sobota, 29 marca 2014

Rozdział 16

Zapukaliśmy do gabinetu, do którego po chwili weszliśmy. Nie czekając na przywitanie ze strony dyrektora, zaczęłam dopytywać go o wyniki.
- I jak? Zdaliśmy?
- Spokojnie, panno Green. – zaśmiał się i wstał, podając mi rękę. – Gratuluję, oboje zaliczyliście.
Nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko uścisnąć mu rękę i głęboko odetchnąć. Harry zrobił to samo i za chwilę byliśmy już na korytarzu. Tutaj już nie mogliśmy panować nad swoimi emocjami, więc zaczęliśmy skakać i cieszyć się jak dzieci z lizaka. Gdy zmęczyliśmy się naszym tańcem radości, wyszliśmy na świeże powietrze.
- Jak się czujesz, jako dorosła kobieta? – zapytał Harry szczerząc się w moją stronę.
- Na pewno nie jak dorosła kobieta! – zaśmiałam się. – Po prostu ukończyłam szkołę, nic wielkiego. Co ja gadam, na maksa się cieszę!
- No ja też. Mam pomysł. Myślę, że powinniśmy to oblać. – pokazał wszystkie ząbki.
- Dobry pomysł. Ale dzisiaj nie mogę. Mam już kilka spraw do załatwienia. – posmutniałam.
- Jutro?
- Czemu nie. –  z uśmiechem zaakceptowałam propozycję.
- Okej. Ale wiesz co? Proponuję spotkanie u mnie. Kluby to przeżytek! – zaczął się śmiać. – Ale tak na serio… Będzie u mnie kilku znajomych, więc możesz wpaść.
- Brzmi nieźle. A co do klubów… Lubię je! – wykrzywiłam się.
- Przecież żartowałem. To do klubu za tydzień. – wyszczerzył się.
- Dobra! Ja muszę już lecieć. To o której jutro?
- 18.00? Adres wyślę ci sms’em.
- Okej. To do jutra w takim razie. – rzuciłam uśmiech w jego stronę.
Pożegnaliśmy się i skierowałam się w stronę przystanku. Przejrzałam rozkład jazdy i znalazłam autobus, który zatrzymuje się w pobliżu salonu samochodów, do którego chciałam pójść. Poczekałam jeszcze około pięciu minut i po chwili jechałam już właściwym autobusem. Gdy wysiadłam, od razu zobaczyłam wielki szyld sklepu, do którego dążę. Przed budynkiem stało wiele aut. Kilka od razu wpadło mi w oko. Weszłam dalej i zobaczyłam młodego chłopaka, miał na oko dwadzieścia pięć lat.
- Witam, w czym mogę pomóc?- spytał chłopak, który najwyraźniej był sprzedawcą.
- Dzień dobry. Szukam dla siebie auta. – uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
- Jakiego typu ma mniej więcej być? Jakiś konkretny kolor, upodobania? – odwzajemnił uśmiech i zaczęliśmy chodzić między pojazdami.
- Myślałam nad suv’em. Kolor raczej obojętny.
- Może ten by się nadawał? – pokazał mi na srebrne auto terenowe.
- Chciałabym raczej coś nowszego. – odparłam.
- Uważam, że ten będzie idealny. To Hyundai Santa Fe. Dość nowy rocznik, miał tylko jednego właściciela.
Przede mną stał czarny, potężny Suv. Mogę się założyć, że w tym momencie w moich oczach świeciło milion iskierek. Ten samochód jest piękny.
- Podoba mi się. Mogę spojrzeć do środka?- spytałam.
Po uprzednim zezwoleniu na dokładniejszy przegląd, sprawdzałam każdy centymetr tego cudeńka. Wszystko było jak nowe. Czarna skórzana tapicerka, delikatne srebrne elementy.
- I jak? Decyduje się pani na zakup? – powiedział uśmiechnięty chłopak.
- Chyba tak. Tak, na pewno.
To była chyba najszybsza decyzja w moim życiu. No ale cóż, miłość od pierwszego wejrzenia, czyż nie? Weszliśmy do budynku i po załatwieniu wszystkich formalności, chłopak podał mi kluczyki i dokumenty od auta. Powiem szczerze, że cena tego cacka najpierw trochę mnie przeraziła, ale zdecydowanie jest tego wart. Nawet nie będę wspominać ile ono kosztowało, ponieważ większość ludzi uznała by mnie za wariatkę. I słusznie z resztą.
- Dziękuję bardzo za zakup. – podał mi rękę sprzedawca.
- Ja również dziękuję. Do widzenia.
Wyszłam na zewnątrz i podeszłam do mojego nabytku, by po chwili do niego wsiąść. Odpaliłam silnik. Jaki piękny dźwięk. Ruszyłam i wyjechałam na drogę. To moje pierwsze auto i jestem bardzo podekscytowana jego zakupem. Prowadzi się go wspaniale. Tak, już go kocham. Pojechałam w stronę ulicy, na której znajduję się mieszkanie, które chcę obejrzeć jako pierwsze. Wjechałam na parking i zobaczyłam dość dużych rozmiarów budynek. Uśmiechnęłam się na myśl, że mogłabym tu zamieszkać. Wysiadłam z samochodu i elektrycznym pilotem zamknęłam jego drzwi. Ruszyłam w stronę wejścia. Od razu po przekroczeniu progu zobaczyłam recepcję, za której ladą stała wysoka brunetka. Podeszłam do niej i przywitałam się. Kazała mi trochę zaczekać, a po chwili zobaczyłam drugą kobietę, trochę starszą od recepcjonistki.
- Dzień dobry, nazywam się Carrie Johnson. W czym mogę pomóc? – zapytała z uśmiechem.
- Dzień dobry. Jestem Alex Green. Szukam mieszkania, podobno znajduje się tu jedno na sprzedaż. – odpowiedziałam kobiecie ciepłym tonem.
- Tak, zapraszam za mną.
Kobieta ruszyła w stronę windy, do której potem wsiadłyśmy. Wcisnęła przycisk z numerem 2 i winda ruszyła. Szczerze mówiąc, nie lubię wind. Wolę przejść się po schodach, niż tkwić w tej klaustrofobicznej przestrzeni, która na dodatek pędzi w górę, albo spada w dół. Usłyszałam cichy dźwięk, oznaczający zatrzymanie się na właściwym piętrze. Wyszłyśmy z malutkiego pomieszczenia i ruszyłyśmy holem.
- Na tym piętrze znajduje się tylko jedno mieszkanie. – poinformowała mnie kobieta. – Zapraszam do środka.
Pani Johnson otworzyła ciemno brązowe drzwi i weszłam do mieszkania. Stanęłam w miejscu i zaczęłam wzrokiem omiatać całą przestrzeń. Gdy już się ogarnęłam, skierowałam się w stronę bodajże kuchni. Spacerowałam tak około 10 minut podziwiając piękno tego mieszkania. Najbardziej spodobała mi się chyba sypialnia. To pewnie dlatego, że naprzeciw łóżka, pod ścianą, stało wielkie pianino. Uwielbiam grać, chociaż zbyt często tego nie robię. W domu matki nie ma żadnego instrumentu. Kocham muzykę, ale nie mogłam się w tej pasji jakkolwiek realizować. Moja mama ma delikatnie mówiąc ma uprzedzenie do grania, śpiewania i wszystkich rzeczy z tym związanych. Nawet wiem dlaczego, ale wolę o tym nie myśleć. Na pewno nie teraz.
- Jak się pani podoba to mieszkanie? – spytała kobieta wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.
- Jest cudowne. Chyba myślę, że mogłabym się na nie zdecydować. – powiedziałam z szerokim uśmiechem.
- Dobrze, przejdźmy więc do biura.
Zjechaliśmy na dół windą i weszliśmy do małego pomieszczenia. Tam kobieta pokazała mi wszystkie dokumenty i objaśniła warunki umowy. Byłam tak zauroczona tym mieszkaniem, że nie przeraziła mnie nawet cena, jaką przyjdzie mi za to cudo zapłacić. Po załatwieniu wszelkich formalności i zapłaceniu kartą kredytową, podałyśmy sobie dłoń i pani Johnson przekazała mi klucze do mojego nowego mieszkania. Tak, mam własne mieszkanie! Nie wyobrażanie sobie nawet jak się cieszę. Jak na razie wszystko układa się po mojej myśli. Mam własny kąt, samochód… Jeszcze tylko praca. Wyszłam z budynku, dzierżąc w ręku klucze, które po chwili schowałam w torebce. Otworzyłam auto i weszłam do środka. Zatopiłam się w wygodnym fotelu i zaczęłam myśleć. Uważam, że dobrze by było odpuścić sobie dzisiejsze poszukiwania pracy. Szczerze, nie sądziłam, że uda mi się nabyć dzisiaj mieszkanie. Muszę kupić jeszcze trochę rzeczy, ponieważ chciałabym już dzisiaj się tam przeprowadzić. Po dziesięciu minutach rozmyśleń, wszystko było postanowione. Jadę na małe zakupy, potem do mojego poprzedniego miejsca zamieszkania, żeby zabrać wszystkie moje rzeczy. Przeprowadzę się już dziś. Jest dopiero 13.00, myślę, że spokojnie z wszystkim się wyrobię. Podanie o pracę złożę ewentualnie w poniedziałek, chyba nigdzie mi się nie spieszy. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i odpaliłam silnik. Ruszyłam w stronę mojej starej dzielnicy. Gdy dojechałam, zaparkowałam auto przed budynkiem i z niego wyszłam. Gdy wkroczyłam do domu, moja mama od razu przywitała mnie radosnym okrzykiem.
- I jak? Kupiłaś coś? – zapytała z entuzjazmem.
- Nie, niestety mi się nie udało… - powiedziałam z udawanym smutkiem.
- Córeczko, nic się nie stało, następnym razem na pewno się uda. – pocieszała mnie.
- Żart! – krzyknęłam. – Kupiłam samochód i mieszkanie!
- Oh, jak się cieszę! Ale mnie nabrałaś. – pogroziła mi palcem, ale po chwili wybuchła śmiechem i wzięła mnie w swoje objęcia.
Gdy tylko mnie puściła, pobiegła na przedpokój i spojrzała przez okno.
- Świetne te auto! Tom, chodź zobacz! - zawołała mojego tatę, który po chwili także zachwycał się moim nabytkiem.
- No niezły samochód sobie wybrałaś. Lepszy niż mój! – powiedział tata.
- Dzięki, mam po prostu dobry gust. – wyszczerzyłam się. – Idę na górę się spakować.
- Co? Już się przeprowadzasz? – zapytała mama.
- Kupiłaś mieszkanie? – tata był zdezorientowany przez jego niedoinformowanie.
- Tak, kupiłam. Już dzisiaj chcę się tam przenieść. Mieszkanie jest urządzone, ale muszę zabrać wszystkie swoje rzeczy i kupić kilka nowych.
- No dobrze. Tak się cieszę. – mama znowu mnie przytuliła.
Moja mama cieszy się z mojego szczęścia, czy raczej z tego, że w końcu się przeprowadzam? Nieważne… Weszłam na górę i zaczęłam pakować wszystko do kartonów, które dostarczył mi tata. Nie było tego jakoś mega dużo, ale kilka kartonów zapełniłam.
Stałam w drzwiach pustego już pokoju. Tyle wspomnień… Zarówno tych złych jak i dobrych. Mam nadzieję, że razem z nowym łóżkiem, przyjdą nowe sny. Lepsze sny. W tym pokoju przeżyłam kilka strasznych nocy. Kilka? Co ja gadam! Kilkadziesiąt. Koszmary non stop. To straszne, jak jedno wydarzenie może zniszczyć całe życie człowieka. Ale teraz nadchodzi nowe życie. Czas zacząć wszystko do nowa i nie myśleć już o przeszłości. Jak pomyśle sobie co kiedyś zrobiłam… W moim gardle od razu formuje się wielka gula.
Potrząsnęłam głową, próbując wyrzucić z głowy wszystkie złe myśli. Teraz nie m na to czasu. Zawołałam mojego tatę, aby po chwili wynosić z nim pudła na dwór. Zapakowałam wszystko do bagażnika, co nie było raczej trudne. Rodzice obiecali, że mój pokój zostanie pusty, w razie gdybym chciała się tu przespać, albo ewentualnie wrócić na stałe. Nie sądzę, że to się kiedyś stanie, ale miło z ich strony. Chyba mnie jeszcze kochają. Pożegnałam się z nimi i wsiadłam za kierownicę. Gdy odjeżdżałam, w lusterku widziałam jak do mnie machają. Spokojnie, wyprowadzam się do innej dzielnicy Londynu, nie na Alaskę. Zatrzymałam się pod Tesco, w celu zakupienia prowiantu. Po zaparkowaniu auta, weszłam do sklepu i zaczęłam pakować potrzebne rzeczy do koszyka. Muszę się nieźle zaopatrzyć, przecie teraz sama będę musiała gotować sobie obiady. Tak szczerze mówiąc, to o tym wcześniej nie pomyślałam. Przecież ja nie umiem gotować. Mniejsza o to, nauczę się. Przecież to nic trudnego, prawda? Wzięłam jeszcze jakieś garnki, patelnie, sztuće, zestaw talerzy itp. Po Prutu wszystko co wpadło mi w dłonie. Zapłaciłam za zakupy i wpakowałam je na przednie siedzenie auta. Teraz cały mój samochód jest zapakowany. Nawet mrówka by tu nie weszła. Okazało się, że parę minut od mojego nowego mieszkania znajduje się drugie Tesco. Ekstra. Będę miała bliziutko do sklepu.


Właśnie stałam w progu mojego mieszkania. Cudowne uczucie. Musiałam zrobić kilka kursów, żeby przytargać wszystkie moje rzeczy na górę. Nawet pokusiłam się o jazdę windą. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam rozpakowywać wszystko na swoje miejsce. Lodówka po chwili zapełniła się, a szafa nie świeciła już pustkami. Tak czy siak, muszę niedługo jechać na ciuchowe zakupy, bo moja garderoba zrobiła się strasznie nudna. Byłam tak zajęta całym dzisiejszym dniem, że nawet nic nie jadłam. Wyciągnęłam z lodówki jajka i usmażyłam z nich jajecznicę. Przynajmniej to danie wychodzi mi doskonale. Po zjedzeniu kolacji, wzięłam długi prysznic i położyłam się do łóżka. Wspominałam, że mam najlepsze łóżko na świecie? Jest mega wielkie, miękkie i takie wygodne, że mogłabym leżeć w nim bez przerwy. Nakryłam się kołdrą i w mgnieniu oka zasnęłam.

________________________________________________
Przepraszam, że jest taki krótki, nudny i ogólnie strasznie nieudany, ale moja aktualna forma nie pozwala mi na nabazgranie czegoś bardziej zadowalającego. Poza tym musiałam jakoś przedstawić tą całą przeprowadzkę i tak dalej, żeby móc przejść dalej. Teraz zacznie się trochę więcej dziać, chociaż i tak akcja dopiero się rozkręca. Wymyśliłam takie coś, że nie mogę się doczekać jak to napiszę. Gdy ta tajemnica się wyda... Uhuh, nie mówię nic więcej! Powiem tylko, że już niedługo pojawi się nowa postać, która nieźle namiesza. 
I przepraszam, że tak długo czekaliście. 
Kocham Was!

piątek, 21 marca 2014

Rozdział 15

Do domu postanowiłam wrócić autobusem, więc po wyjściu ze szkoły zatrzymałam się przed przystankiem. Po pięciu minutach czekania, wsiadłam do oczekiwanego pojazdu. Mam dzisiaj wiele do zrobienia. Planuję rozpocząć nowy rozdział w moim życiu, przestawić się na wyższy etap samodzielności. Pierwszą rzeczą, jaką powinnam dzisiaj zrobić, jest przewertowanie Internetu w poszukiwaniu ogłoszeń sprzedaży mieszkań. Tak, chcę w końcu zamieszkać w swoim własnym kącie, który będę mogła urządzić jak mi się będzie podobało. Interesującą kwestią w tej sprawie jest kwestia finansowa. Otóż moi kochani rodzice zadeklarowali, że opłacą koszt kupna mieszkania za mnie. Co ich do tego skłoniło? Pewnie to, że chcą się mnie jak najprędzej pozbyć. Tak, to zdecydowanie to. Ale korzystam z okazji i akceptuję ich decyzję. Rachunki będę opłacać sama, ponieważ planuję znaleźć pracę. I właśnie to jest druga rzecz, którą muszę dzisiaj zrobić. Poszukać jakichś ciekawych ofert, które sprostają moim niewygórowanym wymaganiom. Kawiarnia, lub bar mi w zupełności wystarczą. Po trzecie- samochód. Wreszcie mogę zacząć myśleć o własnym pojeździe. Nie tak dawno temu zdałam test na prawo jazdy, ale postanowiłam nie kupować wtedy własnego auta. Zdecydowałam, że poczekam z tym aż do czasu, gdy całkowicie się uniezależnię i ostatecznie odetnę pępowinę łączącą mnie z rodzicami. Tata proponował mi samochód w prezencie na moje osiemnaste urodziny, ale wtedy nie byłam jeszcze na to gotowa i stosowałam się do mojego planu. Teraz, gdy w końcu ukończyłam szkołę, a przynajmniej mam taką nadzieję, mogę pozwolić sobie na kupno tegoż cuda techniki. I tu znowu uśmiecham się do rodziców, bo tą moją zachciankę także zaproponowali sfinansować. Nie żebym ich wykorzystywała czy coś, ale to mój prezent na osiemnastkę. Na moje ostatnie urodziny nic nie dostałam, więc zarówno ja jak i rodzice uważają, że mi się należy. Nie wymuszam na nich tego, ani nawet nie proszę. Co do mieszkania, to planuję oddać im pieniądze za jego kupno, wtedy gdy tylko będzie mnie na to stać. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk otwierania drzwi autobusowych, więc czym prędzej z niego wysiadłam. Przeszłam jeszcze kawałek ulicą i po kilku minutach byłam w domu. Rodziców nie było, więc obiadu też nie ma co się spodziewać. Zaglądnęłam do lodówki i wyciągnęłam z niej kawałek pizzy. Swoją drogą, nie wiedziałam, że ktoś zamawiał pizze. Czy oni zrobili to bez mojej wiedzy? I się nie podzielili? Moi rodzice są dla mnie okrutni. Zjadłam ostatni kawałek jednego  moich ulubionych dań i szybko go pochłonęłam. Oczywiście się tym nie najadłam, więc po chwili szykowałam sobie kanapki, które zabrałam ze sobą do pokoju na górze. Usiadłam na łóżku, biorąc ówcześnie laptopa i włączając go. Po Pau sekundach sprawdzałam wszystkie portale społecznościowe, ale nie zauważyłam nic godnego uwagi. Wpisałam w wyszukiwarkę „mieszkanie na sprzedaż Londyn” i zaczęłam przeglądać wyświetlone oferty. Znalazłam kilka ciekawych i zapisałam adresy na kartce. Jedno mieszkanie przykuło szczególnie moją uwagę. Mianowicie, położone na przedmieściach Londynu, nie za duże, nie za małe, umeblowane. W budynku znajduje się podobno kilka nowocześnie urządzonych mieszkań. Ciekawa oferta. Pooglądałam kilka zdjęć i stwierdziłam, że to mieszkanie mnie zauroczyło. Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie, gdy zobaczę je na żywo i złożę sprzedawcy ofertę. Drugim zadaniem na mojej liście były poszukiwania auta. Wyszukałam salony aut używanych znajdujące się niedaleko i spisałam kilka adresów. Następnie zajrzałam na stronę z ofertami pracy i znalazłam kilka interesujących. Dwa stanowiska w kawiarniach i jedno w barze. Również naniosłam wszystko na kartkę. Dość szybko mi to wszystko poszło. Po chwili namyśleń stwierdziłam, że na pierwszy ogień idzie wybór samochodu. Może będę miała takie szczęście i uda mi się zakupić go od razu. Pojadę wtedy obejrzeć mieszkania własnym autkiem. Ależ by było pięknie. Wydrukowałam jeszcze kilka kopii swojego CV i wyłączyłam komputer. Postanowiłam położyć się dzisiaj wcześniej spać, ponieważ jutro czeka mnie dość trudny dzień. Podeszłam do szafy, aby wybrać na jutro jakieś ciuchy. Musi to być coś wygodnego, ale zarazem eleganckiego. Muszę przecież zanieść w tym swoje podania o pracę, więc chcę pokazać się z jak najlepszej strony. Wybrałam stosowny strój i położyłam go na oparciu od krzesła. Wzięłam do ręki swoją pidżamę i ruszyłam do łazienki. Wzięłam długi, odprężający prysznic, używając pięknie pachnącego, waniliowego żelu do mycia ciała. Wyszłam spod strumienia gorącej wody i owinęłam się ręcznikiem. Zmyłam z twarzy resztę makijaży i zaplotłam wilgotne włosy w warkocza. Założyłam na siebie majtki i luźny t-shirt, sięgający mi do połowy ud, który aktualnie robił za pidżamę. Umyłam jeszcze zęby i wróciłam do pokoju. Nagle nabrałam ochoty na kakao, więc zbiegłam na dół po schodach. Wyciągnęłam z lodówki mleko i podgrzałam je w mikrofalówce. Dodałam do szklani z białą cieczą trochę kakao i wymieszałam. Złapałam kubek w rękę i ruszyłam  z powrotem do siebie. Usiadłam po turecku na łóżku i zaczęłam powoli siorbać moją zdobycz. Wzięłam do ręki telefon, który leżał na szafce nocnej. Na ekranie widniała informacja o jednej nieprzeczytanej wiadomości, której nadawcą był niejaki Harry. Dopiero po chwili namysły, przypomniałam sobie o jakiego Harry’ego chodzi.
„Jutro o 10.00 przed szkołą? ;) „
Nie czekając dłużej, odpisałam mu, odstawiając pusty już kubek na szafce.
„Jasne. Tylko się nie spóźnij, nie będę czekać. ”
„Ja się nigdy nie spóźniam, nie martw się. Zaczynam się trochę stresować, a ty?”
„Przestań, nie ma czym. Zdamy na pewno, przecież wzajemnie sobie sprawdzaliśmy odpowiedzi.”
Na odpowiedź czekałam kilka minut, ale w końcu poczułam cichą wibrację.
„W sumie masz rację. To już się nie boję, dzięki Alex. xoxo”
„Nie ma za co Harry xx Idę już spać, bo jutro ciężki dzień. Dobranoc xo”
„Ja też się już kładę. Miłych snów xX”
Mam takie jedno kluczowe pytanie. Dlaczego Zayn nie może być taki miły jak Harry? Ten pierwszy jest takim idiotą, że żal mi dupę ściska jak o nim myślę. Harry natomiast jest miłym, przyjaznym chłopakiem, z którym jak na razie się dość dobrze dogaduję. A nie można zapomnieć, że znam go jeden dzień. Położyłam się do łóżka i nakryłam puszystą kołdrą. Przymknęłam oczy i jak na złość, przy uchu zawibrował mi telefon. Westchnęłam i sięgnęłam po urządzenie. Sms był od Zayn’a. Chyba wywołałam wilka z lasu.
„Będę po ciebie jutro o 13.00, jedziemy na obiad do moich rodziców.”
No, dobre sobie. Mam zaplanowany cały jutrzejszy dzień, a on mi tu nagle wyskakuje z obiadem. Co za człowiek. Muszę mu jakoś kulturalnie odmówić.
„Sorry, ale nie mogę. Mam już inne plany.”
Chyba dobrze, co nie? Nie chcę go za bardzo wkurzać, bo potem będzie się na mnie mścił. Łaskotki są moją największą zmorą, więc wolę nie ryzykować. Ku mojemu zdziwieniu odpowiedź przyszła po kilkunastu sekundach. Sms’y pisze tak samo szybko jak jeździ autem?
„Jakie plany?”
Czy on musi wszystko wiedzieć? Co go to obchodzi jakie plany?
„A czy to ważne? Po prostu nie mam czasu. Może kiedy indziej.”
„Zawarliśmy umowę. Do końca tygodnia jesteś tak jakby moja, więc jutro jedziemy do moich starych.”
O, chyba Malik zaczyna się wkurzać. Ale mnie też to już denerwuje. Jakiś praktycznie obcy facet nie może przecież decydować co i kiedy będę robić. Pod wpływem impulsu wystukałam kolejnego sms’a.
„ Więc zrywam umowę.”
„Jak to zrywasz? Nie możesz.”
„Właśnie, że mogę i właśnie to zrobiłam.”
Nie czekając na odpowiedź, położyłam się z powrotem pod pościel i zamknęłam oczy. Na szczęście w ciągu następnych pięciu minut nie przyszedł żaden sms, więc chyba sobie odpuścił. Już zasypiałam, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Czyżby któryś z rodziców zapomniał kluczy? Niechętnie zwlokłam się z łóżka i poczłapałam na dół. Przekręciłam zamek w drzwiach i otworzyłam je, od razu się odwracając, kierując się tym samym znowu do swojego pokoju. Nie obchodzi mnie za bardzo czy to mama, czy też tata. Muszę się wsypać, żeby jutro dobrze funkcjonować.
- Dlaczego? – usłyszałam męski głos.
Odwróciłam się zdziwiona i zobaczyłam Zayn’a stojącego w progu. Miał zaciśniętą szczękę i był wyraźnie zły.
- Co ty tu robisz? – zapytałam szybko ignorując jego bezsensowne pytanie.
- Dlaczego zrywasz naszą umowę? – powtórzył.
- A dlaczego nie? Po pierwsze, nie mam z tego jakichkolwiek korzyści. Po drugie, jesteś dla mnie niemiły. Po trzecie, w ten weekend kompletnie nie mam czasu, a okres próbny się kończy. Mam prawo zadecydować, czy chcę to kontynuować. I już zadecydowałam. Nie będę w to wchodzić.
- Czy… Czy ty jesteś pewna? – powiedział marszcząc czoło.
- Tak. Przepraszam, ale muszę iść spać. Dobranoc.
Nie odpowiedział, tylko odwrócił się i wyszedł z domu. Zamknęłam drzwi i ruszyłam na górę. To było trochę dziwne, ale okej. Przyjechał specjalnie po to, aby spytać się, czy jestem pewna? Tak, to jest mega dziwne i podejrzane. Mimo to, nie będę sobie tym zawracać głowy, bo nie na to pora. Po chwili znowu leżałam w swoim łóżeczku i odpływałam w krainę snów.
Obudziłam się 10 minut przed budzikiem, co jest dla mnie naprawdę dziwne. Moje podekscytowanie coraz bardziej rosło, gdy myślałam o dzisiejszym dniu. Auto, mieszkanie, praca. Te trzy słowa ciągle huczały mi w głowie jak kościelne dzwony. Miałam ochotę skakać i krzyczeć z radości. W właściwie, czemu nie? Podbiegłam do radia i włączyłam je na cały głos. Leciała akurat piosenka Ed’a Sheeran’a „Drunk”, którą ubóstwiam. Zaczęłam, tańczyć, skakać i robić różne dziwne rzeczy. Tanecznym krokiem ruszyłam do łazienki, by po chwili wziąć orzeźwiający, szybki prysznic. Potem umyłam zęby i zrobiłam sobie delikatny makijaż. Rzęsy pomalowałam tuszem, namalowałam cienką kreskę, a twarz pokryłam lekko pudrem. Róż na policzki mi się dzisiaj na pewno nie przyda, ponieważ już jestem cała różowa z tej ekscytacji. Włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Dzięki warkoczowi, którego miałam całą noc, włosy układały mi się teraz w delikatne fale. Nie zamierzałam takiego efektu, ale nawet mi się podoba. Wróciłam do pokoju i przebrałam się w ciuchy naszykowane wczorajszego wieczora. Przejrzałam się w lustrze i uśmiechnęłam się do siebie, zadowolona z osiągniętego efektu. Nie stroję się jakoś specjalnie, ale lubię modę. Lubię ciuchy. Zeszłam na dół i zastałam moją mamę w kuchni. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko.
- A ty co tak się wystroiłaś? Idziesz gdzieś?
- Cześć mamo. Idę odebrać wyniki egzaminu, potem zamierzam kupić samochód, obejrzeć mieszkania na sprzedaż i znaleźć pracę. – powiedziałam na jednym wydechu.
- Widzę, że ambitny plan. – zaśmiała się. – A masz pieniądze, że chcesz się tak obkupić?
- Mam nadzieję, że nie zapomniałaś o obietnicy, prawda? – uniosłam brwi.
- Pewnie, że nie, żartuję tylko.
- Uff, myślałam, że jednak będę musiała sama zapłacić. – wyszczerzyłam się.
- Jedź już, pieniądze przeleję ci zaraz na konto.
- Dzięki mamo. – wyściskałam ją.
Gdy wypuściłam ją z objęć, złapałam torebkę i wyszłam z domu. Od razu skierowałam się na przystanek. Ludzie właśnie zaczęli wsiadać do autobusu, więc przyśpieszyłam kroku i po chwili także w nim siedziałam. Droga nie zajęła mi długo. Gdy drzwi się otworzyły, przypomniałam sobie, że nic nie jadłam. Mogłam iść do Starbucksa, albo coś… Najwyżej kupię coś później. Już z daleka zauważyłam brązowe loki Harry’ego. Zaczęłam do niego iść.  Odwrócił się w moją stronę i gdy mnie spojrzał, wytrzeszczył oczy i rozdziawił buzię. Podeszłam bliżej i cicho zaśmiałam się z jego aktualnego wyglądu.
- Wow. – tylko tyle udało mu się wykrztusić.
- Cześć Harry. – zaśmiałam się.
- Wyglądasz… wow.
- O co ci chodzi? Wyglądam normalnie. – zaczęłam przyglądać się swoim ubraniom.
- Niesamowicie. – zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. – Nieźle się prezentujesz w takim stroju.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się szeroko. – Idziemy?
Chłopak przytaknął, więc weszliśmy do budynku.

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 14

- Alex. Alex, wstawaj. – usłyszałam głos za sobą.
Odwróciłam się w stronę dochodzącego do mnie głosu i przetarłam oczy rękoma. Zobaczyłam Zayn’a klęczącego przed łóżkiem, na którym leżałam.
- Co? – zamamrotałam.
- Śniadanie. – wyszczerzył się.
- Ugh, zapomniałam. Już wstaje. – westchnęłam głośno i przewróciłam się na drugi bok.
- Jestem głodny. – zaczął marudzić.
- No dobra, już wstaje!
Odkryłam się i zgramoliłam się z łóżka. Ruszyłam w stronę drzwi, by po chwili je otworzyć i skierować się do łazienki.
- Gdzie idziesz? – usłyszałam głos za sobą.
- Do kibla. Mogę, czy mam się zsikać w majtki? – odwróciłam się w jego stronę.
- Nie, idź.
Weszłam do łazienki i załatwiłam swoje główne potrzeby fizjologiczne. Potem przemyłam twarz wodą i związałam włosy w niedbałego koka na czubku głowy. Po chwili zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni. Zayn siedział już przy stole i bawił się szklanką z sokiem pomarańczowym. Spojrzałam na zegarek: 9.00. Mało dzisiaj spałam. Podeszłam do lodówki, żeby sprawdzić, jakie mam produkty do dyspozycji. Nie chce mi się robić niczego wymyślnego, więc stawiam na zwykłe grzanki i jajecznicę. Zaczęłam wykładać poszczególne składniki na blat.
- Co przygotujesz? – zapytał zaciekawiony chłopak.
- Jajecznica i grzanki. Może być?
- Chcę spaghetti.
- Co? Spaghetti na śniadanie? – zapytałam zdziwiona.
- Tak, a czemu nie? – wyszczerzył się.
- No okej. Jak chcesz…
Wzruszyłam ramionami i schowałam wszystko z powrotem do lodówki, by po chwili wyciągnąć z niej koncentrat pomidorowy i mięso mielone. Zaczęłam szukać makaronu, który po chwili znalazłam w małej szafce. Włączyłam wodę i włożyłam do niej makaron. Mięso podsmażyłam na patelni i przygotowałam sos. Gdy po paru minutach makaron się ugotował, wyciągnęłam go z wody i przełożyłam do miski. Po chwili nałożyłam na talerze dwie porcje i polałam je sosem. Położyłam dwa talerze na stole, jeden koło Malik’a, a drugi postawiłam przy sobie. Usiadłam na krześle i zaczęłam jeść. Nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki i spojrzałam na chłopaka siedzącego naprzeciwko mnie. On w tym samym momencie spojrzał na mnie.
- Dobre. – uśmiechnął się.
- Dzięki. – odparłam szybko i wróciłam do jedzenia.
- Idziesz dzisiaj do szkoły? – zapytał przeżuwając makaron.
- Mam taki zamiar. Podobno jest jakiś test na zaliczenie semestru. Jak go napiszę na pozytywną ocenę, to będę miała spokój ze szkołą. – uśmiechnęłam się pod nosem. – Ty też powinieneś go napisać.
- Rzuciłem szkołę. – burknął.
- Co? Jak to rzuciłeś? – widelec wypadł mi z ręki pod wpływem zaskoczenia.
- No normalnie. I tak już nie miałem szans na dobre wyniki, więc po co mi to. Mam kasę z koncertów, w pewnym sensie też pracuje. Pieniędzy mi nie brakuje, mam w życiu co robić, więc po co mi wykształcenie. – powiedział bez wszelkich uczuć.
- Jeśli tak uważasz, to nie będę się z tobą sprzeczać. W sumie to racja, bo i tak masz już całe życie zaplanowane. Sława, koncerty, wywiady i tak dalej. Jesteś gwiazdą. – złapałam widelec w dłoń i wróciłam do jedzenia. – Ja natomiast muszę znaleźć jakąkolwiek pracę, żeby mieć z czego żyć. Nie będę przecież ciągle mieszkać u matki.
- No tak. Spokojnie, zdasz dzisiaj egzamin i zaczniesz szukać pracy. – rzucił uśmiech w moją stronę.
Jeszcze chwilę rozmawialiśmy o szkole, nauce i o tym, że już do niej chodzić nie będziemy. A tak w ogóle, to na pewno jakiś rekord- gadam z nim normalnie od jakichś 15 minut. Staram się go nie wyzywać i tym podobne, żeby nie zepsuć sobie poranka. Trochę to trudne, zważywszy na jego częste, złośliwe komentarze, ale jakoś da się wytrzymać. Gdy skończyłam jeść, włożyłam talerz do zmywarki i zaczęłam iść w stronę schodów.
- Gdzie idziesz? – zapytał chłopak.
- Ubiorę się i pójdę do domu. Szkoła, pamiętasz? – uniosłam brwi.
- Jasne. Odwiozę cię. – rzucił.
Zrobiłam jakąś dziwną minę i weszłam po schodach na górę. Odwiozę cię. No, nagle mu się zachciało mnie odwozić. Przebrałam się w swoje wczorajsze ciuchy i zeszłam do kuchni. Zayn’a tam nie było, więc skierowałam się do salonu. Chłopak siedział na kanapie i skakał po kanałach. Usłyszał moje kroki i odwrócił się w moją stronę.
- Gotowa?
- Pewnie. – odpowiedziałam i zarzuciłam torbę na ramię.
Po chwili wyszliśmy z mieszkania i wsiedliśmy do auta zaparkowanego przy drodze. Zapięłam pasy, przygotowując się na szybką jazdę.
- Do ciebie? – zapytał mulat.
- Tak. – uśmiechnęłam się w jego stronę.
Odwróciłam głowę w stronę szyby i zaczęłam podziwiać tętniące życiem miasto. Po pewnym czasie byliśmy już pod domem mojej mamy. Złapałam torbę i otworzyłam drzwi. Tak, były otwarte! Sukces.
- To na razie. – pożegnałam się.
- Odwiozę cię jeszcze do szkoły, nie żegnaj się już. – zaśmiał się Zayn.
- Naprawdę? Mogę przecież pojechać autobusem. Za 10 minut mam taki prosto pod szkołe, więc nie ma problemu.
- Nie, odwiozę cię. Nie sprzeciwiaj się. Czekam tu. – rzucił i odwrócił wzrok.
Przewróciłam oczami i zatrzasnęłam drzwi. Wbiegłam po kilku schodkach i po chwili weszłam do mieszkania. Przywitał mnie głośny okrzyk mojej mamy.
- Alex! Jesteś w końcu. – powiedziała wyłaniając się zza ściany.
- Przecież pisałam ci, że nie wrócę na noc.
- Tak, ale mimo to się o ciebie martwiłam. Gdzie spałaś? – odparła zaciekawiona.
- Um… U koleżanki. Ja muszę lecieć, idę do szkoły. – szybko zmieniłam temat.
- Och, w końcu. Mam nadzieję, że zaliczysz tą klasę. – westchnęła.
- Nie bój się mamo, napiszę dzisiaj pewien test i jak dostanę z niego dużo punktów, to będę miała zaliczony cały rok. I już nie będę musiała chodzić do szkoły. Przecież już koniec roku szkolnego. – wyszczerzyłam się zadowolona.
- Racja. A uczyłaś się chociaż? – uniosła brew.
- No nie. Ale dam radę, spokojnie. Nie wierzysz w możliwości swojej córeczki?
- Pewnie, że wierzę! – podeszła do mnie i mocno się do mnie przytuliła.
- Okej, puść, bo udusisz.
Rodzicielka wypuściła mnie ze swoich objęć i posłała mi szeroki uśmiech. Wywróciłam oczami, ale odwzajemniłam się tym samym. Wbiegłam po schodach i po wejściu do pokoju, od razu zaczęłam grzebać w szafie w poszukiwaniu świeżych ubrań. Wybrałam strój
i poszłam do łazienki w celu przebrania się. Gdy nałożyłam na siebie wszystkie ciuchy, zrobiłam sobie lekki makijaż i związałam włosy w wysokiego, luźnego koka. Do torby włożyłam tylko długopis, telefon i portfel i szybko zbiegłam po schodach. Rzuciłam jeszcze głośne ‘Pa mamo!’ i wyszłam z domu. Wsiadłam do auta, a Zayn od razu odpalił silnik.
- Co tak długo? – zapytał.
- Gadałam jeszcze z mamą.
On tylko przewrócił oczami i ruszył w stronę centrum. Po kilkunastu minutach cichej drogi, byliśmy pod szkołą.
- Dzięki za podwózkę. Pa. – rzuciłam wychodząc z auta.
Nie odpowiedział, a zamiast tego uniósł lekko dłoń w geście, że usłyszał. Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam w stronę wejścia. Akurat trwała przerwa, więc na korytarzu panoszyło się wielu ludzi. Idąc w stronę pokoju dyrektora, włączyłam Twittera na telefonie i zaczęłam przeglądać najnowsze posty. Nagle poczułam, że na kogoś wpadłam. Telefon wypadł mi  ręki, a ja szybko podniosłam głowę. Przed sobą zobaczyłam chłopaka z blond czupryną i niebieskimi oczami. Czy to przypadkiem nie jest… któryś tam z Łan Erekszyn? Zmrużyłam oczy zatapiając się w przemyśleniach. Czemu właśnie ja mam takiego pecha? Ciągle natrafiam ta kogoś, kogo nie powinnam w ogóle spotykać. Potrząsnęłam głową i schyliłam się żeby podnieść swój telefon.
- Przepraszam. – rzuciłam do chłopaka.
- Nie ma za co, to ja na ciebie wpadłem. – odpowiedział z uśmiechem.
- No nie sądzę. Przecież ja lazłam gapiąc się na mój telefon i nie zważając na kogo wchodzę. – zaśmiałam się.
- Okej, to nasza wspólna wina. A tak w ogóle, to jestem Niall.
- Alex. – podałam mu rękę, którą po chwili delikatnie ścisnął.
- Chodzisz tu do szkoły? – zapytał.
- Można tak powiedzieć. Właśnie idę pisać test kwalifikacyjny. Jak uda mi się zaliczyć, to będę miała wszystko z głowy. – wyszczerzyłam się.
- Serio? Mój znajomy też go zaraz pisze! Może mu trochę pomożesz, bo głąb z niego niesamowity. – roześmiał się.
- Słyszałem to! – zza ściany wyskoczył lokowaty chłopak.
- Alex, to jest właśnie Harry. – wskazał na chłopaka ręką. – Harry, to jest Alex. Moja nowa koleżanka.
- O, jestem twoją koleżanką? Znamy się jakieś 3 minuty! – zaśmiałam się.
- No i co, ale już cię lubię. – pokazał rzędy białych zębów.
- Halo, ja tu jestem! – do rozmowy wtrącił się Harry machając między nami rękami.
- Widzimy! – zaczął go naśladować Niall.
- Dobra, ja idę na ten egzamin. Jak go nie zdam, to będzie wszystko przez ciebie, Nialler.
- Co? Czemu niby przeze mnie? – oburzył się blondyn.
- Bo to ty mi ciągle przeszkadzałeś w nauce.
- Oj przestań, ja tylko chciałem z tobą pograć z Play Station. – wzruszył ramionami.
- Akurat jak się próbowałem uczyć? I to co 5 minut – uniósł brwi.
- Ja też piszę ten test. – przerwałam im kłótnię.
- No co ty? Super! Pomożesz, no nie? – przegryzł wargę.
- Może… - wywróciłam oczami.
- Wiem, że tak. Zrobiłem na tobie wrażenie, co nie? – poruszył zabawnie brwiami.
- Ym… Nie? – po  chwili parsknęłam śmiechem, a Harry zrobił smutną minę. – No dobra, nie smuć się już.
Nagle zadzwonił dzwonek, więc szybko skierowałam się w stronę gabinetu dyrektora. Harry ruszył oczywiście za mną. Następny kolega do kolekcji. Ci dwaj są chociaż jacyś normalni. Nie to co mój chłopak. Boże, czemu ja go tak nazywam? Ze mną naprawdę jest coś nie tak. Zapukałam do mahoniowych drzwi i gdy usłyszałam głośne ‘Wejść’, dokładnie to zrobiłam. Dyrektor jak zwykle siedział na biurkiem, bawiąc się jego czerwonym długopisem. Podeszłam bliżej i usiadłam na krześle. Miejsce obok zajął mój nowy towarzysz.
- Przyszliśmy napisać egzamin. – zaczęłam.
- A może tak dzień dobry, panno Green? – dyrektor uniósł znacząco brwi.
- Taa, dzień dobry. – wymamrotałam.
- Dzień dobry. – powiedział również Harry.
-  O, nawet pan Styles się zjawił. Przejdźcie do sali obok, zaraz przyniosę wam kartki.
Zrobiliśmy to, co nam kazano i po 10 minutach zakreślaliśmy już odpowiedzi. Co jakiś czas dyrektor, który nas pilnował, odbierał jakieś ważne telefony, lub wychodził na chwilkę w ważnych sprawach. Oczywiście ja i Harry godnie to wykorzystywaliśmy, sprawdzając czy mamy takie same odpowiedzi. Test był straszny. Wszystkie przedmioty połączone w jednym sprawdzianie. Na szczęście nawzajem sobie pomagając, przebrnęliśmy przez dziesiątki pytań i po około godzinie odłożyliśmy długopisy.
- Koniec? – zapytał dyrektor widząc jak wstajemy.
- Tak. – odpowiedzieliśmy równocześnie, na co cicho się zaśmiałam.
- Przyjdźcie jutro, to dowiecie się, czy zdaliście.
Pokiwaliśmy głowami, na znak, że przyjęliśmy to do wiadomości i wyszliśmy z sali. Na korytarzu od razu dopadł nas Niall.
- I jak?
- Normalnie. A ty czemu nie pisałeś? – popatrzyłam na niego.
- Bo ja zaliczyłem semestr bez testu. Kilka lat temu. – wyszczerzył się.
- Oh, gratuluję panie najmądrzejszy. – ukłoniłam się w jego stronę.
Chłopcy parsknęli śmiechem, na co przewróciłam oczami i również zaczęłam się śmiać.
- Skończyliśmy szkołę! – wykrzyknął nagle Harry.
- I co zamierzasz? – spytałam chłopaka.
- Jak to co? Będę leżał, odpoczywał, jadł… No i śpiewał. – ukazał swoje dwa dołeczki w policzkach.
- Ach tak, zapomniałam, że macie swój ‘boys-bendzik’. – parsknęłam.
- Nie lubisz naszej muzyki? – Niall nagle spochmurniał.
- Nie wiem, nie słuchałam. – wzruszyłam ramionami.
- No to musisz posłuchać! Na bank ci się spodoba. – wyszczerzył się blondyn.
- Może. Okej, ja musze lecieć. – odpowiedziałam.
- Czekaj! Dasz mi swój numer? – spytał Harry.
- Po co ci? – zmarszczyłam czoło.
- No wiesz, jutro musimy tu przyjść zobaczyć wyniki. – uśmiechnął się szeroko.
- A nie możemy po prostu przyjść osobno? – zaproponowałam poprawiając sobie włosy.
- Nie, razem będzie fajniej.
- Jeśli tak mówisz… - powiedziałam i wyciągnęłam do niego rękę. – Daj telefon.
Chłopak wyciągnął swoją komórkę z kieszeni i już po chwili wystukiwałam na niej ciąg cyferek. Oddała mu urządzenie i po kilku sekundach usłyszałam dźwięk dobywający z mojej torebki.
- Dzięki. – powiedział zadowolony loczek.
- Spoko. Narka. – pomachałam im i odeszłam.

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 13

Obudziłam się cała zdyszana i mokra od potu. Znów ten pojebany sen. Czy to się kiedyś skończy? Wstałam do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pokoju. Gdy spojrzałam w lewo, tuż obok siebie zobaczyłam Zayn’a. Wzdrygnęłam się, ale po chwili przypomniałam sobie, że jesteśmy u jego rodziców. Odetchnęłam głośno i przymknęłam oczy.
- Miałaś koszmar? – spytał cicho.
- Taa… Nic ważnego. – wymusiłam na sobie uśmiech.
- Nic ważnego? Rzucałaś się po łóżku jak szalona. A poza tym jesteś cała spocona. Serio, to jest nic ważnego?
Westchnęłam i spojrzałam na chłopaka. Wyglądał na… zmartwionego? Nie… Czy to jest jakiś cholerny program? Gdzie są kamery? A może to sen? Czy Zayn się o mnie martwił? Nie, to moja chora wyobraźnia.
- Która godzina? – zmieniłam szybko temat.
- Za chwilę 3.00. Właśnie idę odwieźć matkę na lotnisko. Zostań tutaj.
Kiwnęłam głową, a on wstał. Nie miałam najmniejszego zamiaru się stąd ruszać. Łóżko jest wygodne, a mi się chce spać. Zayn złapał swoją skurzaną kurtkę, która była przewieszona przez krzesło i wyszedł z pokoju. To jest jakaś parodia. Nawet nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Zawsze byłam zwariowana i lubiłam wyzwania, ale to? To przechodzi ludzkie pojęcie. Ten facet jest… Nawet nie ma określenia na takiego kogoś! Zaczynam się zastanawiać, czy to nie jest przypadkiem jakiś eksperyment. Wpuścili do Londynu robota, który wygląda jak człowiek i nazywa się Zayn Malik. Sprawdzają, czy przetrwa on w ludzkim buszu i poradzi sobie z problemami dzisiejszego świata. Albo chcą podbić Ziemię… To im się na pewno uda. Z armią takich Malik’ów nie będą mieli z tym problemu. Nie, ja chyba oszalałam. O czym ja w ogóle myślę? Zsunęłam z mojego ciała kołdrę i stanęłam na posadzce. Drewno było chłodne, ale dało się wytrzymać. Ruszyłam w stronę drzwi, by po chwili schodzić już po schodach. Muszę być cicho, ponieważ Bob prawdopodobnie śpi gdzieś na dole w sypialni. Skierowałam się do kuchni. Jestem cholernie głodna. Zapaliłam światło. Kurwa, to przecież nie mój dom. Nie mogę sobie tak po prostu wziąć czegoś z lodówki. Pomyślałam, że nikt nie obrazi się, jak zrobię sobie chociaż herbatę. Wstawiłam wodę i zaczęłam poszukiwania kubka. Znalazłam go w szafce nad zlewem. Włożyłam do niego torebkę herbaty i zalałam wrzątkiem. Sięgnęłam jeszcze po cukier stojący na półce po prawej stronie i wsypałam dwie łyżeczki do gorącego napoju. Zabrałam kubek z blatu i usiadłam przy niewielkim stoliku w kuchni. Powoli zaczęłam sączyć herbatę. Na stoliku leżał talerz z ciasteczkami, więc poczęstowałam się jednym. Gdy wypiłam herbatę, zaparzyłam sobie jeszcze jedną. Jestem chyba jakaś odwodniona. Albo po prostu nie chcę wracać do łóżka, żeby znów nie przyśnił mi się ten cholerny koszmar. Tak, to chyba o to chodzi. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie: 4.00. Co? Jakim cudem jest już czwarta? Chyba jestem w jakimś innym świecie, gdzie czas leci wolniej, a wszystkie problemy są trudniejsze do rozwiązanie niż zwykle. Popieprzony ten świat. I znowu zaczynam myśleć o głupotach. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Odwróciłam się, żeby po chwili zobaczyć chłopaka stojącego w przedsionku kuchni i patrzącego się na mnie uporczywie.
Z: Co ty tutaj robisz? – spytał w końcu.
- Piję herbatę. Sorry, pewnie powinnam się ciebie zapytać. – zaśmiałam się.
- Powinnaś. – odpowiedział chłodno.
Kurwa, to miał być żart! Ten znowu zaczyna ze sowim przywódczym zachowaniem.
- Ja pierdole… - zastękałam.
- Nie pierdol, tylko słuchaj. Chcesz coś zrobić- pytasz się mnie. Czy to takie trudne?
- Dlaczego? – odpowiedziałam szybko.
- Co dlaczego?
- Dlaczego mam się ciebie pytać. Wytłumacz mi to, bo chyba nie rozumiem.
- Właśnie widzę. Po prostu nie chcę, żebyś robiła coś bez mojej wiedzy. Mogłabyś spaść ze schodów, albo poparzyć się wrzątkiem…
Cooo?! O żesz kurwa, nie wierzę, no! Co to ma znaczyć? On się na serio o mnie martwi! Paranoja! Szczęka momentalnie mi opadła, a szeroko otwarte oczy wpatrywały się w niego z niedowierzaniem.
- C-co? – tylko tyle udało mi się z siebie wydusić.
- Słyszałaś przecież. Z resztą, nieważne. Wracaj na górę.
Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, ponieważ dalej byłam w lekkim szoku. W lekkim? Co ja gadam! To był szok roku! Stulecia! Ba, tysiąclecia!
Stałam tak wmurowana jeszcze jakieś kilka minut, aż w końcu potrząsnęłam głową i wróciłam do świata żywych. Do głowy przychodziły mi jedynie same wulgaryzmy, więc postanowiłam jeszcze chwile pomyśleć.
- Będziesz tak teraz stała?- zapytał siadając na krzesło.
- Czekaj, czekaj… Chyba czegoś tu nie rozumiem. Wróć. Szczerze? Niczego nie rozumiem. – zrobiłam chwilę przerwy i wzięłam głęboki oddech. – Co to było? To z tym wrzątkiem i schodami?
- Nic. Tak po prostu. – odburknął i spuścił wzrok na swoje palce.
 - Nic? Właśnie dałeś mi do zrozumienia, że się o mnie martwisz! – wyrzuciłam ręce do góry.
 - Ciszej bądź, ojciec śpi. I nie, nie martwię się o ciebie. Mam cię tak jakby gdzieś.- posłał mi najsztuczniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam.
- Och, już się zaczęłam niepokoić. – odetchnęłam. – Dobra, to ja idę na tą kanapę. Fajnie by było, gdybym poszła jutro w końcu do szkoły.
- I tak cię wyrzucą. – powiedział szybko.
- No co ty nie powiesz?- burknęłam z sarkazmem. – Zajebiście, nie skończę nawet szkoły. Ciekawe, gdzie ja znajdę pracę.
- Spokojnie, będziesz mogła robić za dziwkę pod latarnią. – uśmiechnął się pod nosem.
- O kolego, teraz to stanowczo przeholowałeś. – wstałam z poważną miną.
- I że niby mam się ciebie bać? – parsknął.
- A nie? Nie wiem czy wiesz, ale mam ukończony kurs samoobrony. Mam też upierdliwego kuzyna, który tylko ułatwił mi trening sztuk walki. – powiedziałam mrużąc oczy.
- Nie wiem czy wiesz, ale jestem od ciebie dziesięć razy silniejszy. – zaśmiał się.
- Nie wiem czy wiesz, ale jak cię zaraz walnę, to tak cię uszkodzę, że cię własna matka nie pozna. – odgryzłam się.
Chłopak parsknął śmiechem, więc nie wytrzymałam. Podeszłam do niego i szybko złapałam go za nadgarstek. Drugą ręką wykręciłam mu palce do tyłu tak, że skręcił się z bólu. Następnie podhaczyłam jego nogę swoją i popchałam go lekko do tyłu. Zayn momentalnie upadł na ziemię, a ja usiadłam na niego okrakiem.
- No i co? Głupio ci teraz? – zapytałam z triumfalnym uśmiechem.
- Nie, nie jest mi głupio. Pożałujesz tego, młoda damo. – odparł poważnym tonem.
- Pff, mówisz jak mój tata. – skrzywiłam się.
- A czy twój tata zrobił by ci… to?
W tym momencie chłopak złapał mnie w talii i szybko nas obrócił. Po chwili stał już na nogach, a ja zwisałam bezwładnie, przewieszona przez jego bark. Zaczęłam go bić i kopać, ale nie skutkowało. Nie mogłam niestety krzyczeć, bo obudziłabym Bob’a. Kontynuowałam swoje próby odparcia ataku, ale nic z tego. Zayn zaczął iść na górę po schodach, żeby po chwili rzucić mnie na łóżko.
- Zbijesz mnie teraz, czy jak? – wykrzywiłam się.
- Nie biję dziewczyn. Ale jakbyś była facetem, to już byś nie żyła. A tak, to mogę zrobić jedynie to…
Po wypowiedzeniu tych słów uśmiechnął się przebiegle i rzucił się na mnie. Zaczął mnie łaskotać w każdym możliwym miejscu mojego ciała. Tak, kurwa! Właśnie w tym momencie Zayn mnie łaskocze! Co do cholery? Zaczęłam śmiać się w niebogłosy, nie mogąc wytrzymać uporczywego dotyku chłopaka. Zwijałam się ze śmiechu, by po chwili rzucać się po całej pościeli.
- Dobra, prze-przestań! – wydusiłam z siebie przez śmiech.
- Będziesz grzeczna? – uniósł brwi zaprzestając swojej czynności.
- I tak nie będę cię słuchać. – skrzywiłam się.
Zayn wzruszył ramionami i po chwili znowu zaczął zacięcie mnie łaskotać. Z trudem łapałam oddech i wszystko zaczynało mnie boleć.
- Okej, będę grzeczna!
- Na pewno? – zapytał z uśmiechem.
- Tak, obiecuję. – wzięłam głęboki oddech.
Chłopak ześlizgnął się ze mnie i stanął obok łóżka. Kątem oka widziałam, że się śmieje. Z czego, do jasnej dupy?!
- Już wiem, jak rozwiązywać z tobą problemy. – powiedział.
- No na pewno nie tak. – uniosłam się na łokciach.
- Krzyki na ciebie nie działają.
- Jeszcze raz to zrobisz, a znowu wyłożę cię na łopatki. – odparłam z triumfalnym uśmiechem.
- To był przypadek. Miałaś po prostu szczęście, bo nie byłem przygotowany na atak. – odpowiedział już poważniej.
- Taa, jasne. Powiedz mi lepiej która godzina. – przewróciłam oczami.
- Dochodzi 5.00. Idziesz jeszcze spać?
- No pewnie, że tak. Jeszcze się pytasz? Tylko gdzie…- zaczęłam bawić się palcami.
- Kanapa? – spojrzał na mnie.
- Łóżko? – zrobiłam minę szczeniaczka.
- A ja to niby gdzie? – wyrzucił ręce do góry w geście oburzenia.
- Kanapa? – uniosłam lekko brwi.
- Nie będę spał na kanapie. – zmarszczył czoło.
- No dobra… To ja tam pójdę. – wstałam zrezygnowana i ruszyłam w stronę drzwi z opuszczoną głowa.
- Okej, poczekaj. To ty śpisz na łóżku, a ja na kanapie. Jakoś przeżyje.
- Dzięki, dzięki, dzięki! W nagrodę zrobię ci rano śniadanie. – zaproponowałam z uśmiechem.
- Zgoda.
Wyszczerzyłam się w jego stronę i wskoczyłam z powrotem do łóżka. Nakryłam się kołdrą i spojrzałam w stronę chłopaka.
- Dobranoc.
- Dobranoc. – odparł i wyszedł z pokoju.
To było dość dziwne, prawda? On był jakiś taki… Normalny? Śmiał się, bawił… I jeszcze pozwolił mi spać w łóżku! No, gratulacje Zayn. Cham roku stał się miłym kolesiem. Ciekawe tylko na jak długo.

piątek, 14 marca 2014

Rozdział 12

Złapałam za ciuchy i ruszyłam w stronę drzwi. Wyszłam na korytarz i po chwili byłam w łazience. Przekręciłam kluczyk i odłożyłam rzeczy na szafkę. Wyciągnęłam dwa ręczniki z białej szafeczki i po kilku sekundach byłam już pod prysznicem. Zamoczyłam włosy i zaczęłam delikatnie masować skórę głowy. Nie mam nawet żadnego szamponu. Gdy skończyłam, wyszłam i od razu owinęłam ciało  suchym, śnieżnobiałym ręcznikiem. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Nie zareagowałam, bo pomyślałam, że może ktoś się pomylił, albo coś w ten deseń.
Z: Alex, otwórz! – usłyszałam po chwili.
J: Co chcesz?
Z: Muszę do kibla!
Zaśmiałam się i podeszłam do drzwi, po czym je odkluczyłam. Uchyliłam je lekko i zobaczyłam Zayn’a przestępującego z nogi na nogę. Zaśmiałam się cicho.
J: Ale ja jeszcze nie skończyłam. – zaczęłam marudzić.
Z: Tylko minutka. – uniósł brwi.
J: A jakieś ładne słowo? – droczyłam się z nim.
Z: Jakie?
J: Hm… Na przykład „proszę”?
Z: No Alex! Ja nie wytrzymam! – wyprostowałam się i założyłam ręce na biodra. – No dobra! Proszę.
Odsunęłam się i zrobiłam mu przejście. Chłopak wbiegł do łazienki jak oszalały, nie czekając nawet, żebym wyszła. Obróciłam się twarzą do ściany i czekałam. Po chwili usłyszałam cichy dźwięk zasuwania zamka od spodni.
J: Już? – spytałam nie odrywając wzroku od białej farby na ścianie.
Z: Tak. Możesz patrzeć. – usłyszałam jego cichy chichot.
Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Stał na środku pomieszczenia i patrzył na mnie z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
J: Z czego się tak cieszysz?
Z: Wstydzisz się mnie? – zapytał jakby nigdy nic.
J: No pewnie, że tak. Przecież praktycznie cię nie znam.
Z: No i co? Inne dziewczyny nigdy się nie wstydziły.
J: Weź mnie nie porównuj do ty twoich innych dziewczyn, okej? Ja nie puszczam się na prawo i lewo jak jakaś dziwka.
Z: A robiłaś to w ogóle kiedyś?- zapytał z uśmiechem.
J: To znaczy co?
Z: No przecież wiesz. Pieprzyłaś się już z kimś? – zaczerwieniłam się i spuściłam wzrok. – Nie wierzę! Nie? Jesteś dziewicą? Tak, to prawda!
J: A co cię to obchodzi? Może tak, może nie. Nie powinno cię to w ogóle interesować. – odburknęłam.
Z: Nie zapominaj, że jesteś moją dziewczyną. – zaśmiał się.
J: Nie zapominaj, że to jest udawany związek. A teraz spieprzaj stąd, bo chcę się ubrać.
Z: Nie odzywaj się tak do mnie. – jego twarz momentalnie spochmurniała.
J: Kurwa, jak często zmieniasz humor? Raz jesteś niesamowicie miły, za chwilę zachowujesz się jak pierdolony chuj. Może jesteś w ciąży?
Chłopak zaczął się śmiać. Znowu zmienił humor. Jest gorszy ode mnie.
Z: Nie, sądzę, że nie.
Przewróciłam oczami i również zaczęłam się śmiać. Po kilku minutach namowy, Zayn w końcu wyszedł z łazienki i mogłam w spokoju ubrać się w jego ciuchy. Były one stanowczo za duże. Mocno zawiązałam sznureczek od spodni w pasie, żeby mi przypadkiem nie spadły. Koszulka sięgała mi do połowy ud. Jestem aż taka mała? Nie, to chyba Zayn jest taki duży. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i ruszyłam do pokoju. Gdy weszłam, Zayn siedział na skraju łóżka i klikał coś na swoim telefonie. Podeszłam bliżej, ale on nie oderwał nawet wzroku od małego urządzenia. Odchrząknęłam głośno zwracając przy tym jego uwagę.
J: To gdzie mam spać? – spytałam przestępując z nogi na nogę.
Z: Najlepiej na dworze. – odburknął znów spoglądając na ekran komórki.
Ach, czyli znów włączył się tryb „zły Zayn”. Westchnęłam głośno i odwróciłam się na pięcie. Zaczęłam iść w stronę drzwi.
Z: Gdzie idziesz? – zapytał szybko.
J: Na dół. Jeśli mnie tu nie chcesz, to nie ma sprawy. Tylko niepotrzebnie mnie tu w ogóle sprowadzałeś. – nacisnęłam klamkę.
Z: Poczekaj. Możesz przespać się tu. – opowiedział cichym głosem.
Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę i próbowałam wyczytać coś z jego oczu. Cokolwiek. Nie patrzył na mnie. Jego wzrok skupiony był na drewnianej podłodze. Co w niej takiego ciekawego?
J: Jesteś tego pewien? Czy to następny głupi żart? – uniosłam brwi.
Z: Ja i tak nie będę spał. Możesz położyć się tu, a ja sobie posiedzę. – posłał mi nieśmiały uśmiech.
Zayn nieśmiały? Okej, zaczyna mnie to wszystko przerażać. Uniosłam brwi jeszcze wyżej, by po chwili napotkać jego wzrok.
J: Jesteś pewien?
Z: Tak. Nie pytaj się więcej, bo się wkurwię.
Przewróciłam oczami i podeszłam do łóżka. Było dość wysokie, więc po chwili się na nie wdrapałam. Odchyliłam kołdrę i ułożyłam się na miękkim materacu. Zakryłam się chłodną pierzyną po samą szyję. Przewróciłam się na prawy bok. Szczerze mówiąc, trochę dziwnie czułam się w towarzystwie siedzącego obok mnie Zayn’a, ale cóż mogłam poradzić… Wiem co! Nie powinnam tu zostawać na noc! Tak, wygrałam Inernet! Ostatnio jestem jakaś dziwna. Zgadzam się na wszystko co ten palant zaproponuje. No prawie wszystko. Kurwa! Miałam napisać mamie, że zostaję u niego na no! Zrzuciłąm z siebie kołdrę i z prędkością światła zeskoczyłam z łóżka. Podbiegłam do krzesła, na którym leżała moja torebka, po czym szybko wyjęłam z niej telefon. Zaczęłam stukać palcem po ekranie, wybierając kolejne litery układające się w całość.
Z: Co ty robisz? – zapytał rozbawiony.
J: Nie widać? Piszę sms’a. – odburknęłam.
Z: Ale do kogo?
J: No do mamy! Nie mówiłam jej, że śpię u ciebie. Tak w ogóle, to myśli, że jesteśmy w kinie.
Z: Oj Alex, ty kłamczucho. – zaśmiał się.
J: Zamknij się. Co miałam jej powiedzieć? To wszystko co się tu dzieje, jest jakieś chore i nie mam zamiaru, mówić o tym mojej matce. – odłożyłam komórkę na miejsce.
Z: Dobra, dobra. Idź już spać.
Przegryzłam wargę, żeby nie mówić już nic więcej i z powrotem wskoczyłam do łóżka. Tym razem zmobilizowałam się jak tylko mogłam i nie myślałam już o głupotach.

 
_________________________________________
Sorka za tak krótkie rozdziały. W Wordzie wyglądały na dłuższe... No cóż, teraz zacznę pisać odrobinę bardziej rozbudowane :)

czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 11

Usiedliśmy na łóżku, opierając się o jego wezgłowie. Właśnie zaczął się film. Lubię horrory, ale ten zapowiada się na dość… przerażający? Dobrze, że nie ubrałam dzisiaj sukienki, bo byłoby mi strasznie niewygodnie. Mój brzuch zaczął wydawać z siebie niekontrolowane dźwięki. To pewnie dlatego, że dzisiaj nic nie jadłam. To znaczy chyba… Nie pamiętam. Siedziałam w bezpiecznej odległości od Zayn’a, więc chyba nie usłyszał burczenia w moim brzuchu.
Z: Jesteś głodna? – a jednak usłyszał.
J: Um… Trochę. – odpowiedziałam nie spuszczając wzroku z telewizora.
Z: To chyba wytrzymasz do jutra.
Acha, okej. Myślałam, że zaproponuje mi jakiś posiłek. Kanapki, albo coś… A on powiedział, że wytrzymam do jutra. To jest nienormalne. On jest nienormalny. Przez chwilę był nawet miły… Ciekawe dlaczego Zayn się tak zachowuje. Jakby był dziewczyną, to śmiało bym mogła powiedzieć, że jest zimną suką. No ale jest facetem. Zastanawiam się, co tak na niego wpływa. Może faktycznie ta jego „branża”. Ale że co? Jest prawnikiem, sędziom, policjantem? Tak, na pewno. Pewnie jest jakimś pieprzonym dilerem albo coś w tym rodzaju. W ogóle z kim ja się zadaje? I po co ja tu siedzę? Ostatnimi czasy zadaję sobie zbyt dużo pytań. Tak, zdecydowanie za dużo. A teraz nawet nie oglądam filmu, tylko wpatruje się w białą pościel pode mną. Szczerze, nie mam ochoty na film. I to jeszcze z Zayn’em. Pobiegałabym sobie, albo coś. Mam jeszcze drugie wyjście, a mianowicie mogę zasnąć. Sport i sen to moje dwie ulubione czynności. I jeszcze jedzenie oczywiście. Tak w sumie, to tylko jem, ćwiczę i śpię. Mam chyba nudne życie. I znowu za dużo myślę. Postanowiłam, że jednak pójdę spać, więc zniżyłam się do pozycji półleżącej i przymknęłam oczy. Zasnęłam w błyskawicznym tempie, choć nie byłam zbyt zmęczona.
Poczułam czyjąś dłoń na moim przedramieniu. Syknęłam z bólu, ponieważ w tymże miejscu właśnie formował się siniak. Oczywiście przez Zayn’a. To on tak złapał mnie za rękę, że zatamował mi przepływ krwi i założę się, że jakby potrzymał jeszcze dwie minuty, to odpadła by mi ręka. Ma siłę chłopak. Otworzyłam oczy. Dalej siedziałam na łóżku. A raczej leżałam.
Z: Obudź się. – powiedział sucho.
J: Już… - uniosłam się na łokciach i powróciłam do pozycji siedzącej. – Co się stało?
Z: Film się już skończył. A ty zasnęłaś… - spojrzał na mnie.
J: No i co z tego, że zasnęłam? Ty nigdy nie śpisz? – zaśmiałam się.
Z: Śpię, ale w swoim łóżku. A ty, jak widzę, chyba nie zwracasz uwagi na to gdzie zasypiasz, prawda?
J: Po prostu film był nudny, więc pomyślałam sobie, że trochę odpocznę.
Z: Po co miałabyś odpoczywać? Przecież jest wieczór, zaraz pójdziesz spać.
J: Tak, pójdę spać. Gdzie? Na korytarzu? Zapomniałeś, że wszystkie pokoje są w remoncie? Znaczy się wszystkie oprócz tego. Ale to twój pokój i jak sądzę, nie mogę tu zbyt długo przebywać. Więc… Odpoczęłam sobie i już możesz mnie stąd wyrzucić. – spuściłam nogi z łóżka i przetarłam twarz dłońmi.
Z: Może najpierw pójdź się wykąpać? Możesz spać na kanapie w salonie. - wstał i ruszył do drzwi.
J: Ta… Zajebiście. A może po prostu odwieziesz mnie do domu? Czy to też za trudne? Albo nie, wrócę sama, tak jak wczoraj. Jakoś przeżyłam, więc teraz też dam radę. – posłałam mu sztuczny uśmiech.
Z: Wczoraj po prostu mnie wkurwiłaś. Miałem powód, żeby cię nie odwozić. uniósł brwi.
J: Tak, prawdziwy z ciebie gentleman. Wkurzyłeś się na mnie, więc musiałam zapierdalać godzinę do domu. W szpilkach. I było cholernie zimno. 
Z: Przestań mi wypominać. Idziesz się wykąpać, czy nie? – otworzył drzwi.
J: Nawet nie mam w co się przebrać. Mam spać w tym, czy znowu w samej bieliźnie? Wiesz jak mi kurewsko niewygodnie? – ruszyłam w jego stronę.
Z: To w czym ty śpisz normalnie? Nie nosisz w nocy bielizny? – zdziwił się.
J: Yy.. No pewnie, że nie! Śpię w krótkich spodenkach i luźnej koszulce z krótkim rękawem. To chyba normalne, co nie?
Z: Nie wiem. Nie spałem nigdy z dziewczyną przez całą noc. Widziałem je tylko w bieliźnie, albo nago. – przewróciłam oczami na jego słowa.
J: Ty chyba nic nie wiesz o normalnym życiu. To takie przykre… - westchnęłam.
Z: Ja nic nie wiem? Raczej ty. – odszczeknął.
J: Tak, właśnie tak. U ciebie liczą się tylko gołe baby, seks, pieniądze i Bóg wie co jeszcze. – uniosłam ręce do góry.
Zayn zaśmiał się w odpowiedzi. No, zaśmiał się.
Z: To nieprawda! Potrafię robić wiele różnych, fajnych rzeczy. Wiesz, bawić się, śmiać i tak dalej. Po prostu mam dużo pracy i… Nie mam czasu na zabawę. – spuścił wzrok.
J: Zawsze jest czas na uśmiech. Ty po prostu tego nie chcesz. Jesteś kompletnie wyssany z uczuć. Naprawdę, nigdy nie spotkałam aż tak chłodnego chłopaka. – spojrzałam mu w oczy, gdy stanął blisko mnie.
Z: Nie... Tylko… To wszystko mnie zbyt przytłacza.
J: Ale co? – spytałam zaciekawiona.
Z: Nie mogę ci powiedzieć.
J: Dobra, nie to nie. – przewróciłam oczami.
Z: Dzięki . To co chcesz robić? – rozpromienił się trochę.
J: Nie wiem. Na pewno nie chcę oglądać filmu. Która godzina?
Z: 23.15. Weź prysznic.
J: Przypominam, że nie mam się w co przebrać. – westchnęłam.
Z: Dam ci jakieś ciuchy. – spojrzałam na niego podejrzliwie. – No co? Koszulkę i dresy.
J: Czekaj, czekaj… Czy ty właśnie zaproponowałeś, że pożyczysz mi jakieś swoje rzeczy? – głośno zaakcentowałam wyraz „swoje”.
Z: Tak, a czemu nie? – odparł zdziwiony.
J: No nie wiem, może dlatego, że masz jakąś chorą manię nie dawania niczego, co należy do ciebie obcym ludziom? – uniosłam brwi.
Z: To nie prawda! W prawdzie nigdy nie dawałem dziewczynie swoich ciuchów, ale czemu nie… - utkwił wzrok w ścianie.
J: No dobra. To dawaj. – uśmiechnęłam się szeroko.
Chłopak również delikatnie się uśmiechnął i podszedł do szafy. Wyjął z niej szare spodnie dresowe i białą koszulkę.
Z: Spodnie będą na pewno sporo za duże, ale myślę, że dasz radę.
J: Poradzę sobie.

środa, 12 marca 2014

Rozdział 10

Postanowiłam nie kontynuować tej bezsensownej rozmowy. Szkoda nerwów. Utkwiłam mój wzrok na krajobrazie za oknem. W sumie nie było czego oglądać, ale lepsze to niż jego niewyparzona gęba. W końcu dotarliśmy do celu i auto zatrzymało się z piskiem opon przy ogromnym domu. Nawet nie próbowałam otwierać samodzielnie drzwi, bo i tak wiem, że są zamknięte. Chłopak wyłączył silnik i wyszedł z pojazdu. Po chwili łaskawie mnie wypuścił i podał mi rękę, której ku jego zdziwieniu nie złapałam i wyszłam z samochodu o własnych siłach. Ruszyłam w stronę wejścia i po chwili usłyszałam kroki za sobą.
Z: Tylko żadnych numerów. Masz się nie odzywać, jeśli nikt cię nie pyta.
J: Zamknij się. – odparowałam i zapukałam do drzwi.
Po kilku sekundach witaliśmy się z Kate i Bob’em. Zaprosili nas do salonu i usiedliśmy na białych, skórzanych kanapach.
K: Napijecie się czegoś? Kawa, herbata? – spytała przyjaźnie.
J: Poproszę kawę. – odpowiedziałam z uśmiechem.
Z: Ja też. – bąknął.
Kate poszła do kuchni, a my siedzieliśmy w ciszy z ojcem mulata. Nie żeby coś, ale było dość niezręcznie. Ostatnio to Kate ciągle rozkręcała rozmowę i zadawała masę pytań.
B: No to…- zaczął mężczyzna. – Alex, jak ci się żyje z Zayn’em?
J. Um… Dobrze. Jest trochę nieznośny, ale da się wytrzymać. – zaśmiałam się.
Spojrzałam kątem oka na Zayn’a. Właśnie posyłał mi pełne grozy spojrzenie.
B: Tak, to prawda. Potrafi być nie do wytrzymania. Ale chyba dobrze cię traktuje, prawda?
W tym momencie miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Tak, Zayn traktuje mnie wspaniale. Wprost jak księżniczkę. Mówi, że jestem głupia, wyrzuca mnie z domu, ciągle próbuje mi rozkazywać, nie odwozi mnie do domu… Tak, to jest to, co cenię w chłopakach.
J: Tak, oczywiście. – powiedziałam wymuszając uśmiech.
B: Cieszę się. On zawsze był…
Z: Ja tu jestem. I wszystko słyszę.– warknął.
B: Przepraszam cię synu. Po prostu chcę, żeby Alex wiedziała w co się pakuje.
Z: Wie.
Nagle do pokoju wparowała Kate z tacą, na której ustawione były filiżanki.
K: Och, już jestem. – podała nam kawę. – Bob, mówiłeś im, że robimy remont?
B: Nie, jeszcze nie. – uśmiechnął się do żony.
K: To ja wam powiem! – ucieszyła się. – Remontujemy wszystkie pokoje! Oczywiście oprócz twojego, Zayn. Wszystkie na górze. Już dawno tam nic nie robiliśmy, a małe odświeżenie się przyda. Czyż nie cudownie?
Z: Yhm. – mruknął  niezainteresowany.
K: Właśnie, Zayn. Mam do ciebie ogromną prośbę. Dzisiaj w nocy lecę do Nowego Jorku. Muszę odwiedzić ciotkę, bo biedna się rozchorowała. Nasze auto się zepsuło i nie mam jak dojechać na lotnisko. Mógłbyś mnie podwieźć? – powiedziała z uśmiechem.
Na twarzy Zayn’a zawitało zmieszanie. Chyba zastanawiał się co odpowiedzieć swojej rodzicielce.
Z: Tak, pewnie. O której? – odpowiedział w końcu.
K: Och, dziękuje! Mam samolot o 3.30 w nocy, więc jak wyjedziemy o 3.00, to na pewno zdążymy.
Z: Okey, to przyjadę tu o 3.00. – chrząknął niedbale.
K: Przestań, zostańcie tutaj! Zupełnie nie opłaca się wam jechać do domu. Jest już 19.00!
Zapamiętałam sytuację z wczoraj, gdy to zgodziłam się na taką samą propozycję ze strony rodziców Zayn’a, więc teraz postanowiłam siedzieć cicho. Zayn podrapał się po karku i spuścił wzrok. Potem przeczesał swoje włosy dłonią i wziął głęboki oddech.
Z: Nie możemy. Jutro szkoła i te sprawy… - próbował się wykręcić.
K: Ale nalegam! Przecież macie cały twój pokój i łazienkę dla siebie. Nie bój się, nie będziemy wam przeszkadzać. – uśmiechnęła się radośnie.
Z: Nie, nie o to chodzi… Po prostu nie chcę, żeby Alex miała jakieś problemy w szkole.
K: Nie wykręcaj się, kochany. Alex na pewno nie ma nic przeciwko, prawda? – skierowała wzrok na mnie.
J: Um… Ja… Um… - kompletnie nie wiedziałam co odpowiedzieć.
K: No widzisz, Zayn? Twoja dziewczyna się zgadza. To jak?
Z: No dobra. – powiedział po chwili namysłu.
Tego to się nie spodziewałam. Sam, dobrowolnie zgodził się na nocowanie u swoich rodziców. I to jeszcze ze mną. Tylko tak się zastanawiam, gdzie ja do cholery będę spać. W łazience? Przecież wszystkie pokoje są w remoncie, został tylko pokój Zayn’a. Chociaż on raczej nie będzie miał z tym problemu. Po prostu wyrzuci mnie na korytarz, albo coś takiego. Może da mi prześcieradło, żebym się nim przykryła leżąc na podłodze. Tak, będzie fajnie.
K: Dobra dzieciaki, ja już musze iść spać, bo za parę godzić muszę wstać.
B: Ja też już pójdę. Zaczynam pracę o 6.00. – uśmiechnął się przelotnie i wstał.
Pożegnali się z nami i ruszyli w stronę sypialni, która prawdopodobnie była gdzieś na dole, bo nie wchodzili na po schodach. Zostałam sama z Zayne’m. Tak w ogóle, to rozpierała mnie energia, bo dzisiaj praktycznie nic nie robiłam. I dużo spałam. Zaczęłam kręcić się na kanapie, nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji.
Z: Co ci? – burknął przyglądając mi się uważnie.
J: Um... Nic. Nudzę się trochę. – odchrząknęłam.
Z: To co chcesz robić?
J: Ty się mnie pytasz? Pozwalasz mi dokonać wyboru? – zaśmiałam się.
Z: Tak, a czemu nie? – zdziwił się.
J: Jak to czemu? Nie wiem, czy jesteś tego świadomy, ale masz ogromne tendencje do rządzenia ludźmi. Ogólnie nie pozwalasz im dojść do głosu, podejmujesz za nich decyzje i takie tam.
Z: Wiem. Ale chyba nie jest tak źle, prawda? Po prostu muszę taki być, jeśli chcę pracować w mojej branży. – spuścił wzrok.
J: W twojej branży? – zapytałam unosząc brwi.
Z: Tak. To znaczy… Nieważne.
J: No dobra. Chyba nie chce wiedzieć. – zrezygnowałam z dalszego przesłuchania.
Z: To co robimy? Może jakiś film? – zaproponował.
J: Czemu nie… - odparłam zdziwiona jego pomysłem.
Wstaliśmy i weszliśmy po schodach na górę. Ach tak, Zayn ma telewizor w pokoju. Bogaty może sobie pozwolić. Otworzył drzwi i po chwili byliśmy w dość dużym pomieszczeniu. Ostatnim razem zostałam z niego wywalona. Tak, same miłe wspomnienia. Zayn podszedł do szafki i zaczął w niej grzebać.
Z: Jaki chcesz film? – zapytał.
J: Obojętnie.
Z: Wy, dziewczyny lubicie romantyczne, co nie?
J: Nie? To znaczy nie wszystkie dziewczyny. Niektóre pewnie tak. Ja wolę horrory, thrillery, albo ewentualnie komedie.
Z: Acha… No to włączmy horror.

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 9

Poczułam wibrację przy moim uchu. Otworzyłam oczy i powoli rozejrzałam się dookoła. Jestem u siebie. Złapałam telefon, który domagał się mojej uwagi. Jedna nowa wiadomość.
„Będę po ciebie o 18.00. Pieprzeni rodzice chcą się spotkać. Zayn”
Co to ma do ciemnej cholery znaczyć?! O ile dobrze pamiętam, parę godzin temu, ten właśnie koleś wyrzucił mnie najpierw z łóżka, a potem z domu. A jutro znowu chce się spotkać. Dzisiaj mój drugi dzień umowy z Zayn’em, a tyle się już wydarzyło. Tyle razy mnie obraził, wygonił z przeróżnych miejsc. Tak, miłość od pierwszego wejrzenia. Nie mam ochoty się z nim spotykać. Dalej się zastanawiam, po chuja ja się na to gówno zgodziłam? Nigdy więcej. Dotrwam do końca tygodnia i nie zobaczę już tego kutafona na oczy. Spojrzałam za zegarek: 15.40. Okey, trochę sobie pospałam. Ale zważając na to, jak niewygodne było łóżko w domu rodziców Zayn’a, to mam prawo być zmęczona. I jeszcze ta dzisiejsza wędrówka. Ale z tego Zayn’a skurwysyn. Po prostu nie mogę przeboleć tego, że tacy mężczyźni stąpają po naszej planecie. Zrzuciłam kołdrę na ziemię i stanęłam na chłodnej podłodze. Postanowiłam zrobić serię brzuszków, bo dawno nie ćwiczyłam. Położyłam się i zaczęłam ćwiczyć. Zajęło mi to około pół godziny. W końcu wstałam i poszłam wziąć prysznic. Tak, tego mi było trzeba. Gorące strumienie uderzały o moje zmęczone ciało. To był bardzo długi, odprężający prysznic. Po wytarciu ostatni ich kropel wody z mojej skóry, ubrałam czystą bieliznę i zaczęłam szukać w szafie ciuchów na dzisiejsze spotkanie. Wybrałam czarne, bardzo obcisłe spodnie i do tego bladoróżową koszulę. Ubrałam zestaw, a koszulę wsadziłam delikatnie w spodnie. Wróciłam do łazienki i zrobiłam sobie makijaż. Trochę mocniejszy niż zwykle, bo moja twarz jest dość zmęczona. Włosy rozpuściłam i podkręciłam trochę lokówką, żeby układały się w fale. Zadowolona z efektu, zeszłam na dół po schodach. Tym razem zdecydowałam, że powiem mamie prawdę. To znaczy prawie.
J: Mamo, idę dzisiaj z Zayn’em do kina. Nie wiem o której wrócę. – udawałam szczęśliwą z tego wyjścia.
M: Dobrze. – uśmiechnęła się na wspomnienie o Zayn’ie. – Tylko jak będziesz miała zamiar u niego zostać, to zadzwoń, okey?
J: Nie będę miała takiego zamiaru. – wymamrotałam.
Mama nie zareagowała i wróciła do mycia naczyń. Nie kontynuowałam rozmowy i weszłam do salonu. Usiadłam na sofę i zaczęłam przeskakiwać po kanałach. Jak zwykle, nic ciekawego w tej telewizji. Serio, mogłabym sobie pójść do kina zamiast szlajać się z tą wywłoką po jakichś wielkich domach. Na myśl o Zayn’ie przeszły mnie ciarki. No i oczywiście wywołałam wilka z lasu, bo po kilku sekundach zadzwonił dzwonek do drzwi.
J: Ja otworzę, mamo! – rzuciłam.
Podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Gdy zobaczyłam chłopaka, od razu przewróciłam oczami z niechęcią i głośno westchnęłam.
Z: Ciebie też miło widzieć, Alex. – powiedział uśmiechnięty.
Co z nim? Na początek udaję miłego, wesołego. Jego przyjazne nastawienie mnie zadziwia. Rozkręca się dopiero po kilkunastu minutach i zaczyna swoje… Nawet nie wiem jak to gówno nazwać. Rozmyślając, zapomniałam spuścić wzroku z jego twarzy i gapiłam się na niego bezczelnie.
Z: Czemu się tak patrzysz? Podobam ci się, czy jak?
J: Co? Nie, po prostu myślałam, jaki jesteś kurewsko pojebany. – posłałam mu sztuczny uśmiech.
Z: Ach, tak myślałem. – zmarszczył brwi. – Chodź.
Skinął głową, a ja ubrałam buty (tym razem trampki) i wyszłam za nim z mieszkania. Jego auto zaparkowane było tam gdzie zawsze. O ile można powiedzieć: „zawsze od dwóch dni” . Otworzyłam sobie drzwi i wsiadłam. Nie chciałam, żeby ten patafian mi w jakikolwiek sposób pomagał. Po chwili jechaliśmy w ciszy z prędkością światła. Albo jeszcze szybciej.
J: Długo tam będziemy? – przerwałam spokój.
Z: Nie wiem. Krótko. – odburknął.
J: To dobrze. Nie chcę spędzać z tobą zbyt wiele czasu. – mruknęłam niedbale.
Z: Czemu? – spojrzał na mnie odrywając wzrok od drogi.
J: Jeszcze pytasz? Domyśl się. – odparłam zdziwiona.
Z: Masz szczęście, że w ogóle z tobą rozmawiam. Dużo dziewczyn chciałoby być teraz na twoim miejscu.
J: Uwierz mi, że nie. Gdybym wiedziała, że tak to będzie wyglądać, nigdy bym się nie zgodziła.
Z: Przecież jesteś ze mną dopiero drugi dzień. Jeszcze nie zdążyłaś poznać prawdziwego mnie. – odpowiedział zadowolony.
J: Naprawdę? To potrafisz być jeszcze gorszy? Chyba zaraz wyskoczę z tego auta. Wolę zginąć w tym momencie niż poznać cię głębiej. Nie widziałam większego chuja od ciebie, a ty mówisz, że to jeszcze nie jest prawdziwy Zayn? Zajebiście.
Z: Nic nie rozumiesz, maleńka. Jesteś taka głupia.
J: Tak, wiem. Jestem głupia, że w to weszłam. – jak on może mówić mi takie rzeczy?
Nie odpowiedział, tylko zaśmiał się cicho pod nosem.

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 8

Obudziło mnie chłodne powietrze. Trochę czasu zajęło mi przetworzenie, gdzie właściwie jestem. Otworzyłam leniwie oczy, ale promienie słońca skutecznie mi to uniemożliwiały. Przykryłam głowę kołdrą i odwróciłam się na drugi bok.
Z: Wstań. – usłyszałam twardy głos.
J: Jeszcze nie. – marudziłam.
Z: Jest 10.30. – odparł chłopak niewzruszony.
Nie widziałam jego twarzy, ale na pewno wyrażała ona złość i dezaprobatę.
J: No i co z tego? – wymamrotałam z zakrytą głową.
Z: Za pół godziny masz zajęcia.
J: Co mnie to obchodzi, chcę spać. – zajęczałam zaspana.
Z: Wstawaj, do cholery! Wypierdalaj z tego łóżka.
Trochę zdziwiły mnie jego słowa i ton głosu. Nie były to jakieś żarty. Naprawdę właśnie wywalał mnie z łóżka. Kurwa, już go nienawidzę. Odwróciłam się na drugą stronę i zobaczyłam chłopaka siedzącego na krześle po drugiej stronie pokoju. Zmrużyłam oczy i odkryłam się. Wstałam i od razu zatrzęsłam się z zimna. Spojrzałam na okno. Było otwarte na oścież. Zayn otworzył okno. Nie pomyślał, że będzie mi zimno? No super. Jeszcze jakby tego było mało, stoję tu przed nim w samej bieliźnie. Po prostu zajebiście. Przewróciłam oczami i sięgnęłam po moją sukienkę, która wisiała na oparciu łóżka. Wciągnęłam ją przez nogi i zaczęłam siłować się z zamkiem. Za cholerę nie mogłam się zapiąć. Nagle poczułam czyjeś ciepłe dłonie na moich plecach. Odskoczyłam lekko i zobaczyłam, że to Zayn.
Z: Pomogę ci.
Wzruszyłam ramionami i pozwoliłam mu zapiąć zamek. Gdy to zrobił, przeniósł ręce na moje biodra, na co gwałtownie obróciłam się w jego stronę.
J: Nie dotykaj mnie więcej. – syknęłam.
Z: Jesteś moją dziewczyną, mogę cię dotykać kiedy chcę.- zaśmiał się szyderczo.
J: Nie, nie możesz. Nie jestem twoja. I nigdy nie będę. Sądzę, że żadna dziewczyna nigdy nie będzie. – chłopak zmrużył oczy i złapał mnie mocno za ramię.
Z: Wiesz ile miałem panienek? W nocy każda jest moja. Mógłbym cię przerżnąć kiedy tylko bym chciał. Każda mi ulegnie. Nawet taka suka jak ty.
J: Nigdy. Wiesz jakim jesteś chujem, Zayn? Znam cię tak krótko, a już mogę to stwierdzić. Puść mnie.
Z: Nie zgrywaj takiej niedostępnej. Wiem, że na pewno chciałabyś mnie poczuć. – zaśmiał się.
J: Na początku wydawałeś się w miarę miły. Stwierdziłam nawet, że jesteś przystojny. Teraz już wiem, czemu żadna cię nie chce.
Z: Nic nie wiesz. – burknął.
J: Chyba wiem za dużo. Żałuję, że cię poznałam. Że zmarnowałam na ciebie jakikolwiek czas. Po co w ogóle bawisz się w udowadnianie rodzicom jaki jesteś święty? Przecież twój ojciec wie, że każdej nocy masz inną laskę. Wspominał coś jeszcze o krzywdzeniu. Pamiętasz?
Z: Nikogo nie krzywdzę. – jego uścisk na moim ramieniu dalej się powiększał.
J: Nie? Myślisz, że dziewczyny lubią jak budzą się rano, a ciebie tam już nie ma?
Z: One wiedzą, że mnie tam nie będzie. Nie śpię z dziewczynami. Uprawiam z nimi seks, a potem od razu wychodzę. Albo one wychodzą ode mnie. Żadna się nie sprzeciwia. Po prostu wszystkie pragną, żebym chociaż raz je przeleciał.
J: Jesteś psychicznie chory. To nie jest normalne. Czy ty nie masz uczuć? – czułam jak cała moja ręka drętwieje pod wpływem ucisku jego dłoni.
Z: Nie mam. A z resztą, co cię to obchodzi? Wypierdalaj z tego domu. – w końcu mnie puścił.
Potarłam moje lewe ramię drugą ręką w celu uśmierzenia bólu, ale nic nie pomogło. Na pewno będę mieć siniaka. I to niemałego. Wsunęłam w pośpiechu szpilki na stopy i wyszłam z pokoju. Od razu zeszłam po schodach. Nie zachodziłam nawet do kuchni, ani do salonu, żeby nie musieć żegnać się z rodzicami Zayn’a. Po chwili wyszłam na zewnątrz. Było chłodno. Wyjęłam z torebki sweterek i zarzuciłam go sobie na ramiona. Świetnie, musze wracać pieszo. Teraz będę godzinę zapierdalać do domu, bo jaśnie pan się obraził.  Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam iść. Na dodatek mam na sobie wysokie obcasy. I jestem niewyspana. Po prostu super. Szłam ulicą nie myśląc praktycznie o niczym. Co jakiś czas wyklinałam tylko w duchu tego cholernego Malika. Do mieszkania doszłam, tak jak zakładałam, po około godzinie. Weszłam do domu i od razu zrzuciłam z siebie buty. Moje stopy odetchnęły z ulgą. Z kuchni wybiegła moja mama.
M: Gdzieś ty była całą noc?! Czemu nie zadzwoniłaś?!
J: Przepraszam mamo. Nie zadzwoniłam, bo telefon mi się rozładował. Zostałam u koleżanki na noc, bo byłam zmęczona po kinie i zakupach. – tyle kłamstw w jednym zdaniu.
M: A Zayn nie mógł cię odwieźć?
J: Um… Nie, bo on… Wrócił wcześniej do domu.
Dlaczego musze tak kłamać? To wszystko przez tego zasranego kutasa. Mama westchnęła głośno i wróciła do kuchni. Chyba uwierzyła. Weszłam po schodach i po wejściu do pokoju, od razu opadłam na łóżko. Jest już 11.45 i nie mam najmniejszego zamiaru iść dzisiaj do szkoły choćby na jedną lekcję. Już wolę, żeby mnie wyrzucili. Cóż, ostatnio Zayn dość często mnie wyrzucał z różnych miejsc, więc wywalenie ze szkoły nie zrobi na mnie zbytniego wrażenia. Ściągnęłam z siebie sukienkę i zmieniłam bieliznę. Ubrałam się w luźne dresy i położyłam się z powrotem do mojego kochanego łóżeczka. Zasnęłam momentalnie.

piątek, 7 marca 2014

Rozdział 7

Z: Co to, kurwa, było?! – wysyczał mi prosto w twarz.
J: Jak to co? Jeśli jesteśmy w związku, to chyba możemy zostać na noc u twoich rodziców, prawda? Po prostu wczuwam się w rolę, żebyś nie miał do mnie pretensji o źle wykonywaną pracę. – uśmiechnęłam się sztucznie.
Z: Więcej nie podejmuj decyzji za mnie. Nie chciałem tu spać, ale ty oczywiście musiałaś coś wypalić. Zrozumiano? Nigdy więcej. Nie odpowiadaj nie pytana. – powiedział niskim głosem.
J: Co? Będę sobie mówiła co będę chciała. Przepraszam bardzo, ale to ty zaproponowałeś mi ten układ. A poza tym, nie będziesz mi rozkazywać co mam mówić, a co nie. Nie jestem twoją własnością.
Z: Jesteś dziewczyną, więc powinnaś się mnie słuchać. Nie bądź taka zaborcza. – żyła na jego czole niemiłosiernie pulsowała, a wyraz jego twarzy wyrażał jedynie złość.
J: I co z tego, że jestem dziewczyną? To znaczy, że możesz mną rządzić? Jeśli tak uważasz, to grubo się mylisz, kolego. Jesteśmy w Anglii, wolnym kraju i mogę mówić co mi przyjdzie na myśl. – wysyczałam.
Chłopak odsunął się trochę i spuścił ręce, którymi tamował mi drogę.
Z: Nigdy więcej tego nie rób.
Chciałam mu coś odpowiedzieć, ale ostatecznie powstrzymałam się od dalszej kłótni. Wyminęłam chłopaka i wskoczyłam na łóżko.
Z: Co ty robisz?
J: Siadam na łóżko i zaraz pójdę spać. – powiedziałam bardzo powoli.
Z: Nie będziesz tu spać. – odpowiedział chłodno.
J: Co? Jak to nie będę tu spać? To gdzie? – byłam bardzo zdziwiona.
Z: W pokoju obok.
J: Acha…
Poczułam się trochę urażona tym, że praktycznie wyrzuca mnie ze swojego pokoju, więc spuściłam wzrok i wstałam. Złapałam torebkę i ruszyłam w stronę drzwi po chwili je otwierając.
Z: Drzwi po lewej. – krzyknął chłopak za mną.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i weszłam do pomieszczenia obok. Było o wiele mniejsze od pokoju Zayn’a. Pod ścianą stało niewielkie łóżko, które przy ogromnym łożu chłopaka wyglądało zabawnie. Po prawej stronie stała szafa, a na niej wisiało duże lustro. Na lewo od łóżka było średnich rozmiarów okno. Podeszłam do łóżka i rzuciłam na nie torebkę. Mogłam nie zgadzać się na to nocowanie, bo nawet nie mam w czym spać. Normalny chłopak dałby mi swoje ciuchy, albo coś w tym stylu, ale Zayn tylko wyrzucił mnie ze swojego pokoju. Nie dziwię się, że nie ma dziewczyny. Naprawdę. Nawet nie wiem gdzie jest łazienka. Postanowiłam poszukać jej na własną rękę, więc z powrotem wyszłam na korytarz. Po mojej prawej jest pokój Zayn’a, więc to na pewno nie łazienka. Jest tu tyle różnych drzwi. Spojrzałam w lewo. Może to tam. Otwierałam po kolei każde drzwi, ale spotykałam tylko normalne pokoje. Co to jakiś hotel, czy jak? W końcu postanowiłam otworzyć drzwi, które znajdują się naprzeciwko „mojego” pokoju. W końcu trafiłam! Łazienka jest ogromna. Jego rodzice chyba mają kupę kasy. Swoją drogą, ciekawe czym się zajmują. Już chciałam zamknąć drzwi, gdy napotkałam opór. Odwróciłam się i zobaczyłam twarz Zayn’a.
Z: Co robisz?
J: Idę wziąć prysznic. – odpowiedziałam zdziwiona.
Z: Powinnaś się zapytać.
J: Co?! Czy ty, kurwa, jesteś nienormalny? Serio, nie mogę się wykąpać? Nie mogę nic mówić, myć się, decydować o sobie… Nie dziwię się, że nie masz dziewczyny.
Z: Zamknij się. Weź ten cholerny prysznic i połóż się spać. – odpowiedział oschle.
J: Jesteś pojebany. Ostro pojebany. – zamknęłam mu drzwi przed nosem i zamknęłam je na klucz.
No to teraz przesadził. Co to ma w ogóle być? On jest chyba jakiś chory umysłowo. Czy on myśli, że ma nad wszystkim kontrole i może wszystkimi rządzić? Co on, władca świata, czy jak? Szybko zdjęłam z siebie sukienkę i położyłam ją na szafce. Ściągnęłam bieliznę i także ją odłożyłam. Zaraz będę musiała założyć to z powrotem, bo przecież nie mam piżamy. Weszłam pod prysznic i zasunęłam zasłonkę. Odkręciłam gorącą wodę, która po chwili trochę mnie uspokoiła. Zamoczyłam także włosy, zapominając kompletnie o braku suszarki, czy nawet szczotki. I jeszcze ręcznika nie mam. Co ja w ogóle robię? Zakręciłam wodę i popatrzyłam po łazience. Może w szafce są jakieś czyste ręczniki. Wygramoliłam się spod prysznica i szybko przebiegłam przez łazienkę. Byłam cała mokra, a z moich włosów skapywała woda. Na szczęście w szafce było kilka białych, świeżych ręczników, więc jednym owinęłam włosy, a drugim wytarłam ciało. Zamoczyłam jeszcze twarz, zmywając cały makijaż. Na szczęście mam tusz do rzęs w torebce, więc chociaż tyle będę mogła zrobić. Ściągnęłam przemoczony ręcznik z włosów i jeszcze raz je wytarłam. Postanowiłam pójść owinięta drugim ręcznikiem do pokoju. W końcu jest on naprzeciw, kilka kroków stąd. Złapałam bieliznę i sukienkę w dłoń i otworzyłam drzwi. Wyszłam na korytarz i zrobiłam krok w stronę mojego pokoju. Nagle usłyszałam kroki po mojej lewej stronie. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam Zayn’a zmierzającego w moją stronę.
Z: Skończyłaś już? – powiedział bez jakichkolwiek emocji.
J: Tak. Nie widać?
Z: Widać. – podszedł do mnie bliżej. – Nie odzywaj się do mnie w taki sposób.
J: W jaki? Ty jesteś jakimś tyranem, czy jak? Wszystkich tak traktujesz?
Z: Wszystkich, którzy się mnie nie słuchają. – zmierzył mnie wzrokiem. – Masz coś pod tym ręcznikiem?
J: Nie. A co cię to obchodzi? – odparłam szybko.
Z: Przeleciałbym cię tu i teraz. – patrzył na mnie z pożądliwością w oczach.
J: Co?! Weź się lecz człowieku. Z tobą naprawdę jest coś nie tak. – wyminęłam go i zatrzasnęłam za sobą drzwi od mojego pokoju.
Szczerze żałuję, że tych drzwi nie można zamknąć na klucz. Co jak ten psychiczny zboczeniec wejdzie tu w nocy i mnie zgwałci? Nie, to mało prawdopodobne. Chociaż… Lepiej nie będę o tym myśleć, bo w ogóle dzisiaj nie zasnę. Zrzuciłam z siebie ręcznik i najszybciej jak tylko mogłam założyłam stanik i majtki. Na wypadek, gdyby Zayn tu nagle wszedł. Wzięłam koc, który leżał złożony na łóżku i owinęłam się nim. Sięgnęłam do torebki po paczkę papierosów i wyjęłam jednego. Nie jestem pewna, czy tu można palić, ale na pewno nie spytam się o to Zayn’a. Po prostu otworze okno. Tak też zrobiłam. Z zewnątrz dochodził do mnie nieprzyjemny chłód, ale zignorowałam to. Oparłam się łokciami o parapet i wystawiłam głowę przez okno. Odpaliłam papierosa i po chwili zaciągałam się jego dymem. Miałam stąd widok na tylnią cześć podwórza Kate i Bob’a. Była tu ładna, biała altanka, długi stół i krzesła. Wszędzie posadzone były kwiaty w dużych donicach. Na środku  umieszczona była także mała, okrągła fontanna, z której nieustannie wylatywała woda. Ładnie tu. Skończyłam palić i zamknęłam okno. Dopiero teraz zauważyłam jak cholernie mi zimno. Podbiegłam do łóżka i wskoczyłam pod chłodną kołdrę. Chyba nigdy nie spałam w bieliźnie, ale teraz nie mam innego wyjścia. Nie będę przecież spać nago. Na pewno nie tutaj. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Trochę mi to zajęło, ponieważ moja głowa przepełniona była myślami o dzisiejszym dniu. O pojebanym chłopaku, jej przemiłej matce, dziwnym ojcu i tym pięknym domu. I o tym, czemu ja do cholery się na to wszystko zgodziłam?!

czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 6

Z: Powiedziałaś mamie, że wychodzisz ze znajomymi? – spytał po chwili.
J: Tak. A co miałam powiedzieć? „ Cześć mamo, idę do rodziców chłopaka, którego przedwczoraj poznałam i udaję, że jestem jego dziewczyną.” Tak, to by ją zapewne uspokoiło.
Zayn nie odpowiedział, tylko lekko się uśmiechnął i utkwił wzrok w drodze przed nim. Jechaliśmy przez około pół godziny w zupełnej ciszy. W końcu auto zatrzymało się na przedmieściach, przy wielkim, białym domu. Serio? To jest ich dom? Z zewnątrz wyglądał na bardzo duży i zadbany.
Z: Tylko bądź grzeczna. – powiedział z powagą w głosie.
J: Zawsze jestem. – odparłam równie poważnie.
Z: Masz się mnie słuchać.
J: Dobra, przestań już, bo zaraz się rozmyślę. – rzuciłam i chciałam sięgnąć do klamki drzwi, ale przypomniałam sobie, że pewnie są zamknięte. Zayn zaśmiał się pod nosem i wyszedł z pojazdu, by po chwili otworzyć drzwi z mojej strony i podać mi rękę. Zaakceptowałam gest i złapałam za jego dłoń, bo byłam pewna, że sama nie dam rady wyjść stąd w szpilkach. Chłopak uśmiechnął się i zamknął za mną drzwi, nie puszczając przy tym mojej ręki. Jego palce były ciepłe i oplatały całą moją dłoń. Ruszył w stronę wielkiej bramy, a ja poszłam za nim, ponieważ jak nie patrząc, nie miałam innego wyjścia. Po chwili otworzył mniejszą bramkę i szliśmy już dróżką wyłożoną jakby marmurową kostką. Prowadziła ona do wielkich, ciemnych drzwi, które kontrastowały z białymi ścianami domu. Chłopak otworzył drzwi bez pukania i weszliśmy do środka. Widok zaparł mi dech w piersiach. Całe wnętrze urządzone było w kolorach bieli z czarnymi elementami. Obszerny korytarz, po prawej wejście do wielkiego salonu. Nie ściągając butów, poszliśmy dalej. Weszliśmy do salonu i zauważyłam na kanapie siedzącego mężczyznę, który po chwili odwrócił się w naszą stronę i wstał. Nagle poczułam ciepły oddech przy moim uchu.
Z: To mój ojciec, Bob. Moja mama to Kate. – wyszeptał mi wprost do ucha.
B: Dzień dobry synu. – powiedział poważnie. – Widzę, że przyprowadziłeś ze sobą jakąś młodą damę. Przedstawisz mi ją?
Z: To jest Alex Green. Moja dziewczyna. Alex, to jest mój tata, Bob. – powiedział to bez żadnego śladu uśmiechu na twarzy.
B: Twoja dziewczyna? Taka jak reszta? – zaśmiał się szyderczo.
Z: Nie tato. Prawdziwa dziewczyna. Nie zaczynaj znowu. – odpowiedział chłodno.
B: Czego mam nie zaczynać? To ty nie zaczynaj! Myślisz, że jestem głupi? Wiesz, że je ranisz, prawda? – o co tu do jasnej cholery chodzi?
Z: Nikogo nie ranię. Mama zaprosiła mnie na obiad, więc jestem. Jeśli mam dziewczynę, to chyba mogę z nią przyjść, tak?
B: Jeszcze gdybyś wiedział, co to znaczy ‘mieć dziewczynę’, to wszystko byłoby dobrze. Bawisz się z nimi i dobrze o tym wiesz. Bawisz się też z nami. Wiesz, że matka ciągle się na tobie zawodzi? Sława naprawdę uderzyła ci do głowy. I nie tylko sława.
Z: Skończ.
Zayn odwrócił się na pięcie i pociągnął mnie za sobą w stronę białych drzwi. Zacisnął moją dłoń jeszcze bardziej, a po chwili znaleźliśmy się w kuchni. Przed kuchenką stała średniego wzrostu kobieta, zapewne matka Zayn’a. Gdy usłyszała nasze kroki, obróciła się w nasza stronę i szeroko uśmiechnęła. Byłam trochę oszołomiona sytuacją sprzed paru sekund, ale wymusiłam na sobie uśmiech, który chyba i tak wyglądał zbyt sztucznie.
K: Zayn! A jednak przyszedłeś! I to nie sam! – kobieta podeszła do mnie bliżej i uścisnęła moją dłoń, która przed chwilą puścił Zayn. – Kim jesteś, kochana?
J: Alex. – odpowiedziałam krótko.
K: Ach, piękne imię. Jesteś znajomą Zayn’a? – spytała usmiechnięta.
Z: To moja dziewczyna.
Na te słowa uśmiech na twarzy kobiety wzrósł jeszcze bardziej i jakby cała zaczęła promienieć. Zbliżyła się do mnie i szybko zamknęła moje ramiona w uścisku. Byłam trochę zdziwiona jej reakcja, ale odwzajemniłam miły gest. Gdy w końcu kobieta się ode mnie oderwała, spojrzała mi w oczy, nadal szeroko się uśmiechając.
K: Mów mi Kate, kochana! Och, jak ja się cieszę, że Zayn w końcu sobie kogoś znalazł. Mam nadzieję, że na dłużej tym razem. – ostatnie zdanie wypowiedziała nieco smutniej, ale nadal się uśmiechając.
Z: Mamo, możemy już zacząć jeść? – spytał zniecierpliwiony.
K: Pewnie! Siadajcie do stołu, już wszystko naszykowane.
Chłopak znowu złapał mnie za rękę i zaprowadził do ogromnej jadalni. Odsunął mi krzesło, więc wygodnie się na nim usadowiłam. Sam zajął miejsce po mojej lewej stronie. Po chwili do pomieszczenia wszedł ojciec Zayn’a i usiadł naprzeciwko chłopaka. Jego żona zajęła miejsce tuż obok niego, naprzeciw mnie. Bob zaczął nakładać puree ziemniaczane i kawałek kurczaka. Zayn skinął do mnie głową, żebym zrobiła to samo. Posłuchałam go i nałożyłam sobie niewielką porcję jedzenia. Po chwili wszyscy jedli w ciszy, którą po kilku minutach przerwała Kate.
K: Czym się zajmujesz Alex? – zapytała uśmiechnięta.
J: Jeszcze uczę się w liceum. Jestem w ostatniej klasie. – próbowałam powiedzieć to w najbardziej uprzejmy sposób.
K: Ach, chodzicie do tej samej szkoły z Zayn’em?
J: Tak, ale do innych klas.
K: A co planujesz robić, gdy skończysz szkołę?
J: Jeszcze nie jestem do końca pewna. Pewnie pójdę na jakieś studia, ale co do kierunku, to jeszcze nie zdecydowałam. – zaśmiałam się.
K: To cudownie. A jak poznałaś Zayn’a?
To pytanie trochę zbiło mnie z tropu. Miałam powiedzieć, że poprosił mnie o podpalanie papierosa w jakiejś zapomnianej już ulicy Londynu w środku nocy? Chyba nie.
J: Na wycieczce szkolnej. Byliśmy w kinie i Zayn usiadł koło mnie. Potem umówiliśmy się w kawiarni i dalej to już potoczyła się samo. – zmusiłam się do szerokiego uśmiechu.
Kątem oka widziałam, że Zayn uśmiecha się lekko na moją odpowiedź. Chyba jest ze mnie zadowolony.
K: Ale romantyczne! A jak długo się już znacie? – kontynuowała przesłuchanie.
J: Jakieś 3 miesiące. – skłamałam.
Z: Mamo, może już koniec tych pytań?
K: Synku, przecież wiesz jak się cieszę, że w końcu znalazłeś sobie miłość życia.
Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale z grzeczności tylko się uśmiechnęłam.
Z: Tak, wiem.
Dalsza konwersacja dotyczyła mojego życia, zainteresowań, mojej przyszłości z Zayn’em. Tak, było bardzo ciekawie. W końcu tematy chyba się wyczerpały, bo zapadła cisza.
Z: To my już pójdziemy. – wstał od stołu.
K: Zostańcie na noc! Twój pokój jest nadal gotowy na przyjęcie gości, nic nie zmienialiśmy. – ach, czyli Zayn nie mieszka już z rodzicami.
Z: Nie, myślę, że to zły pomysł. Alex musi jutro iść do szkoły i takie tam.
Poczułam nagły przypływ odwagi. Chce mieć „prawdziwy udawany związek” , to będzie go miał.
J: A ja bardzo chętnie bym została. Jutro zajęcia zaczynają się od 11.00, myślę, że spokojnie zdążymy. – uśmiechnęłam się szeroko nie patrząc za Zayn’a.
K: Cudownie! To już idźcie na górę, a ja tu posprzątam. – odparła wniebowzięta.
Zayn złapał mnie mocno za rękę i pociągnął w stronę schodów. Popatrzyłam na niego kątem oka. Chyba nie był zbytnio zadowolony. Po wejściu na górę, otworzył drugie drzwi po lewej i wciągnął mnie do środka. Zamknął z hukiem drzwi i przyparł mnie do nich, kładąc ręce po obu stronach mojej głowy, na drewnianej powierzchni drzwi.

środa, 5 marca 2014

Rozdział 5

Obudził mnie nieznośny dźwięk budzika ustawionego na telefonie. Przeszukałam dłonią pościel, aż w końcu natrafiłam dłonią na zagubiony przedmiot. Wyłączyłam denerwującą aplikację i spojrzałam na godzinę. Tak jak zaplanowałam. Z niechęcią zwlokłam się z łóżka i skierowałam się wprost do mojej łazienki. Postanowiłam nie brać prysznica, bo zwyczajnie mi się nie chciało. Odbębniłam codzienna toaletę i przebrałam się w ciuchy odpowiednie do szkoły. Szara bluzka, jasne jeansy. Włosy zaplotłam w luźnego warkocza opadającego na moje prawe ramię. Złapałam za torbę, po czym włożyłam do niej kilka niezapisanych zeszytów i długopis. Nie zapomniałam również o paczce niezbędnych papierosów i telefonie, które wepchała do kieszeni od spodni. Zeszłam na dół i zarzuciłam na siebie ciemno zieloną kurtkę. Wciągnęłam na nogi czarne trampki i wyszłam z domu. Moi rodzice byli chyba w pracy. Skierowałam się w stronę Crocks, żeby móc coś zjeść. Mogłabym zrobić to w domu, ale mam ochotę na coś słodkiego. Po 20 minutach doszłam do celu i otworzyłam drzwi, czemu towarzyszył przyjemny dźwięk dzwoneczków. Od razu po wejściu, przywitała mnie uśmiechem przyjazna blondynka. Usiadłam przy stoliku blisko okna, a Rita podeszła bliżej.
R: Cześć Alex. Co podać? – powiedziała nadal uśmiechnięta.
J: Cześć. Kawę i pączka. – odwzajemniłam uśmiech.
Dziewczyna skinęła głową i po pięciu minutach wracała już z moim zamówieniem. Z apetytem zjadłam świeżego pączka, popijając gorącą kawą. Takie śniadanie lubię. Po zjedzeniu, wyszłam z lokalu i skierowałam się w stronę przystanku. Akurat zdążyłam na autobus, na co bardzo się ucieszyłam. Weszłam do długiego pojazdu i kupiłam bilet w dwie strony. Po krótkim czasie byłam już pod szkołą. Znienawidzony przeze mnie budynek. W sumie nie byłoby tak źle, gdyby chodzili tu jacyś normalni ludzie. A tak, nie mam nawet z kim pogadać. No oprócz dyrektora, który zawsze ma mi coś do powiedzenia. Tak samo ja jemu. Lekcje w szkole ciągnęły się niemiłosiernie długo. W sumie i tak nic nie słuchałam, więc praktycznie mogłabym tu nie przychodzić. No ale frekwencja. Nie mam zamiaru przechodzić przez tą klasą jeszcze raz. Nie mam na to najmniejszej ochoty. Zadzwonił długo wyczekiwany dzwonek na przerwę, więc wyszłam z pośpiechem na korytarz. Roiło się tu od wymalowanych panienek i ulizanych chłoptasi. Czemu wybrałam tą szkołę? Sama nie wiem, chyba była najbliżej. Wyjęłam telefon z kieszeni w celu sprawdzenia godziny. Jest już 15.00. To chyba mój pierwszy raz, kiedy zostałam w szkole przez wszystkie lekcje. No nie licząc pierwszej lekcji, na którą jednak nie zdążyłam. Skierowałam się w stronę wyjścia, żeby w końcu móc zaczerpnąć świeżego powietrza. Usiadłam na ławce obok przystanku i cierpliwie czekałam na autobus. Po 10 nudnych minutach w końcu nadjechał. Wgramoliłam się do środka i zajęłam miejsce blisko wyjścia. Autokar był prawie pusty. Po kilkunastu minutach byłam już przed moim domem. Postanowiłam jednak zapalić papierosa, zanim wejdę do środka. Wyciągnęłam jednego z paczki i odpaliłam od zapalniczki. Stanęłam pod ścianą w bocznej ulicy, żeby nikt z sąsiadów mnie nie zauważył. Może i jestem pełnoletnia, ale rodzice nieźle by się wkurzyli. Jak do tej pory, nie wiedzą nic o moim nałogu. Przynajmniej tak mi się wydaje. Gdy skończyłam, weszłam do mieszkania i ściągnęłam buty. Moja mama siedziała w salonie. Taty jeszcze nie było. Przywitałam się z rodzicielką i usiadłam obok niej.
J: Zaraz wychodzę spotkać się ze znajomymi. – zaczęłam.
M: Dobrze. Tylko nie wróć zbyt późno.
J: Okey, nie martw się. Tylko pamiętaj, że jestem pełnoletnia. – wyszczerzyłam się, na co moja mam zmierzyła mnie wzrokiem.
M: Dobra, dobra, nie chwal się tym tak. Jak będziesz chciała zostać dłużej u tych twoich znajomych, to daj mi znać. Telefon chyba masz no nie?
J: Nie, nie mam mamo…
Matka tylko westchnęła i powróciła do oglądania jakiegoś dennego teleturnieju. Wlazłam po schodach na górę, wprost do mojego pokoju. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, który przed chwilą wybił godzinę 16.00. Mam jeszcze godzinę. Poszłam do łazienki i wzięłam orzeźwiający prysznic, używając waniliowego żelu do mycia ciała. Umyłam także włosy, a po wyjściu wysuszyłam je suszarką. Ubrałam czarny, koronkowy stanik i pasujące do tego majtki. Nie lubię nosić niedopasowanej bielizny. Wróciłam do pokoju i nałożyłam przyszykowaną wcześniej sukienkę. Z powrotem wróciłam do łazienki i zrobiłam sobie makijaż, używając do tego jedynie tuszu do rzęs i odrobiny pudru. Kolejny fakt o mnie- nie lubię mieć tapety na ryju. Umyłam jeszcze zęby, po czym usiadłam na łóżku. Zaczęłam myśleć, po co ja właściwie zgadzałam się na takie gówno. No ale cóż, obiecałam pomóc Zayn’owi, więc dotrzymam słowa. Czy to jest w ogóle pomoc? Nie wiem jak on to widzi. W ogóle jest dziwny. Wstałam z łóżka, po czym je pościeliłam. Podeszłam do krzesła i wsunęłam na nogi czarne szpilki. Przeszłam kilka kroków w celu przyzwyczajenia się do nowego obuwia. Chodzenie na obcasach idzie mi o dziwo całkiem dobrze. Chociaż byłoby o wiele lepiej, gdybym robiła to częściej. Po chwili z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. To pewnie on. Wypuściłam głośno powietrze i z powrotem wzięłam głęboki oddech. Przy jego rodzicach muszę być dla niego miła. Chyba. Na pewno. Zeszłam na dół i zobaczyłam chłopaka ubranego w czarne, dosyć obcisłe spodnie, biały t-shirt i czarną, skórzaną kurtkę. Zmierzył mnie wzrokiem, po czym szeroko się uśmiechnął. Przewróciłam oczami i podeszłam do wieszaka. Założyłam na siebie czarny sweterek, którego nie zapięłam.
J: Idę mamo! – krzyknęłam na tyle głośno, żeby mnie usłyszała.
M: To są ci twoi znajomi? – spytała wchodząc na przedpokój.
J: Um… Właśnie do nich jedziemy. –wykręciłam się i szybko wyszłam na zewnątrz.
Auto Zayn’a czekało już na moim podjeździe. Podeszłam do niego i otworzyłam sobie drzwi. Weszłam niezdarnie do środka. O wiele trudniej robi się to w szpilkach. Na serio, nie polecam. Chłopak zamknął za mną drzwi i usiadł na swoim miejscu. Przekręcił kluczyk w stacyjce i gwałtownie ruszył, na co wbiłam się w fotel.

***
Dodaję tak szybko, bo się wstydzę za ten poprzedni. Ten też jest tragiczny, ale za to w następnym będzie się działo.

Rozdział 4

Po dostaniu naszej zamówionej kawy, siedzieliśmy jeszcze przez chwilę w ciszy, dopóki każde z nas nie przestało pić.
Z: Jutro będę po ciebie o 17.00. Pojedziemy na obiad do moich rodziców. Ubierz się ładnie. Najlepiej w sukienkę.
J: Taa i co jeszcze…
Z: Na pewno buty na obcasie i jakiś fajny makijaż. – czy on nie wyczuwa ironii?
J: Dobra, przestań. Zastanowię się. Muszę wracać do domu.
Wstałam do stołu i tym razem udało mi się wyjść z kawiarni bez zatrzymywania. Zaczęłam iść chodnikiem w stronę domu, gdy nagle usłyszałam za sobą męski głos.
Z: Gdzie ty idziesz?
J: Do domu. – odburknęłam.
Z: Odwiozę cię przecież. Jak to by wyglądało? Pojechałaś gdzieś ze swoim chłopakiem, a teraz wracasz bez niego.
J: Nie jesteś moim chłopakiem.
Z: Tak jakby jestem .
Przewróciłam oczami i ruszyłam za Zayn’em do jego samochodu. Coś czuję, że on nie akceptuje odmowy. W żadnej sprawie. Weszłam do samochodu, pozwalając mu tym razem otworzyć przede mną drzwi. Po chwili również wsiadł do auta i ruszył z piskiem opon. Po 5 minutach byliśmy pod moim domem. To niezwykłe, jak on szybko jeździ po tak zatłoczonym mieście jakim jest Londyn. Spróbowałam wyjść z samochodu, ale drzwi były zamknięte. Poczekałam cierpliwie, zanim chłopak otworzył mi łaskawie drzwi od zewnątrz. Rzuciłam mu sztuczny uśmiech i weszłam po trzech schodkach do drzwi wejściowych.
Z: Do jutra. – rzucił.
J: Do jutra.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Co ja właśnie zrobiłam? Na co ja do cholery się zgodziłam?! To wszystko jest jakieś popaprane. Lepiej nie będę teraz o tym myśleć, bo dostanę jakiegoś szału. Zaczęłam wchodzić po schodach do mojego pokoju, lecz zatrzymało mnie wołanie mamy.
M: Alex! Już jesteś? Jak było na randce?
J: Jakiej randce? To nie była randka. Zwykłe spotkanie. – tak i właśnie zaczęłam z nim chodzić „na niby”.
M: Och, ten chłopak jest cudowny. Musicie się bliżej poznać. Jest uroczy, prawda?
J: Czy ja wiem… - odpowiedziałam cicho.
Odwróciłam się i ruszyłam szybko po schodach. Tak, Zayn jest bardzo uroczy! Dobre żarty. Po tym, co mi zaproponował, nie mogę sądzić, że jest uroczy nawet w najmniejszym stopniu. A jak głupia się na to zgodziłam. Ale tak to już ze mną jest, że zgadzam się na jakieś tępe pomysły, bez rozmyślania nad ewentualnymi skutkami. Ściągnęłam z siebie wszystkie ciuchy i weszłam pod prysznic. Gorący strumień rozluźnił moje spięte mięśnie. Wytarłam się w ręcznik i założyłam piżamę. Postanowiłam iść jutro do szkoły, więc nastawiłam sobie budzik na 7.00. Po chwili namysłu, zmieniłam godzinę na 8.00. Chyba mogę spóźnić się na chociaż jedną lekcję, prawda? Przypomniałam sobie o jutrzejszym, nieszczęsnym obiedzie u rodziców Zayn’a, więc zaczęłam przeszukiwać swoją szafę w celu znalezienia czegoś odpowiedniego. Może nie za często chodzę w sukienkach, ale takowe posiadam. Najczęściej pokazuję się w nich na różnego typu imprezach, które zresztą ubóstwiam i dość często na nich jestem. Nie to, żebym dużo piła, czy coś w ten deseń, ale lubię czasami zaszaleć. Robię to oczywiście z rozsądkiem. Wierzcie lub nie, ale jeszcze nigdy nie poszłam do łóżka z przypadkowym facetem po imprezie. Tak w sumie to jeszcze nigdy tego nie robiłam. Nie uważam tego jednak za jakąś moją wadę. To, że jestem dziewicą, nie znaczy, że jestem sztywna i nie umiem się bawić. Nie chcę po prostu oddać tego co jest moje komuś, kto po jednej nocy ze mną zniknie i już nigdy go nie zobaczę. Może to trochę głupie, ale to tylko moja opinia. W żaden sposób nie kręci mnie tracenie dziewictwa w wieku 15 lat, bo to jest akurat w modzie. To, że jestem delikatnie zdemoralizowana, nie znaczy, że jestem jakąś dziwką. Ostatecznie wybrałam białą sukienkę, pokrytą w całości granatowa koronką. Na dole jest lekko rozkloszowana i sięga mi do połowy ud. Z tego co pamiętam, prezentuję się  w niej nieźle. Nie chcę wyglądać zdzirowato przy czyichkolwiek rodzicach. Nawet Zayn’a, którego praktycznie nie znam. Odłożyłam wybraną sukienkę i sięgnęłam po czarne szpilki, które leżały na dnie szafy. Postawiłam je obok krzesła i położyłam się do łóżka. Jest stosunkowo wcześnie, ale jeśli chcę jutro spędzić kilka godzin w szkole, to muszę być wypoczęta. Trudno mi było zasnąć, ale po godzinie mój umysł w końcu odpłynął.

***
Wiem, że nudny, krótki i ogólnie fatalny, ale musiałam...