączył do mnie mój towarzysz. 
- Zaczynaj. – ponaglił mnie.
- Chcesz prawdę, czy delikatniejszą wersję? – zapytałam mając nadzieję, że wybierze tę drugą opcję.
- Prawda. Od początku aż do końca. – wlepił we mnie swój wzrok.
Co ja mam mu, do kurwy nędzy, powiedzieć? Od którego początku zacząć?
- Spotkałam pewnego starego znajomego, z którym miałam nie za dobre relacje. Trochę się wkurzył no i mi przywalił. – sama zaśmiałam się na moje słowa. Serio, trochę dziwnie to wszystko zabrzmiało.
- Tak po prostu cię uderzył? Niemożliwe. – chłopak pokręcił przecząco głową. 
- W pewnym sensie miał powody… - głośno wypuściłam powietrze z płuc. 
- Możesz jaśniej? – Niall zaczynał się niecierpliwić. 
- Wiesz jakie to cholernie trudne? Mam straszną przeszłość, nie chcę obarczać cię swoimi problemami. 
- Malutka, zaczynam się o ciebie naprawdę martwić. Płakałaś, prawda? – na jego twarzy widać było zmartwienie. 
- Widać? – wykrzywiłam się.
- Tak. Wiem, że to głupie pytanie, ale… czy to… wszystko, ma coś wspólnego z Zayn’em? – spojrzałam w jego błękitne tęczówki, ale nie dałam mu odpowiedzi.
Czy ma coś wspólnego? Sama nie wiem. Nie, chyba nie ma. Tak mi się wydaję. Jestem pewna.
- Czyli prawdopodobnie nie. – sam dał sobie odpowiedź. – A to co mówił Liam… No wiesz, to, że jesteś…
- Nie, to nieprawda. To właśnie ten znajomy, o którym przed chwilą wspominałam. Nie lubi mnie za bardzo. Rozpowiedział wszystkim jaką to jestem dziwką, a sam jest szefem jednej z największych mafii w tym mieście. Uwierzyłeś mu, prawda? Wszyscy uwierzyli. Myślicie, że jestem jakąś szmatą, ale to nie jest prawda. On chce mnie po prostu zniszczyć. – po moim policzku spłynęła pierwsza łza. 
- Hej, nie płacz. – chłopak zamknął mnie w szczelnym uścisku. – Wierzę ci. Nikt nie ma cię za kogoś złego. Ale czekaj, czekaj… Mafia? Czy ty masz z tym coś wspólnego?
Odsunęłam się od niego i wlepiłam swój wzrok w jakże interesujące w tym momencie paznokcie. 
- Nie, Niall. To było kiedyś. Popełniłam wiele błędów, za które teraz przyszło mi płacić wysoką cenę. 
- A więc jednak… Alex, ja chyba nic nie rozumiem. O jakich błędach mówisz? – chłopak nadal próbował wyciągnąć ze mnie jak najwięcej informacji. 
- O strasznych błędach. 
I know I paid, that's why I'm alone today
Just me and myself and no mental health
My mistake overtakes
Wiem, że za to zapłaciłam, dlatego jestem dziś samotna
Tylko ja sama i brak zdrowia psychicznego
Mój błąd mnie dopada

Mimo usilnych starań, Niall nie wyciągnął ze mnie tego dnia już niczego. Siedziałam tępo wpatrując się w ścianę aż do wieczora. Nie wiem kiedy się ściemniło, nie wiem kiedy Niall wyszedł. Nic nie wiem. Kompletnie nic. Nagle usłyszałam coś co przypominało ciche stukanie. Rozejrzałam się po sypialni szukając jakiegokolwiek znaku, źródła dźwięku. Wstałam i przeszłam do kuchni. Pukanie nasiliło się, więc byłam coraz bliżej celu. Ach tak. Po prostu ktoś puka do drzwi. Skierowałam się w ich stronę, ale miarowy dźwięk ustał. Nacisnęłam klamkę i uchyliłam lekko drzwi. Zobaczyłam oddalającą się sylwetkę. Odchrząknęłam, dając tym samym znać, że tu jestem. Moje ciało ogarnęło dziwne uczucie, gdy zobaczyłam odwracającego się w moją stronę Zayn’a. 
- Jaśnie pani otworzyła. – burknął. – Co ci się stało w twarz?
- Chcesz coś konkretnego, czy po prostu przyszedłeś mnie powkurzać? – spytałam krzyżując ręce na piersi.
- Tak właściwie, to chciałem pogadać. – odpowiedział robiąc kilka kroków w moją stronę. 
Niechętnie wpuściła go do środka i zaprowadziła do salonu. Przechodząc obok lustra wiszącego w korytarzu, nie miałam odwagi  nie spojrzeć. Na pewno wyglądam fatalnie, nie chcę załamywać się jeszcze bardziej. 
- Napijesz się czegoś? – spytałam próbując być uprzejmą. 
- Może wody. – usiadł na jasnej kanapie. 
Wywróciłam oczami i ruszyłam do kuchni. Miałam szczerą nadzieję, że nie będę musiała mu nic przynosić, ale cóż. Nalałam wody do przezroczystej szklanki, a sama wzięłam sobie całą butelkę. Weszłam do salonu i podałam chłopakowi napój. Nawet nie podziękował. Nie chciałabym obrażać jego rodziców, ale jest strasznie źle wychowany. 
- Więc… - zaczęłam przerywając niezręczną ciszę. – O czym chciałeś porozmawiać?
- Bo wiesz… Słyszałem, że… - nie mógł się wysłowić i widocznie zastanawiał się jak ubrać słowa to, co chciał mi przekazać.
Czekajcie… Czy Malik właśnie nie wie co powiedzieć? Hm, ostatnio chyba trochę wymiękł. Może ktoś spuścił mu w końcu porządne lanie, po którym trochę zebrał się do kupy. I może nie jest już totalnym sukinsynem. Może.
- Niall kazał ci przyjść, prawda? – uniosłam obie brwi.
- Taa… - przetarł twarz dłońmi. – Tak w sumie, nie wiem o co mu chodziło. Powiedział tylko, że musze z tobą porozmawiać, bo to bardzo ważne. Oczywiście nie chciałem tego robić, bo jesteś strasznie uparta i nieznośna, ale zagroził mi, że… Nieważne. W każdym bądź razie musiałem tu przyjść. Więc wysłucham cię teraz, powiem kilka pocieszających słów i sobie pójdę.
- Nie, dzięki. Nie potrzebuję twojej pomocy, tym bardziej, gdy robisz to na siłę. Nie chcesz ze mną rozmawiać, nie ma sprawy, tam są drzwi. – upiłam łyk wody z butelki. – Myślisz, że mam ochotę zwierzać ci się z moich największych sekretów? Moje życie i tak się sypie, nie chcę mieć jeszcze ciebie na głowie. 
- No i sprawa rozwiązana. Miałem nadzieję, że to powiesz, naprawdę nie chce mi się słuchać twojego piskliwego głosu i widzieć twojej opuchniętej twarzy. Za dużo dawania dupy, hm? – zaśmiał się gorzko.
Przymknęłam oczy, zbierając się w myślach na odpowiedź. Jak on w ogóle może? Ocenia mnie, praktycznie nic o mnie nie wiedząc. Dlaczego przypiął mi łatkę taniej dziwki? Nigdy nie robiłam tego dla pieniędzy, ba! W ogóle nigdy tego nie robiłam. Oczywiście nie mam zamiaru mu tego mówić, tak tylko sobie myślę… 
- Tak dla twojej wiadomości: nie, to nie od dawania dupy. Moja twarz jest opuchnięta od płaczu. Chyba wiesz, co to są łzy, prawda? Ile osób doprowadziłeś już do ich uronienia? Na pewno wiele. – powiedziałam patrząc mu przez cały czas prosto w oczy.
- Tak, dość wiele. Ale… Czy teraz płakałaś przeze mnie? – spytał trochę ciszej.
- Nie, nie przez ciebie. Przykro mi, to nie ty doprowadziłeś mnie do tego stanu. Tym razem ci się nie udało. – prychnęłam i włączyłam telewizor. 
Zaczęłam oglądać program, który właśnie leciał w telewizji. Po chwili zaczęłam się cicho śmiać, widząc na ekranie kopulujące misie koala. Serio? Akurat teraz musieli to puścić? Mimo to nie przełączyłam, ponieważ wyglądało to dość zabawnie. 
- Naprawdę? Będziesz teraz oglądać program o bzykających się zwierzątkach? – spytał Zayn niedowierzając. – I z czego się tak śmiejesz? 
- Cicho bądź, ty to z niczego nie potrafisz się śmiać. Dla mnie to bardzo śmieszne i tyle. – odparłam, po czym wybuchłam śmiechem. 
- Jesteś niemożliwa. – chłopak westchnął głęboko. 
Na chwilę nawet zapomniałam o moich problemach. I pomyśleć, że pomogły mi w tym ‘bzykające się zwierzątka’. Czy to jest normalne?
- Może powiesz mi co stało się z twoją twarzą? – przerwał ciszę, która panowała między nami od kilku minut. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ jestem aktualnie zafascynowana życiem seksualnym koali. 
- A co cię to tak nagle interesuje? – spytałam nie odrywając wzroku od telewizora. 
- Nic… Po prostu wyglądasz strasznie, nie sposób się nie zapytać jak do tego doszło. 
- Dzięki. – prychnęłam. – Jakby to powiedzieć… Kolega się troszkę na mnie zdenerwował.
- Uderzył cię jakiś facet? – oczy chłopaka momentalnie się rozszerzyły. 
- Czy to coś dziwnego? Wy ciągle to robicie. Myślicie, że jesteście lepsi od kobiet, traktujecie je jak swoją własność. Pomiatacie nami, bijecie, wykorzystujecie. Naprawdę cię to dziwi? – skrzywiłam się.
- Nigdy nie skrzywdził bym kobiety. Mówię poważnie. Może i jestem dupkiem, ale na to bym się nie odważył. Trzeba być prawdziwym skurwysynem, że zrobić dziewczynie coś takiego. – wzrokiem omiótł moją twarz. – Była u lekarza?
- Nie byłam i nie mam zamiaru do niego iść. To nic takiego, uczepiliście się mnie jak rzep kociego ogona. Nie, czekaj… Końskiego ogona. Psiego! Tak, jak rzep psiego ogona. – pokiwałam głową. 
- Przemyłaś to czymś chociaż?
- Oczywiście, że tak, nie jestem aż tak bezradna. Umiem o siebie zadbać. Czy ty się o mnie martwisz? – uniosłam jedną brew.
- Żartujesz? Niby czemu miałbym się martwić? Niezły dowcip. – chłopak zaśmiał się nerwowo.
Zmarszczyłam czoło, ale postanowiłam nie komentować jego dziwnego zachowania. 
- Powiedz mi jedno. Kto ci to zrobił? – skrzywił się nieznacznie, gdy o tym wspomniał.
- A czy to ważne? Lepiej żebyś nie wiedział. – odparłam.
W tym momencie przypomniałam sobie słowa Barry’ego. Dał mi do zrozumienia, że Malik ma coś wspólnego z mafią. Zmarszczyłam brwi na samo wspomnienie tamtej rozmowy. 
- Jakie masz teraz zlecenie? – rzuciłam niby od niechcenia.
- Muszę zlikwidować takiego jednego… Czekaj… Co? Skąd ty wiesz o… Nie, o co ci chodzi? Jakie zlecenie? – zaczął bawić się szklanką wody. 
- Sam się wygadałeś Zayn. – zaśmiałam się. – Od początku wiedziałam, że z tobą jest coś nie tak. Teraz już wiem. Momencik… Jesteś szefem, tak? Niezła posadka, co nie? Powiedz mi, nie jesteś szefem szefów, prawda? Kto jest od ciebie wyżej? Chyba musisz się go słuchać, na pewno jest niebezpieczny. A gdzie trzymasz spluwę? Jakoś nigdy jej nie zauważyłam, musisz mieć ją nieźle schowaną. 
Przez cały czas, gdy prowadziłam ten monolog, Zayn wpatrywał się we mnie szeroko rozwartymi oczami. Jego usta były lekko rozchylone, a wyraz twarzy obrazował całe jego zdziwienie. Po kilku chwilach wysilił się, aby w końcu coś powiedzieć.
- Kurwa mać. 

_______________________________________________________________
Dodaję rozdział, chociaż nie powinnam. Serio? Dwa komentarze? Wiem, że nie jestem zbyt dobra w pisaniu, ale jest aż tak źle? Myślałam, że daję radę, ale widocznie się myliłam. Staram się dodawać kolejne rozdziały jak najczęściej. Wiem, czasami mi to nie wychodzi, często też pojawiają się jakieś błędy ortograficzne, językowe, czy też zwykłe literówki, które są spowodowane moim pośpiechem podczas pisania. Uwierzcie mi, naprawdę nie mam czasu, ale tak strasznie ciągnie mnie do napisania czegokolwiek, że podczas każdej króciutkiej przerwy staram się coś nabazgrać. Trochę mi smutno, gdy pod chapterem widzę jedynie dwa komentarze, ale cóż. W każdym bądź razie dziękuję bardzo osobom, które wiernie komentują i regularnie wchodzą na tego bloga. Jesteście kochane ;* 
Czasami zastanawiam się, czy ktoś w ogóle czyta to, co piszę pod rozdziałem? 

ps. Jest to rozdział prosto z Wielkiej Brytanii, możecie czuć się zaszczycone czytając go! 

sobota, 19 kwietnia 2014

Liebster Award (1)

"Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za 'dobrze wykonaną robotę'. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował".
 
Dziękuje bardzo za nominację. Zostałam nominowana przez:
 
Moje odpowiedzi:
1. Co skłoniło Cię do założenia bloga? Skąd ten pomysł?
Uwielbiam pisać i chyba to jest głównym powodem założenia bloga. No i oczywiście moja bujna, chora wyobraźnia ;)

2. Ile masz lat?
Prawie 17!

 3. Czym się interesujesz?
Kocham muzykę (niekoniecznie One Direction wbrew pozorom) i słucham jej bez przerwy. Moją życiową pasją są konie i jazda konna. Jak nie piszę imaginów to siedzę u moich kopytnych ;)

 4. Miley Cyrus vs. Selena Gomez? I dlaczego?
Zdecydowanie Miley Cyrus. Bardziej podoba mi się jej głos, niż głos Seleny. No i kocham Hannah Montana, co tu dużo mówić...

 5. Byłabyś skłonna uwierzyć w Ziam'a?
Oczywiście, dlaczego nie? Jeśli by się kochali- nie mam nic przeciwko.

 6. Lubisz czekoladę?
Och, jeszcze pytasz? Ubóstwiam.

7. Skąd bierzesz pomysły na opowiadania?
Z piosenek, filmów i coraz częściej z życia. Chociaż ostatnio to chyba biorę je z dupy, bo z mafią to mam raczej mało do czynienia. Po prostu poroniona wyobraźnia- tyle na ten temat.

 8. Masz dużą rodzinę?
Czy ja wiem... Raczej nie :) Chyba, że liczymy zwierzęta- to tak, ogromną.

9. Jak masz na imię?
Aleksandra. Zdziwieni?

10. Oczy którego z chłopców podobają Ci się najbardziej?
Nialla oczywiście. Ogólnie kocham błękitne oczy, więc co tu dużo mówić...

 11. Ulubiona piosenka z albumu MM?
Midnight Memories bez dwóch zdań! Reszty też jakoś da się słuchać, ale interesują mnie raczej inne brzmienia. Nie jestem fanką One Direction (TAK, NIE JESTEM), więc szczerze mówiąc nie znam zbytnio ich piosenek. Ale MM mi jak najbardziej pasuje ;)
 
 
Moje pytania:
1. Czy jesteś fanką One Direction?
2. Jak masz na imię?
3. Jakie jest twoje ulubione zajęcie?
4. Ile masz lat?
5. Masz jakieś zwierzęta?
6. Wolisz imaginy smutne czy wesołe?
7. Który chłopak z 1D jest twoim zdaniem najprzystojniejszy?
8. Co lubisz jeść najbardziej?
9. Wolisz siedzieć w domu czy szaleć na imprezie?
10. Jakiej muzyki słuchasz najchętniej?
11. Masz rodzeństwo?
 
Nominowane blogi:
 
 

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 19

Siedzę na ławce jakieś dobre pół godziny i dalej nie mogę niczego sobie poukładać. Po usłyszeniu tego znienawidzonego przeze mnie imienia, wyszłam z domu Harry’ego i po prostu zaczęłam biec. Takim oto sposobem znalazłam się na tej właśnie ławce, w parku, którego do tej pory nie znałam. Nie miałam siły na nic. Moja twarz pozostała niewzruszona, w głowie plątało się pełno nieprzyjemnych myśli. Nie mogłam wysilić się nawet na płacz. Właśnie to jest najgorsza chwila w moim życiu. Dowiedziałam się, że to jednak nie koniec. Nie zażegnałam mojego problemu na dobre, moja tragiczna przeszłość powraca. Tak bardzo tego nie chciałam, tak długo uciekałam. A jednak. Nic nie poszło po mojej myśli. Myślałam, że wyrwałam się z tego całego gówna, że to już mnie nie dotyczy. A teraz pojawił się ON. Ten, który tylko pogorszył moją sytuację, gdy już sięgałam dna. Ugrzęzłam w śmierdzącym mule, ale dałam radę się z niego wydostać. A teraz, gdy już wypłynęłam na powierzchnię, znowu coś zaczyna mnie ciągnąć w dół. Coś czuję, że to dopiero początek. Ale dlaczego właśnie teraz? Teraz, gdy wszystko mam poukładane? Ukończyłam szkołę, kupiłam mieszkanie, samochód, mam kochających rodziców, nawet kilku znajomych. Pomyłka, już nie mam znajomych. Ci, których niedawno poznałam uważają mnie za skończoną dziwkę. Nawet im tego nie wytłumaczyłam. To co usłyszałam, przygniotło mnie swoim ciężarem, spod którego teraz nie jestem w stanie się wydostać. Chyba wolałabym umrzeć, niż znowu zmagać się z moją przeszłością. Tym bardziej, że nie mam nikogo bliskiego, kto by mnie w tym spierał. Ach przepraszam, mam rodziców. Tylko co powie moja mama, gdy znów wspomnę o tym co kiedyś się wydarzyło? O tym, jak spieprzyłam swoje życie? Nie tylko swoje. Mama bardzo cierpiała. Nie wierzyła, że byłam w stanie to zrobić. A jednak. Zrobiłam to bez wahania. Jaka ja byłam głupia. Gdybym wiedziała, że tak to się skończy, nie zrobiła bym tego. Chociaż… Zrobiłabym. Nie chcę cofać czasu. Wiem, że musiałam to uczynić. W pewnym sensie ocaliłam życie swoje i mojej rodzicielki. Tylko jednej osoby nie zdążyłam uratować. Ale tego już nie odwrócę. Szczerze? Gdybym miała powtórzyć ten ruch, nie wahałabym się ani chwili. Nie żałuję. Jest tylko jeden problem. Teraz muszę zmierzyć się z konsekwencjami moich czynów. Po raz kolejny. Wydaje mi się, że to wszystko będzie na mnie ciążyło już do końca moich dni. Od przeszłości nie da się uwolnić. Tylko co ja mam teraz zrobić?
Już dawno zaczął padać deszcz. A ja dalej siedziałam na ławce. Zrobiło się ciemno, a moja głowa pełna była niepoukładanych myśli. Rozważałam już samobójstwo, ucieczkę z kraju, kolejne zabójstwo, jakiś napad na bank. Nie wiem, cokolwiek. Chyba najlepsze byłoby samobójstwo, ale ja wcale nie chcę być słaba. Wiem, że dam radę.
Wstałam z tej przeklętej ławki i rozprostowałam kości. Siedziałam tu dobre dwie godziny. Strasznie bolały mnie plecy, nie wspominając już o głowie, którą dosłownie mi rozsadzało od nadmiaru myśli. Pomyślałam chwilę, analizując co powinnam zrobić. Zdecydowałam, że wrócę pod dom Harry’ego, ponieważ zostawiłam tam swój samochód. Szybkim krokiem ruszyłam wzdłuż alejki. Okazało się, że nie odeszłam zbyt daleko, bo po pięciu minutach moim oczom ukazał się piękny, biały dom. Nie miałam zamiaru wchodzić do środka, nie odważyłabym się. Chłopcy pewnie uważają mnie za szmatę, kurwę, kłamcę… I można by tak dużo wymieniać. Ja dołożyłbym jeszcze do tego coś w stylu „ta, która zniszczyła sobie życie w jeden dzień, robiąc to, czego nikt by się po niej nie spodziewał, a na dodatek nie ma żadnych wyrzutów sumienia”. Tak, to do mnie zdecydowanie pasuje. Wsiadłam do auta i odpaliłam silnik. Wycofałam i po chwili pędziłam ulicą w stronę mojego mieszkania. Gdy dojechałam, szybko wyskoczyłam z pojazdu i ruszyłam pędem do budynku. Po wejściu przywitałam się z recepcjonistką krótkim ‘Dzień dobry’, po czym wbiegłam po schodach na drugie piętro, gdzie znajdowało się moje skromne mieszkanko. Weszłam do środka i zrzuciłam z siebie buty oraz wszystkie mokre ciuchy. W samej bieliźnie ruszyłam od razu w stronę łazienki, gdzie wzięłam bardzo, ale to bardzo długi prysznic. Założyłam świeże majtki i luźną koszulkę na krótki rękaw. Poszłam do sypialni, po drodze robiąc sobie gorące kakao. Usiadłam na wielkim łóżku i wypiłam przygotowany wcześniej napój. Do moich oczu napłynęły łzy. Dopiero teraz? Serio? I pomyśleć, że jeszcze rano śmiałam się i wygłupiałam ze znajomymi. Teraz siedzę tu w pustym mieszkaniu i płaczę gapiąc się w ścianę. Żałosne. Ale to co zrobiłam… Nawet nie chcę o tym myśleć. Nie chcę mieć wyrzutów sumienia, naprawdę. Wiem, że wtedy ten ruch był zbędny. Nieprawda, był potrzebny. Sama już nie wiem, chyba do końca oszalałam. Podkuliłam pod siebie nogi i schowałam głowę między kolana. Dlaczego? Dlaczego to znowu wraca?
Obudziłam się razem ze wschodzącym słońcem. Powoli wstałam i przejrzałam się w wielkim lustrze. Podkrążone oczy, rozczochrane włosy, twarz opuchnięta od łez. Wrak człowieka. W nocy spaliłam ze dwie paczki papierosów. Chyba powoli staczam się na samo dno. Kurwa, jakie powoli. Wczoraj byłam jeszcze szczęśliwa, dzisiaj chciałabym umrzeć. Kompletnie nie wiem co mam ze sobą zrobić. Iść na zakupy, pospacerować, pobawić się na imprezie? Ale po co? Nie, tak nie może być. Muszę coś ze sobą zrobić. Po krótki namyśle przebrałam się
i zabrałam się za sprzątanie mieszkania. Przecież nie mogę cały dzień przeleżeć w łóżku, prawda? Umyłam podłogi, powycierałam kurze. W pewnym momencie wpadłam na świetny pomysł, więc szybko pobiegłam po mojego laptopa. Wyszukałam kilka przepisów kulinarnych i zabrałam się za pichcenie. Jestem w tym naprawdę słaba. Wręcz tragiczna. Po drodze do kuchni włączyłam radio na pełen głos. Włożyłam pierwsza lepszą płytę i usłyszałam pierwsze dźwięki którejś z piosenek Linkin Park. Uśmiechnęłam się do siebie i zaczęłam czytać przepis na sernik. Po 30 minutach przygotowania, ciasto wylądowało w piekarniku. Odmówiłam krótką modlitwę błagalną i spojrzałam do lodówki. Okej, ale i tak nie mam nic na obiad. Chyba jednak będę musiała wyjść z domu. Minutę drogi stąd jest świetna pizzeria. Wezmę pizzę na wynos i obiad gotowy! Wiem, przed chwilą miałam zamiar nauczyć się gotować, ale ten sernik już mnie przerósł. Swoją drogą, ciekawe czy mi wyjdzie. Założyłam buty i wyszłam z mieszkania, uprzednio zamykając drzwi wejściowe na klucz. Zbiegłam po schodach i po chwili uderzyło mnie chłodne londyńskie powietrze. Zatrzęsłam się z zimna i szybkim krokiem ruszyłam do mojego celu. Nagle poczułam silne szarpnięcie za moje prawe ramię. Ktoś wciągnął mnie w bardzo wąską boczną uliczkę. Przerażona zaczęłam krzyczeć, ale nieznajomy skutecznie zakrył mi usta dłonią.
- Hej mała, dawno się nie widzieliśmy, prawda?
Gdy usłyszałam ten głos, dosłownie zamarłam. Moje serce chyba przestało bić. Świat przestał funkcjonować, fragmenty samochodów, które widziałam zastygły w miejscu. Po moim policzku spłynęła samotna, słona łza. Gdy napastnik odwrócił mnie w swoją stronę i zabrał swoją ogromną dłoń z moich ust, moje serce nagle odżyło i zaczęło bić w nienaturalnie szybkim tempie.
- Nie odpowiesz mi? Zawsze miałaś bardzo dużo do powiedzenia. – zaśmiał się szyderczo.
- Czego chcesz Barry? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Chciałem po prostu porozmawiać. Wiesz co? Ostatnio przeprowadziłem krótką pogadankę z twoim kolegą. Powiedziałem mu to i owo. – zaśmiał się głęboko.
- Dlaczego to robisz? – czułam, że do moich oczu napływają łzy.
- Nudzi mi się? –nie przestawał się śmiać. – A tak na serio. Miałbym dla ciebie pewną propozycję. Wiesz, jest taki jeden skurwiel, który do niczego nie jest mi potrzebny. Mogłabyś go trochę uciszyć? Na zawsze?
- Żartujesz sobie?! Nie rozumiesz? Skończyłam z tym! Nie będę nic dla ciebie robić, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. – dodałam trochę ciszej.
- Spokojnie, nie unoś się tak Alex. Może ten, jak mu tam, Malik, troszkę ci pomoże, hm? Z tego co wiem, też jest niezły w te klocki. – chłopak nadal śmiał się bez powodu.
- Co? O co ci chodzi? – spytałam zdezorientowana.
- Jak to? No nie gadaj! Ty nic nie wiesz! No ja nie mogę. Sukinsyn Malik, niezły jest! – wykrzyczał zwijając się ze śmiechu. – Dobra, wytłumaczę ci to. Malik jest szefem jednej z londyńskich mafii. Rozumiesz? Zabija, kradnie, szantażuje, gwałci. Tak w skrócie. Konkuruję z nim już od dawna, ale skurwiel zawsze się jakoś wyliże.
Jeszcze trochę, a moja szczęka wylądowałaby na ziemi. Zayn. Jest. Kurwa. Jakimś. Pieprzonym. Mafiozo. Co do cholery?!
- Żartujesz, prawda? – spytałam próbując ogarnąć się chociaż odrobinę.
- Nie śmiałbym. To wchodzisz, czy nie?
- Nie biorę udziału w żadnych pierdolonym gównie. Nie zbliżaj się więcej do mnie. – chciałam się odwrócić, ale Barry chwycił mnie gwałtownie za przedramię.
- Nie próbuj się sprzeciwiać. Zabijesz tego, kogo będę ci kazał. I nie ma żadnych buntów. – wysyczał.
- Nie. Zrobiłam to raz i nigdy więcej to się nie powtórzy.
- Raz? A pamiętasz jak z własnej, nieprzymuszonej woli zabiłaś… - nie pozwoliłam mu skończyć i wyszarpnęłam się z jego mocnego uścisku.
- Nie! Przestań. – po moich policzkach spłynął potok łez.
- Jesteś słaba.
Po tych słowach pięść chłopaka z ogromną siłą wylądowała na mojej twarzy. Zatoczyłam się i po chwili runęłam z impetem na ziemię. Poczułam straszny ból na lewym policzku. Przejechałam dłonią po twarzy. Na palcach pozostały czerwone smugi krwi. Zrobił to. Znowu to zrobił. Mimo nasilającego się bólu i zawrotów głowy, wstałam o własnych siłach i zaczęłam biec w stronę domu. Łzy zamazywały mi jakikolwiek widok, więc zatrzymałam się na środku chodnika i otarłam twarz rękawem bluzy. Po kilku minutach zatrzaskiwałam za sobą drzwi mojego mieszkania. Zsunęłam się po drewnianej powłoce i wybuchnę łam głośnym płaczem. Spod moich rzęs spływały coraz to nowe strugi gorzkich łez. Wszystko powróciło. Wszystko.

 
__________________________________________________________
Przepraszam, że taki krótki i słaby, ale jestem cholernie zmęczona, a nie chcę robić jakiegoś wielkiego zastoju. Przepraszam także, że nie odpowiadam na nominacje, ale zwyczajnie brakuje mi czasu. Może jeszcze na nie odpowiem, nie wiem. Ale z góry bardzo dziękuję, że o mnie pamiętacie ;)
Swoją drogą, jestem strasznie głupia. Wyjechałam z kraju zamiast chodzić do szkoły. Nie zdam na 100%, gratulować mi! Ale się opłacało. Mimo wszystko. Poznałam takich wspaniałych chłopców, że gdybyście się dowiedziały, nie usiadłybyście na tyłkach do rana.
Dzięki ci Panie za taką szansę! Wiem, że dużo dziewczyn chciałoby być na moim miejscu, chociaż jak tak patrzę na tych debili... Współczuję sama sobie.
Ok, co ja tu w ogóle pierdolę, trzeba iść spać.
 
Sweet dreamzzz!

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 18

Po pół godzinie siedzenia w kuchni i czekania aż szanowny pan Horan zaspokoi swój głód, chłopak w końcu zarządził wejście na górę. Odetchnęłam z ulgą i ruszyłam po schodach. Blondyn wskazał na drugie drzwi po lewej, za które po chwili weszliśmy. Pod ścianą stało wielkie łóżko. I w sumie nic więcej tu nie było. Styles- minimalista.
- Muszę się wykąpać. – powiedziałam patrząc jak Niall rzuca się na łóżko.
- Przestań, jest 1.00 w nocy. Rano się wykąpiesz. – wymamrotał z twarzą w poduszce.
Wywróciłam oczami, ale przystałam na jego propozycje. Faktycznie, nie ma sensu brać teraz prysznicu. W końcu będę spała w jednym łóżku z Horanem, jutro i tak będę musiała się porządnie wyszorować. Nie żebym chciała go dotykać, po prostu jedno łóżko to i tak za mała przestrzeń, żeby jego bakterie się do mnie nie dostały. Złapałam się za głowę, bo właśnie przypomniałam sobie, że nie mam pidżamy. Mam spać w ciuchach? Czemu ja mam zawsze takie problemy? Następnym razem nic nie piję. Co ja mówię, nie będzie żadnego następnego razu! Lekko podirytowana podeszłam do łóżka i usiadłam na jego skraju.
- Nie mam pidżamy.
Niall nie odpowiedział, tylko podniósł się do pozycji siedzącej i zaczął się rozbierać. Patrzyłam na niego zdziwiona, nie wiedząc co on robi. To znaczy, tak, rozbiera się, ale po co? Czy oni wszyscy są tacy porąbani? Dzisiaj już drugi chłopak się przy mnie rozbiera. To nie jest normalne.
- Masz. – powiedział chłopak rzucając we mnie swoją koszulką.
Ściągnął jeszcze spodnie i w samym bokserach położył się z powrotem do łóżka. Nakrył się kołdrą i już się nie odzywał. Wzruszyłam ramionami i ściągnęłam swoje ciuchy. Wciągnęłam na siebie jego koszulkę, która sięgała mi do połowy uda. Chyba na niego też jest za duża. Ekstra, śpię w samej koszulce i majtkach z kolesiem, którego poznałam bodajże przedwczoraj. Chyba, nie pamiętam już. Wskoczyłam do łóżka i zabrałam chłopakowi trochę kołdry, którą sobie przywłaszczył. Mruknął coś pod nosem i przewrócił się na drugi bok. Zamknęłam oczy. Bardzo chciało mi się spać. Nie ma to jak wódka.
Obudziłam się, ponieważ poczułam jakiś bliżej nieokreślony ciężar na moich plecach. Ja sobie tu leżę na brzuchu i ktoś śmie mnie przygniatać? Dopiero po chwili przyswoiłam sobie gdzie dokładnie jestem. Podniosłam głowę i zobaczyłam Niall’a wtulającego się we mnie. Fu. To jednak nie było jeszcze najgorsze. Gdy sięgnęłam wzrokiem trochę dalej, ujrzałam Harry’ego, który leży na drugim końcu łóżka. O. Mój. Boże. Co tu się stało?! Mam wielką nadzieję, że nic… Że do niczego nie doszło. Kurwa, o czym ja w ogóle myślę! Chyba bym się zorientowała, prawda? Odwróciłam się na plecy i zaczęłam delikatnie ściągać rękę blondyna z mojego ciała.
- Niee. – mruknął przeciągle. – Jeszcze nie.
- Niall, musze wstać.
Nie dostałam odpowiedzi, więc ściągnęłam z siebie ramię chłopaka i uniosłam się na łokciach. To co zobaczyłam przyprawiło mnie o zawał serca. Tego już za wiele. Czy to jest jakiś jebany fanfiction? Mianowicie, w rogu pokoju, na drewnianym krześle siedział Zayn. Na jego twarzy malowało się nic innego, tylko złość. Oczywiście. Przewróciłam oczami i zdjęłam z siebie kołdrę. Położyłam stopy na zimnej posadzce i wstałam. Dopiero teraz poczułam pulsujący ból głowy. Położyłam rękę na czole i wypuściłam głośno powietrze.
- Ładnie się zabawiasz. – powiedział Zayn obojętnie.
- Co? O co ci znowu chodzi? – wykrzywiłam się spoglądając na niego.
- Dopiero co ich poznałaś a już się z nimi pieprzysz. I to dwóch naraz… Nie znałem cię od tej strony.
- W ogóle mnie nie znasz. – zamyśliłam się chwilę. – Co ty w ogóle pierdolisz? Chyba nie myślisz, że się z nimi przespałam.
- Nie zaprzeczaj.- powiedział wstając z krzesła.
- Wiesz co? Z tobą naprawdę jest coś nie tak. Spałam tu z Niall’em, bo nie miałam jak wrócić do domu. A Harry… W sumie nie wiem skąd on się tu wziął. Wczoraj był w dość złym stanie.
- Tylko winny się tłumaczy. – wywróciłam oczami i pokręciłam głową. – A dlaczego jesteś w koszulce Horana?
- Bo nie mam pidżamy? Już z tobą nie gadam. – odwróciłam się i zebrałam z ziemi moje ciuchy. Po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Czyli Zayn już wyszedł. Na szczęście. Jedyne określenie jego osoby, jakie przychodzi mi na myśl to ‘Mega chuj’. Potem wymyślę coś lepszego, moja głowa nie jest w zbyt dobrej kondycji. Po chwili namysłu odrzuciłam swoje ubrania z powrotem na podłogę i wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach i skierowałam się do kuchni. Przeszukałam wszystkie szafki w poszukiwaniu jakichś tabletek. Gdy w końcu je znalazłam, złapałam butelkę wody i wróciłam na górę. Po drodze spotkałam Zayn’a, który mierzył mnie groźnym wzrokiem. O co mu do cholery chodzi? Chce mnie zabić, czy jak? Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. W sumie, chyba byłby do tego zdolny. Wlazłam do pokoju i od razu tego pożałowałam. Pościel była rzucona gdzieś na podłogę. Na łóżku leżeli przyklejeni do siebie Niall i Harry. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie byli w samych bokserkach i… No i gdyby jeden z nich był dziewczyną! Pokręciłam niedowierzająco głową i podeszłam bliżej tego zjawiska.
- Harry, Niall. – powiedziałam cicho mając nadzieję, że się obudzą.
Nie zadziałało, więc zaczęłam głośno śpiewać hymn Wielkiej Brytanii. Tak w sumie, wywrzeszczałam go. Chłopcy zaczęli się budzić, a gdy tylko zobaczyli z kim dzielą swoje łoże, odskoczyli od siebie jak poparzeni. Harry zaczął biegać po pokoju jak szalony i szarpać się za włosy, a Niall upadł na kolana i modlił się do wszystkich możliwych bóstw, wznosząc przy tym swoje ręce do góry. Zaśmiałam się głośno i złapałam Harry’ego w biegu.
- Spokojnie. – powiedziałam delikatnie. – Nic między wami nie było… Chyba.
- Chyba?! – krzyknął. – Ja nie jestem przecież gejem! Jak to się stało?!
- Powinnam spytać o to ciebie. Spałam sobie spokojnie z Niall’em, a tu nagle budzę się, a ty leżysz obok nas! Nie wiem po co tu przyszedłeś.
- Przespałaś się z Niall’em?! – otworzył szeroko usta.
- Oszalałeś?! Po prostu nie miałam gdzie spać, byłam lekko pijana, więc nie mogłam wrócić do siebie. – wytłumaczyłam.
- Ale przecież ja mam dużo pokoi do spania… Mogliście spać osobno. – powiedział zdezorientowany.
- Coo?! Horan, zabije cię! – rzuciłam się na blondyna i zaczęłam okładać go pięściami po torsie.
- Hej, hej, spokojnie! – złapał mnie za ramiona, unieruchamiając mnie tym samym. – Po prostu zapomniałem, że tu jest więcej pokoi, okej?
- Zapomniałeś! Dobre sobie. Po prostu boisz się spać sam, przyznaj się. – uśmiechnęłam się chytrze.
- Ja się boję? Chyba sobie żartujesz. To nie ja krzyczałem pół nocy przez sen…
- Co? O czym ty mówisz? – zdziwiłam się.
- Chyba miałaś jakiś koszmar. Rzucałaś się i krzyczałaś. Dopiero jak cię przytuliłem, to się uspokoiłaś. – odparł spokojnie.
- Ach… Dzięki. – zaczerwieniłam się.
- Nie ma za co, nic się nie stało. Widzisz? Dobrze, że spaliśmy razem, mogłem cię przynajmniej uspokoić. – wyszczerzył się.
- Nie bądź taki mądry. – walnęłam go w ramię.
- Co ci się śniło? – spytał pocierając miejsce, w które go uderzyłam.
- Um… Nie ważne. Nic takiego.
- Ta, jasne. Okej, jak będziesz chciała to mi powiesz. A teraz idziemy na dół. Zaraz rozsadzi mi głowę!
- Och, możesz mi już podziękować, bo przed chwilą przyniosłam wodę i aspirynę. – uśmiechnęłam się szeroko.
- Jesteś kochana! – krzyknął i zamknął mnie w szczelnym uścisku.
Gdy już Niall i Harry doprowadzili się do porządku (czyli po prostu wzięli tabletki), zeszliśmy wszyscy na dół. Zayn siedział przy stole i mieszał łyżeczką w kubku z herbatą. Gdy wparowaliśmy do kuchni, spojrzał w naszą stronę i zmierzył nas wszystkim wzrokiem. Zatrzymał się  na chłopakach i skrzywił się. Ach tak, są w samych bokserkach. A ja dalej mam na sobie jedynie koszulkę Niall’a. Zajebioza.
- Domu nie masz? – spytałam obojętnie.
- A ty? – odpowiedział zgryźliwie.
- Przestańcie już. – wydukał Harry. – Gdzie Liam i Louis?
- Leżą w salonie. – odparł chłodno Zayn. – I jak się bawiliście?
- Gdzie? – spytał Niall sięgając po dzbanek z sokiem.
- W łóżku. Chyba, że robiliście to jeszcze gdzieś indziej? – zaśmiał się nerwowo mulat.
- O czym ty mówisz? – Niall stanął w bezruchu.
- Oj przestań, już ty dobrze wiesz o czym. A z resztą, to chyba wasza sprawa z kim się zabawiacie. Ale powiedz mi tylko: dobra jest w łóżku?
- Zayn, jesteś totalnie popierdolony! – wydarł się blondyn. – Teraz sobie żartujesz, czy naprawdę jesteś taki głupi?! Między nami nic nie było! Co ja ci się będę tłumaczył, ty i tak wiesz swoje, co nie?
- Następny, który zarzecza, że coś się stało… Hazz, może ty powiesz mi prawdę? – drążył temat Zayn.
- Weź się lecz człowieku. – skwitował Harry.
Zayn wstał i wyszedł z pomieszczenia. Po chwili usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi.
- Idiota. – burknęłam siadając przy stole.
- Śmieszne, co nie? Myśli, że bzykaliśmy się tam w trójkę. – zaśmiał się Harry.
- Nie. To nie jest śmieszne. – powiedziałam nader poważnie.
- No weź, trochę jest… - loczek dalej stał na swoim. – Co na śniadanie?
- Mnie się pytasz? To ty jesteś panem domu, zrób coś. Niall ci pomoże, a ja już pójdę.
- Gdzie ty chcesz iść? – zapytał loczek głupkowato.
- Do domu. Mojego. – wyraźnie zaakcentowałam ostatnie słowo.
- Przestań, musimy zjeść śniadanie. Zrobisz coś szybko, zjemy i będziesz mogła pójść. – wyszczerzył się.
- Niech zgadnę, masz ochotę na naleśniki, prawda? – uśmiechnęłam się chytrze.
- Skąd wiesz?! – zdziwił się brunet.
- Magia.- pokiwałam głową patrząc się w jeden punk na ścianie. – A tak na poważnie, to wczoraj wieczorem bełkotałeś coś o naleśnikach. I o jednorożcach, prezentach, Halloween…
- Ej, stary, serio słyszysz jakieś głosy? – wtrącił się Niall.
- Co? Jakie głosy? – zdziwił się chłopak.
- Mówiłeś, że to bardzo uciążliwe, ale jakoś dajesz radę i tak dalej… - wytłumaczył blondyn.
Harry zarumienił się i pokręcił przecząco głową. Postanowiliśmy nie drążyć dłużej tematu, więc nie dopytywaliśmy o szczegóły.
- Wiecie, że nie zrobię wam śniadanie, prawda? – powiedziałam unosząc brwi do góry.
- Dlaczego?! – oburzył się blondyn.
- Po pierwsze: nie umiem gotować. Po drugie: nawet jakbym umiała to bym wam nie zrobiła. Po trzecie: Nie chce mi się. Po czwarte: Czemu niby ja?
- Dobra, to jemy to co wam dam. – zaproponował Harry.
Podszedł do lodówki i zaczął wyciągać składniki. Po chwili na stole stał karton mleka, kawałek ogórka, pomidor, kilka plasterków sera, sok pomarańczowy i jedna bułka.
- I co my niby mamy z tym zrobić? – zapytałam omiatając wzrokiem ‘śniadanie’.
- Jak to co? Zjeść. – odparł Harry zadowolony.
Niall oczywiście nie miał nic przeciwko i zwinął ze stołu jedyną bułkę, po czym zrobił sobie z niej kanapkę z resztą produktów. Popił mlekiem i uznał, że było bardzo smaczne. Ja napiłam się jedynie soku, sprawdzając uprzednio jego termin ważności, który okazał się kończyć jutro. Zaryzykowałam i upiłam kilka łyków. Muszę jak najszybciej wrócić do domu i poradzić coś na mojego kaca. Nie jest tragicznie, ale czuję wielkie pragnienie. A tutaj raczej nie mam czym go ugasić. Wstałam od stołu i zaczęłam zmierzać ku schodom.
- Seksownie wyglądasz w mojej koszulce. – usłyszałam głos dochodzący z kuchni.
- Zamknij się Horan. – odwróciłam się i zmierzyłam go groźnym wzrokiem.
Ruszyłam po schodach, czując na sobie spojrzenie obu chłopaków. Durnie. Wpadłam do pokoju i szybko przebrałam się w swoje wczorajsze ciuchy. Zabrałam swoją torebkę i zeszłam z powrotem na dół. Chłopcy siedzieli na tych samych miejscach, ale dołączyli do nich Liam i Louis.
- Na razie. – rzuciłam na pożegnanie, po czym Zaczełam ubierać buty.
- Ona tu spała? – usłyszałam głos Liam’a.
- Tak, z Niall’em. – zaśmiał się Harry.
- Co? Przespałeś się z nią?! – wrzasnął Liam.
- Z nikim się nie przespałem! – bronił się blondas. – I Harry też się do nas przypałętał. Ale do niczego nie doszło, mówię od razu.
Żaden z nich mnie nie widział, ponieważ dzieliła nas ściana. Męczyłam się z założeniem lewego buta, podczas gdy oni prowadzili żywą dyskusję.
- Słyszałem, że jest niezłą dziwką. – powiedział Liam.
Coooo?! Czy on właśnie nazwał mnie dziwką? Co to ma znaczyć?
- O co ci chodzi? – tym razem Niall.
- Znajomy opowiedział mi o niej parę historii. Szmata i tyle. – odparł niewzruszony Liam.
Kurwa, co jest?! Gdy w końcu poradziłam sobie z butami, stanęłam na równe nogi i szybkim krokiem weszłam do kuchni.
- Szmata? – spytałam z niedowierzaniem unosząc brew.
- Nie wykręcaj się teraz. Wiem o tobie wszystko, nic nie ukryjesz. – uśmiechnął się Liam.
- Co wiesz? – odparłam szybko.
- Wszystko. Puszczanie się z pierwszym lepszym, zdrady, ogólnie dużo by wymieniać…
- Kto ci naopowiadał takich bzdur?
- Barry, jedna z twoich ofiar. – odpowiedział podśmiewując się.
Barry, Barry, Barry, Barry, Barry. Jego imię rozbrzmiewało mi w uszach jak dzwony kościelne. Przeszłość nagle uderzyła na mnie nową, silniejszą falą. Przed oczami pojawiły mi się cienie, serce zaczęło kołatać, oddech stał się płytki i nierówny. To nie może być prawda. On tu jest.

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 17

Obudziły mnie promienie słońca padające na moją twarz przez wielkie okno. Cholera, nie zaciągnęłam zasłon. Wyszukałam dłonią telefon i znalazłam go pod swoim tyłkiem. Hm, muszę zacząć kłaść go na szafkę nocną. Jak poparzona wyskoczyłam z łóżka, gdy zobaczyłam, że jest 14.00. Jakim cudem spałam tyle czasu?! Trochę się uspokoiłam, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że jest sobota. Tak czy siak, chcę jechać na małe zakupy. W sypialni miałam drzwi do mojej prywatnej, małej łazienki. W mieszkaniu jest jeszcze jedna, taka mega duża. Weszłam do tej mniejszej i odbębniłam poranną toaletę. Ubrałam się i weszłam do kuchni, gdzie zabrałam się za przygotowanie szybkiego śniadania. W sumie to obiadu… Nie, obiadem nie można nazwać kanapki z serem, szynką, sałatą, majonezem, keczupem, musztardą, pomidorem, ogórkiem i rzodkiewką. Przynajmniej była dobra. Gdy skończyłam konsumować mój jakże wykwintny posiłek, zarzuciłam torbę na ramię i wzięłam kluczyki leżące na stole. Och, jakie to cudowne uczucie mieć swoje auto. I dom. Będę to chyba powtarzać przez najbliższy miesiąc, jak nie do końca życia. Po półgodzinnej jeździe samochodem, której większość czasu pochłonęły kilometrowe korki, dotarłam do ogromnego centrum handlowego. Ładnie zaparkowałam i zaczął się mój szał zakupowy. Łaziłam po sklepach i kupowałam wszystko co wpadło mi w oko. Szczerze mówiąc, czasem nawet nie przymierzałam niektórych ciuchów, po prostu wiedziałam, że będę na mnie wyglądać cudownie. Tak, mam o sobie dość wysokie mniemanie. Właśnie wychodziłam ze sklepu i kierowałam się w stronę Starbucksa, gdy nagle na kogoś wpadłam. Torby wypadły mi z rąk, a ja spojrzałam na chłopaka, którego przed chwilą staranowałam. Czemu nie mogę nigdy wpaść na dziewczynę?
- Przepraszam. – wyrwało mi się.
- Nie szkodzi, to ja się zagapiłem. – chłopak obdarzył mnie pięknym uśmiechem. – Jestem Dean.
- Alex. – podaliśmy sobie dłonie.
- To skrót od jakiegoś imienia? – zapytał zaciekawiony.
- Tak, Aleksandra. – odpowiedziałam. Jeszcze nikt się tym wcześniej nie zainteresował.
- To nie jest angielskie imię… - zmarszczył brwi.
- Polskie. Można powiedzieć, że… Um… Mam polskie korzenie. – uśmiechnęłam się do niego.
- Świetnie! Bardzo lubię Polskę. Właśnie skończyliśmy tam trasę koncertową.
- Co? – zapytałam nie za bardzo ogarniając o co mu chodzi.
- No trasę. Koncertową. Mam zespół razem z moimi dwoma braćmi i kolegą. – wyszczerzył się.
- Naprawdę? Jak się nazywacie? – zaciekawiłam się. Serio? Najpierw koleś z One Direction, teraz to?
- Room 94. – rozłożył ręce i zaczął robić jakieś dziwne cyrkowe pozycje, na co wybuchłam śmiechem.
- Nigdy nie słyszałam. – odparłam nieco zażenowana moją nieznajomością trendów. – Ale na pewno jesteście świetni. Sorry, ale muszę już iść. Głód nie poczeka. – wyszczerzyłam się.
- Może pójdziemy razem? Wiesz, ja też jestem nieco głodny. Czekam na brata, który buszuje gdzieś po tych wszystkich sklepach. Z nim to jak z babą… - powiedział marudnym tonem.
- Przestań, ja bardzo szybko robię zakupy! Trzy godziny i gotowe! – zbulwersowałam się.
- Trzy godziny? Nieźle. Ja potrzebuję około dwóch. Okej, Starbucks?
- Jasne. – posłałam chłopakowi uśmiech i ruszyłam w stronę kawiarni.
- A torby? – usłyszałam głos Dean’a.
- Kurwa, zapomniałabym. – wymamrotałam.
Chłopak chyba nieco zdziwił się moim słownictwem, ale po chwili uśmiechnął się szeroko i pomógł mi przetransportować wszystkie zakupy do pobliskiego stolika.
- Co ci zamówić? – spytał stając koło mnie.
- Obojętnie. Zaskocz mnie. – poruszyłam śmiesznie brwiami.
Dean zaśmiał się głośno i po chwili stał w kolejce. To, co mi przyniósł, było pyszne! Niby jakaś tam kawa, ale ta pianka, smak i w ogóle… Z tego wszystkiego zapomniałam spytać jak to się w ogóle nazywa. Ale było niesamowite.
- No to powiedz, co cię sprowadziło w nasze angielskie progi. – zaczął chłopak.
- Jak to? – nie zrozumiałam o co mu chodzi.
- No pochodzisz z Polski. – wytłumaczył unosząc brwi.
- Ach, to… Wiesz, chyba nie chcę o tym mówić. Bardzo skomplikowane.
- Okej, nie będę naciskać. – posłał mi morderczo piękny uśmiech. – Ale jak coś to wiesz, zawsze możesz mi się wygadać. Jestem niezłym słuchaczem.
- Nie zaprzeczam. Będę o tym pamiętać. – uśmiechnęłam się do niego szeroko. – Będę się już zbierać. Miło było cię poznać, Dean.
- Och. – wyrwało mu się. – Mi ciebie też. Może wymienimy się numerami? Wiesz, jakbyś chciała pogadać.
- Pewnie. – wyciągnęłam z kieszeni telefon i podałam chłopakowi. On zrobił to samo i po chwili mieliśmy już swoje numery.
- To do zobaczenia. – uścisnął moją rękę.
- Tak, do następnego razu.
Zebrałam wszystkie swoje reklamówki wypełnione po brzegi ciuchami i ruszyłam w stronę wyjścia. Zapakowałam wszystko do samochodu i ruszyłam w stronę domu. Gdy przejeżdżałam koło sklepu monopolowego, coś mnie nagle ruszyło. Przecież dzisiaj impreza u Harry’ego! Muszę coś ze sobą wziąć, nie wypada tak z pustymi rękoma. Zatrzymałam się przy chodniku i weszłam do małego sklepiku. Omiotłam wzrokiem półki wypełnione wszelkiego rodzaju alkoholem.
- Dzień dobry, jest może polska wódka? – zapytałam sprzedawczyni.
- Tak, Krupnik. – to słowo wypowiedziała tak śmiesznie, że o mało co nie wybuchłam śmiechem.
- Poproszę. – uśmiechnęłam się w jej stronę.
Kobieta spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem, jakbym chciała kupić broń, albo coś w tym stylu.
- Poproszę dowód osobisty. – powiedziała twardym tonem.
Czy ona myśli, że jestem niepełnoletnia? Dobre sobie. Wyglądam aż tak młodo? W sumie to fajnie. Podałam jej dokument i zobaczyłam rozczarowanie w jej oczach. Pewnie chciała mnie udupić. Z niechęcią podała mi butelkę przezroczystej cieczy. Zapłaciłam i wyszłam ze sklepu. Och, powracają wspomnienia. Nie ma nic lepszego od polskiej wódki. Uwierzcie. Gdy wróciłam do mieszkania, na zegarku widniała godzina 17.05. Do kurwy nędzy, spóźnię się! Rzuciłam nowe ciuchy na podłogę i wybrałam z nich komplet na dzisiaj
. Nie chciało się zbytnio stroić, to przecież tylko domówka, ale nie chciałam też iść w dresach. Spodnie, koszulka i obcasy wystarczą. Szybciutko się przebrałam i ogarnęłam twarz. Włosy rozpuściłam i lokówką zrobiłam lekkie fale. Spojrzałam w lustro i zadowolona wyszłam z domu. Po chwili jednak się cofnęłam i z powrotem wpadłam do mieszkania. Zapakowałam mój dzisiejszy prezent w papier i schowałam do torebki. Zamknęłam mieszkanie na klucz i po chwili pędziłam autem w stronę adresu, który Styles przesłał mi sms’em. Po jakichś 20 minutach stanęłam pod wielkim domem. Temu to się powodzi. Przed budynkiem zaparkowanych stało pięć aut. Całkiem fajnych aut. Ugh, czemu patrzę na te durne samochody, zamiast wejść do środka?! W końcu się otrząsnęłam, złapałam za torebkę i z gracją wyszłam ze swojego pojazdu. Specjalnie wybrałam takie z wysokim zawieszeniem, żebym spokojnie mogła z niego wysiadać nawet w obcasach. Trzeba myśleć o wszystkim, prawda? Zadowolona ruszyłam w stronę drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili usłyszałam głośne okrzyki. Okej, impreza chyba już się zaczęła. Po paru minutach w drzwiach pojawił się Harry. Nie wyglądał na pijanego, aczkolwiek na pewno już coś łyknął.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz. Wchodź! – wciągnął mnie do środka.
Zaczęłam rozglądać się dookoła, ale Harry nie pozwolił mi na kontynuowanie tej jakże ciekawej czynności i zaczął ciągnąć mnie za nadgarstek do głębi domu. Wparowaliśmy do salonu, gdzie zobaczyłam czterech chłopaków siedzących na kanapie, którzy żywo gestykulowali rozmawiając o… Chyba nie chcecie wiedzieć o czym. Harry odchrząknął i wszyscy tu zgromadzeni jak na komendę, odwrócili głowy w naszą stronę. W pierwszej kolejności spojrzałam na blondyna, którego zdążyłam już poznać. Niall, jak dobrze pamiętam. Na niego też wpadłam, fajnie nie? Obok niego siedziało jeszcze dwoje innych chłopaków, ale to nie oni zwrócili moją uwagę. Na końcu kanapy siedział Zayn, we własnej chujowej osobie. Super. Fajnie, nie pomyślałam o tym, że przecież on też jest w tym całym pieprzonym One Direction. Stałam tam wpatrując się w niego, gdy nagle jeden z chłopaków zamknął mnie w szczelnym uścisku. Gdy w końcu się ode mnie oderwał, zobaczyłam jego twarz i piękne oczy. Czemu podobają mi się oczy wszystkich chłopaków? Jestem jakąś psychopatką.
- Jestem Louis. A ty to pewnie Alex. Chłopaki mi o tobie opowiadali. – zaczął.
- Ach tak… - nie wiedziałam za bardzo co powiedzieć.
Po chwili przywitał mnie drugi z nieznanych mi chłopaków, który miał na imię Liam. Ładne imię.
Odwróciłam się w stronę gospodarza domu, czyli Harry’ego, który stał za mną z uśmiechem na ustach. Podałam mu szczelnie zapakowany prezent i czekałam aż go otworzy.
- Co to jest? – zaczął oglądać etykietę. – To znaczy, wiem, że wódka, ale jakaś dziwna…
- Polska. – uśmiechnęłam się szeroko. – Posmakuje wam.
- Nie wątpię! Louis, przynieś kieliszki! – zarządził loczek.
Po chwili w pokoju pojawiły się kieliszki, szklanki, woda, chipsy, ciastka i różne inne rzeczy do jedzenia. Pokrótce mówiąc, cały stół zawalony był żarciem. Liam i Zayn siedzieli na fotelach, a ja z resztą chłopaków na kanapie. Tak w sumie to byłam ściśnięta pomiędzy Harry’m a Niall’em. Liam nalał wódki do każdego kieliszka. Po chwili wszyscy przechylali kieliszki i gorzka ciecz lądowała w naszych żołądkach.
- Ale mocne. – chrząknął Niall.
- No raczej. – zaśmiałam się.
Kolejne kieliszki wchodziły nam niesamowicie łatwo. Czułam się już nieco wstawiona, ale jeszcze nad wszystkim panowałam. Postanowiłam już więcej nie pić, ponieważ muszę przecież jakoś wrócić do domu. Tak, trochę już wypiłam, ale myślę, że dałabym radę prowadzić. Mogłabym dostać mandat, albo coś, ale jak na razie mało mnie to obchodzi. Chyba jednak jestem trochę pijana… Spojrzałam po chłopakach, żeby ocenić ich stan upojenia. Liam spał na fotelu, Louis leżał rozłożony plackiem na podłodze. Twarz ma zwróconą w stronę posadzki, ale myślę, że śpi. Harry i Niall jakoś się trzymali, bo wpatrywali się z pasją w mecz, który właśnie emitowano w telewizji. Gdy spojrzałam na Zayn’a, nasze wzroki spotkały się. Chyba mnie obserwuje. Zastanawiam się w ogóle czy cokolwiek dzisiaj wypił. Wygląda na całkowicie trzeźwego. Ale nie mi tu oceniać.
- Coś nie tak? – spytałam nieco zirytowana jego uporczywym wzrokiem.
- Nie wiedziałem, że przyjdziesz. – odpowiedział chłopak bez jakichkolwiek emocji.
- Mogłabym to samo powiedzieć o tobie. – odburknęłam popijając sok pomarańczowy.
- To moi przyjaciele, chyba logiczne jest to, że jestem na naszym spotkaniu.
- Och, przepraszam, może mam wyjść?
Zayn zmrużył lekko oczy, lecz nadał się we mnie wpatrywał. Ja także nie odrywałam od niego wzroku, czekając na jego odpowiedź. Niall i Harry chyba wyczuli napiętą atmosferę między nami, bo zaczęli mówić coś o skarpetkach, trampolinie i piłce do koszykówki. Ich wypowiedź wprawdzie nie miała jakiegokolwiek sensu, ale chyba podziałało, bo Zayn odwrócił ode mnie wzrok i zaczął wkładać sobie do buzi popcorn. Uśmiechnęłam się lekko do chłopców i przekazałam im nieme ‘Dzięki’.
- Ja już może pójdę. – powiedziałam, wstając z kanapy.
- Gdzie? – zapytał Harry zupełnie zbity z tropu.
- Jak to gdzie? Do domu. – potrząsnęłam głową, niedowierzając w głupotę tego chłopaka.
- W takim stanie? Jesteś pijana, kobieto! – loczek zaczął histeryzować. – Chcesz się zabić?! Najpierw przynosisz tu ten szatański alkohol, upijasz nas i siebie, a teraz chcesz wsiąść za kółko i popełnić samobójstwo?! Tak, to by było samobójstwo!
- Hej, hej, spokojnie Harry! – pomachałam mu rękoma przed oczami. – Przecież wypiłam tylko trochę, jakoś dam radę.
Przeszłam kilka kroków, pokazując tym samym, że jestem w pełni sprawna. Hazza wstał powoli z kanapy i chwiejnym krokiem zbliżył się do mnie. Położył mi dłonie na ramionach i głośno westchnął.
- Nie martw się. Jednorożce nie istnieją, to tylko wytwór twojej wyobraźni. – powiedział bardzo poważnym tonem. – To, że skaczą właśnie po fotelach, trzymając w kopytkach różowe bakłażany, nie znaczy wcale, że one są prawdziwe. Spokojnie, to tylko sen.
- Co? Harry, dobrze się czujesz? – zapytałam o mało co nie wybuchając śmiechem.
- Tak, zupełnie dobrze. Ale te spodnie strasznie uciskają moją głowę. – westchnął, po czym zaczął rozpinać rozporek.
Razem z Niall’em i Zayn’em obserwowaliśmy poczynania chłopaka, którego spodnie właśnie wylądowały gdzieś obok telewizora. Harry podszedł do stolika, z którego wziął miskę z popcornem. Stanął na środku pokoju, po czym wyrzucił całą zawartość miski w górę.
- Pora na prezenty! – wydarł się i podbiegł do okna. – Już jest. Pierwsza gwiazdka.
- Czy ciebie już do końca popierdoliło? – zapytał Niall stając koło aktualnie opętanego chłopaka. – Musisz już iść spać.
- Ale dzisiaj Halloween… - spuścił głowę Harr.
- Stary, jutro dam ci cukierki. A teraz chodź, położymy się spać, dobrze? – powiedział milutkim tonem blondyn.
Harry przytaknął i ruszył w stronę schodów. Po drodze wywalił się parę razy, więc pomogłam Niall’owi wciągnąć go na górę. Gdy wszedł na górę, od razu rzucił się na łóżko krzycząc coś o Power Rangers. Wywróciłam oczami i spojrzałam na Niall’a.
- To dla niego za dużo… - powiedział cicho blondyn.
Tylko skinęłam głowę na znak zrozumienia i patrzyłam jak lokowaty zaczyna ściągać z siebie kolejne części garderoby. Gdy został już w samych bokserkach, nagle wyskoczył z łóżka, podbiegł do mnie, po czym mocno mnie przytulił.
- Wiem, że to męczące. – wyszeptał mi do ucha. – Te głosy są takie uciążliwe…
Pogładziłam jego nagie plecy i potwierdziłam jego wcześniejszą wypowiedź.
- Ale chyba damy radę, prawda? – powiedziałam, gdy w końcu się ode mnie odkleił.
- Jasne. Jutro pojadę do tego sklepu. – wymamrotał i wrócił do łóżka.
Zakrył się kołdrą po sam nos, burknął jakiś tekst o naleśnikach i odpłynął w krainę snu. Popatrzyłam na Niall’a, który stał oparty o ścianę i wpatrywał się w śpiącego kolegę.
- To ja się zbieram. – uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Nie ma mowy. Zostajesz. Gdybym nie pił, chętnie bym cię odwiózł. Ale sama widzisz…
- Przestań, jestem w całkiem dobrym stanie. A poza tym, tu nie ma gdzie spać. – przewróciłam oczami.
- Jak to nie ma gdzie spać? Pewnie, że jest! Harry ma przecież pokój gościnny, a w nim wielkie, wygodne łóżko. – chłopak żywo gestykulował podczas swojej wypowiedzi. – Chodź i nie marudź, idziemy się przespać.
- Co? – otworzyłam szeroko oczy.
- To znaczy, nie razem, że w sensie, razem razem, tylko razem w jednym łóżku, ale nic nie będziemy robić, znaczy się spać, ale nic więcej, po prostu jest jedno łóżko, nie myśl sobie, że coś proponuje, tylko musimy się przespać, ale nie w tym sensie co myślisz, tak normalnie pójść spać, jak przyjaciele, ale tacy normalni przyjaciele, w sumie to znajomi, albo może pójdziemy na kanapę, to znaczy ja pójdę, bo nie będziemy spać na jednej kanapie, no chyba, że chcesz, ale raczej nie chcesz, więc możesz spać na łóżku, tylko że mamy tylko jedną kołdrę, to możemy po prostu spać w jednym łóżku nakryci jedną kołdrą, ale trochę dalej od siebie, bo ja nie chcę z tobą nic ten teges, tylko nie chcę, żeby ci się coś stało jak będziesz jechać autem, więc fajnie by było jakbyś została, ale nic nie proponuje, po prostu…
- Niall, stop! – wydarłam się zatykając mu usta dłonią. – Rozumiem! To chodź do tego łóżka.
Chłopak zarumienił się i przepuścił mnie w drzwiach. Zeszliśmy na dół. Zayn’a już tam nie było.
- A gdzie Zayn? – zapytał zdziwiona.
- Pewnie pojechał do domu. W sumie to mógł cię odwieźć, ale już za późno. – zrobił krótką przerwę. – To co jemy?
- Chcesz teraz jeść? Myślałam, że idziemy spać…


______________________

Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Wiem, strasznie długo nie pisałam, ale aktualnie moje życie to jeden wielki burdel i bardzo trudno znaleźć mi czas na głupie włączenie komputera... Nie chcę się zbytnio chwalić, ale jestem teraz w Paryżu i musiałam wysyłać ten post koleżance, która dodała go z Polski, bo francuski Internet niestety nie dał rady...
Ach, jeszcze jedne przeprosiny... Przepraszam za mój język, ale coraz częściej posługuję się angielskim. Szczerze mówiąc, przez ostatni miesiąc, może dwa, bardzo rzadko jestem w Polsce i źle to wpływa na mój styl pisania. Ale cóż zrobić. Czasami nawet świetnie się bawię. Co ja gadam, co wieczór jest zajebiście!
Ale nie będę już Wam tu pieprzyć o moim nudnym życiu, szykuje się ponowny wyjazd do Londynu z moją ekstra ekipą, więc goodbye biczysss!
Jak mnie zmotywujecie komentarzami, to może rozdział pojawi się w ciągu najbliższego tygodnia (nic nie obiecuję).

Jeszcze raz, see you later!