wtorek, 25 listopada 2014

Harry 2



 Witam, witam! 
Nadchodzę z drugą częścią o Harry'm. Moim zdaniem jest słaba, ale nie mi to oceniać. Jak najdzie mnie wena, to napisze kolejną część. Mówię od razu, że nie wiem kiedy to nastąpi, bo ostatnio u mnie krucho z czasem, jak i z Internetem. Aktualnie przebywam w Irlandii u ciotki i nie zawsze mam tu dostęp do Wi-Fi. Takie życie. 

(Przepraszam za ewentualne przekleństwa w tekście. Szczególnie za pierwsze słowo...xd Czy czytają to dzieci?)


***
- Kurwa! – syknęłam potykając się o nieduży kamień.
Dlaczego zawsze muszę robić wszystko po ciemku? A no tak, kto normalny kąpał by się w rzece nago podczas dnia? W nocy to też wydaję się trochę dziwne… Czy ja mam jakąś obsesję na punkcie tej wody?
- Witam ponownie. – usłyszałam za sobą głos. Ten głos.
- Znów się spotykamy. – odpowiedziałam nie odwracając się.
Na moją twarz wpełzł uśmiech, którego na szczęście chłopak nie mógł zobaczyć.
- Co tym razem? – spytał zbliżając się do mnie.
- Nic takiego. Zwykła… kąpiel? – zmarszczyłam brwi.
- Więc na co czekasz?
Może na to, żebyś sobie poszedł? Chciałam się wykąpać bez ubrań! Spokojnie Rose. I tak jest ciemno, nic nie zobaczy.
Rozpięłam zamek bluzy, która po chwili leżała na ziemi i przeciągnęłam koszulkę przez głowę. Zsunęłam z nóg jeansowe spodnie, które rzuciłam obok starych trampek. Szybko rozpięłam stanik i odrzuciłam go w bok. Jeszcze tylko szybko wyskoczyłam z majtek i ruszyłam do zimnej wody.
Szeroki uśmiech znów zagościł na mojej twarzy. To naprawdę cudowne uczucie. Zanurzyć się w chłodnej wodzie o blasku księżyca. Zawsze zastanawiałam się jak to jest… Już teraz wiem. Cudownie.
Zaczęłam powoli płynąć, by po chwili zanurkować i znów się wynurzyć.  Kompletnie zapomniałam o otaczającym mnie świecie, w tym także o chłopaku, który właśnie stał na brzegu i bacznie mi się przyglądał. Spojrzałam na Niego kątem oka i zauważyłam, że również się rozbiera. Serio? Dlaczego On to wszystko robi?
Po krótkiej chwili chłopak wbiegł do wody i rzucił się na jej taflę z głośnym pluskiem.
- Ale zimna! – krzyknął, gdy tylko wypłynął na powierzchnię.
- To po co tu wlazłeś? – zaśmiałam się.
- Chciałem spróbować. Tak po prostu. – pokazał szereg białych zębów.
 - Tak po prostu? – spytałam unosząc brew.
- Tak po prostu.  – odpowiedział uśmiechając się jeszcze szerzej.
Nagle zanurkował i po kilku sekundach wynurzył się tuż obok mnie. Mimo lodowatej wody, zrobiło mi się niesamowicie gorąco, gdy tylko zobaczyłam jego oczy. Przepiękne oczy.
- Zdradzisz mi swoje imię? – spytał zaczesując mokre włosy do tyłu.
- Rose. – odpowiedziałam krótko, bo na nic innego nie było mnie stać.
- Jestem Harry. – powiedział podając mi rękę. – Miło mi Cię poznać.
Jego dotyk… Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam. Czy to możliwe? Oglądałam parę dennych filmów romantycznych, w których rozgrywały się podobne sceny. Czy ja gram w jakimś filmie?! Proszę mnie natychmiast obudzić.
- To co robimy? – spytał. I znów ten uśmiech.
- Miałam zamiar popływać, ale przyszedłeś Ty. Skąd w ogóle wiedziałeś, że tutaj będę?
- Nie wiedziałem. Czułem to. – spuścił na chwilę wzrok, by po chwili znów przenieść go wprost na moje tęczówki.
- No tak. Pierdolony romantyzm. – powiedziałam kiwając głową i odpłynęłam.
- Co? – Harry krzyknął za mną, śmiejąc się przy tym głośno.
- Nic, nic. Pływaj sobie. – zaśmiałam się.
- Jesteś niemożliwa, Rose.
Moje imię. Wypowiadane z Jego ust. Ten głos. Boże, czy On jest w ogóle prawdziwy? Leki, które biorę podobno nie mają działań obocznych w postaci urojeń… Może to jest wyjątek.
Usłyszałam dźwięk wody za mną. A więc On również płynie. Nagle przypomniało mi się, że jestem kompletnie naga. I On również. Jestem pewna, że moja twarz jest w tym momencie czerwona jak burak. I w moich myślach rozbrzmiała pieśń dziękczynna do Boga za panującą tu ciemność. Wprawdzie oświetla nas światło księżyca, ale mam głęboką nadzieję, że i tak nic nie widać.
- Nie jest Ci zimno? – usłyszałam po swojej prawej stronie i trochę się przestraszyłam.
- Tylko trochę. – odpowiedziałam nie patrząc na Niego, żeby znów nie utonąć w tych oczach.
- Wyłaź z wody, bo się rozchorujesz. – zaproponował, a raczej rozkazał.
- Chyba bardziej chorym się już nie da być. – wymamrotałam wywracając oczami.
- Co masz na myśli? – spytał podejrzliwie.
A jednak to usłyszał? Powinnam przestać wypowiadać swoje myśli na głos. Zdecydowanie.
- Nic takiego. – powiedziałam po chwili namysłu. – Ja płynę do brzegu, a Ty rób co chcesz.
Nie usłyszałam odpowiedzi, więc po prostu popłynęłam w stronę mielizny. Po chwili wyszłam z wody i szybkim krokiem podeszłam do swoich ubrań leżących na piasku. W pośpiechu włożyłam majtki i przeciągnęłam przez głowę bluzkę, nie fatygując się zakładaniem biustonosza. Zaczęłam stawiać kroki w stronę mostu, gdy usłyszałam odchrząknięcie.
- A na mnie to już nie poczekasz? – spytał.
Odwróciłam się w Jego stronę. O. Mój. Boże. Czy to naprawdę jest zwykły człowiek? Nie wydaje mi się. Jego ciało… Jego piękne, umięśnione ciało pokryte kropelkami wody.
Potrząsnęłam głową budząc się z pewnego rodzaju transu, uświadamiając sobie, że gapię się na totalnie nagiego chłopaka,  którym zamieniłam zaledwie kilka zdań. Odwróciłam zmieszana głowę w drugim kierunku i burknęłam coś pod nosem w odpowiedzi na Jego pytanie.
- Podobam Ci się? – znów usłyszałam Ten głos.
- Co? – moje usta mimowolnie ułożyły się w kształt litery ‘o’, a twarz zrobiła się już chyba maksymalnie czerwona.
- Przyglądałaś mi się. – zaśmiał się dźwięcznie. – Nie wstydź się, możesz sobie popatrzeć.
- Nie, dzięki. – odpowiedziałam i poczułam się nieco zirytowana jego aroganckim zachowaniem. – Nic ciekawego tam raczej nie zobaczę.
- Zadziorna z ciebie dziewczynka. – i znów cudowny śmiech.
Czy On musi być taki idealny? Albo inaczej. Czy nie mogłam Go poznać kilka lat temu, gdy jeszcze wszystko było dobrze?
- Nie odpowiesz mi? – jego głos był coraz bliżej mnie, a ja nadal stałam tyłem do Niego.
- A ubrałeś się już? – spytałam krzyżując ręce na piersi.
- A powinienem? – jestem pewna, że w tym momencie szeroko się uśmiecha.
- Tak, zdecydowanie tak. Nie chciałabym mieć jakiegoś urazu psychicznego do końca życia, czy coś. – ten koniec już niedługo, więc dlaczego nie?
- Jest aż tak źle? – spytał przestając się śmiać.
Odwróciłam się w Jego stronę. Na szczęście był już ubrany, więc swoją uwagę mogłam w pełni poświęcić Jego twarzy. Idealnej twarzy oczywiście.
- Nie wiem, nie znam się. – odpowiedziałam wzruszając ramionami i spojrzałam w Jego oczy.
Patrzyliśmy na siebie przez kilkanaście sekund, gdy w końcu to On pierwszy spuścił wzrok. Wygrałam?
- Nie musisz iść do domu? – zapytał nagle.
- Wyganiasz mnie? – uniosłam brwi do góry zaskoczona.
- Nie, oczywiście, że nie! – uniósł ręce w geście obrony. – Ale zaraz 3.00… I no, ten… Chyba masz coś ważnego do zrobienia o tej godzinie, tak?
- Ach… Tak, racja. – uśmiechnęłam się blado.
Leki. Oczywiście. Muszę je przyjmować co trzy godziny, więc nie ma mowy o całkowicie przespanej nocy. Ale chyba już się przyzwyczaiłam.
- Odprowadzę Cię. – zaproponował i zaczął iść w stronę mostu.
- Nie musisz tego robić. Znam drogę do domu, na pewno trafię. – zaśmiałam się.
- Mimo to, wolę być pewny, że dotarłaś cała i zdrowa. – odpowiedział szybko i wyciągnął rękę w moim kierunku.
Że niby co? Mam go złapać za rękę? Chyba nigdy nie zrozumiem chłopaków. Rose idiotko, pewnie, że ich nie zrozumiesz. Nie będziesz miała na to okazji.  
Mimo wahania złapałam jego lewą dłoń, którą On po chwili zamknął w szczelnym uścisku. Moje ciało przeszedł dreszcz. Bardzo, ale to bardzo przyjemny dreszcz. I zaczęliśmy iść.
Droga mijała nam w kompletnej ciszy. Wbrew pozorom, wcale mi to nie przeszkadzało. I Harry’emu chyba też. Kilka razy spojrzałam na Niego kątem oka. Za każdym razem się uśmiechał. Raz nawet nasze spojrzenia spotkały się. Czyli On też mi się przyglądał? Wtedy szybko odwróciłam głowę, a moje usta wykrzywiły się w ogromnym uśmiechu.
Po pewnym czasie dotarliśmy pod drzwi mojego domu. Rozluźniłam uścisk swojej dłoni i wydostałam ją z ręki chłopaka. Wyciągnęłam klucze z kieszeni i otworzyłam drewniane drzwi.
- Zobaczymy się jeszcze? – zapytał w pewnym momencie.
- Możliwe. – odpowiedziałam odwracając głowę w Jego stronę.
- A może o prostu dasz mi swój numer? – zapytał z nutką nieśmiałości.
- Nie uważasz, że to byłoby zbyt nudne? – uśmiechnęłam się szeroko wzruszając ramionami.
- Jesteś niemożliwa, Rose.
I znowu. Moje imię. Z Jego ust. Coś niesamowitego.
- Dobranoc, Harry. – powiedziałam szybko, czując, że się rumienię.
- Dobranoc, piękna.
I odszedł. Tak po prostu.
***
 "Nie kurwa! Ja pierdole, ej! Przez całe życie robię rzeczy których nienawidzę, a jak wreszcie chce zrobić coś co chce, to mi kurwa nie wolno?!" Magik

Mislaid

piątek, 7 listopada 2014

Rekontakt Harry

Od czego by tu zacząć? Mam przepraszać? Nie ma kogo. Nikt tego nie czyta. Ale... Przypomniało mi się, że mam bloga. Że kiedyś pisałam tu pewną historię. Chciałabym ją dokończyć, ale uwierzcie mi, naprawdę straciłam wątek. Po pół roku bez pisania czegokolwiek nie pamiętam na czym skończyłam. Nawet gdybym pamiętała, nie kończyła bym tego opowiadania. Tak myślę. Staram się zakończyć pewien rozdział w moim życiu. A wracanie do tamtej historii na pewno by mi w tym nie pomogło.
Weszłam dzisiaj do domu i sobie przypomniałam. Kiedyś coś tworzyłam. Robiłam coś. Aktualnie tkwię w miejscu. I napisałam coś. W końcu zrobiłam coś, z czego jestem zadowolona i chciałabym to tutaj umieścić. Wiem, że opowieść ta nie jest dobra. Ale chcę ją wstawić.
Bohaterem jest Harry. Powód? Prosty. Ale o tym kiedy indziej.


- To tylko kilka metrów, Rose. Dasz radę. No dobra, może kilkanaście. Ale przecież nic Ci się nie stanie.
Czy ja znowu mówię do siebie? Tak, to zaczyna robić się dziwne. Wdech, wydech. Skoczę i będzie po sprawie. Potrafię pływać, a poza tym nawet gdybym nie umiała, to i tak wypłynę. Ciało zawsze wypływa na powierzchnię, prawda? Przynajmniej tak gdzieś czytałam. Skocze, wypłynę i jeden punkt z głowy.
Jeszcze raz przygryzłam dolną wargę i przeczesałam palcami  i tak już potargane przez wiatr włosy. Raz się żyje.
- Stój! – usłyszałam krzyk dochodzący zza mnie.
- Serio? Już się zdecydowałam, a Ty mi przerywasz? – odkrzyknęłam nie obracając się nawet.
- Dlaczego to robisz? A z resztą, nie ważne o co chodzi, na pewno nie jest to warte Twojej śmierci. – głos był coraz bliżej.
- Śmierć? – prychnęłam. – No dziękuję Ci bardzo. Jeśli uważasz, że skok z tego mostu mnie zabiję, to naprawdę nie musisz mi tego mówić. Nie pomagasz.
Nikt mi nie odpowiedział. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam wysoką postać stojącą zaledwie kilka metrów ode mnie. Z barwy głosu wywnioskowałam, że jest płci męskiej, ale kaptur zarzucony na głowę oraz panujący tu mrok  uniemożliwiały mi dalsze rozeznanie. W każdym bądź razie chłopak stał z głową przekrzywioną na bok i dłońmi skrytymi w kieszeniach bluzy. Tak normalnie.
- Nie rozumiesz? – spytałam w końcu. – Nie chcę popełnić samobójstwa. Chcę tylko skoczyć.
- A skok z mostu to nie samobójstwo? – odpowiedział szybko z nutką ironii w głosie.
- Widzisz tylko jedną stronę medalu. Tak, każdy normalny człowiek myśli, że z mostu skaczą tylko samobójcy. Otóż nie. – przekręciłam głowę i z powrotem utkwiłam wzrok w przestrzeni pode mną.
- Więc po co chcesz skoczyć? – zdziwiony zadał kolejne pytanie.
Wywróciłam oczami, chociaż i tak tego nie zauważył. On niczego nie rozumie. Nikt niczego nie rozumie.
- Po prostu chcę to zrobić i już. Tak po prostu. – odpowiedziałam obliczając w myślach swoje szanse na przeżycie.
- Tak po prostu? – w jego głosie wyczułam zaciekawienie.
- Tak po prostu. – odpowiedziałam wzruszając ramionami.
Nie odzywał się dłuższą chwilę. A ja nadal stałam na krawędzi, mając za sobą metalową barierkę, której kurczowo się trzymałam. Po chwili usłyszałam rytmicznie stawiane kroki. Był tuż za mną. Spojrzałam w bok.
- Co ty robisz? – spytałam widząc jak chłopak przekłada kolejno nogi przez barierkę i staje obok mnie.
- Skaczę. – odpowiedział krótko.
- Tak po prostu? – uniosłam brwi, czego on znowu nie widział.
- Tak po prostu.
Żałuję, że na skok nie wybrałam innej pory dnia. Nie widzę nawet jego twarzy. Jest ciemno.
Wzięłam głęboki oddech. Być może ostatni w moim życiu.
Krok w przód. Spadam. Nie. Lecę. Na mojej twarzy gości szeroki uśmiech. Ręce mam szeroko rozłożone, włosy rozwiewają się w każdym kierunku. Widzę różne sceny ze swojego życia. Te szczęśliwe. Gdy jeszcze żyłam normalnie. Gdy nie musiałam się o nic martwić. Po prostu żyłam.
I nagle poczułam mocne uderzenie i po chwili zanurzyłam się w lodowatej wodzie. Spędziłam pod wodą kilka sekund, zanim uwierzyłam, że naprawdę to zrobiłam i zorientowałam się, że muszę wypłynąć na powierzchnię. Kilka ruchów moich kończyn i mogłam cieszyć się chłodnym powietrzem szczypiącym gardło. Z mojej twarzy nie schodził uśmiech, którego dawno tu nie było. Zrobiłam to, co chciałam. To, co było strasznie głupie i totalnie nieodpowiedzialne, ale właśnie  tego pragnęłam. Niby zwykły skok z mostu wprost do zimnej wody. Ale zawsze chciałam to zrobić. A z życia trzeba korzystać. Nigdy nie wiadomo, kiedy nam je odbiorą.
W stanie euforii nawet nie zauważyłam, że tuż obok mnie przed momentem wynurzył się chłopak. Naprawdę skoczył? Odważny. Myślałam, że żartuje.
- Skok z mostu ‘tak po prostu’ jest zajebisty! – powiedział, a raczej wykrzyczał radosnym głosem.
- Właśnie dlatego chciałam to zrobić. – odpowiedziałam do ciemności wiedząc, że nie mówię do siebie.
Zaczęłam płynąć, jak mi się wydaję, do brzegu. Po kilku ruchach wygramoliłam się na suchy ląd. Woda ściekała ze mnie ciurkiem, ale mnie to nie przeszkadzało. Ani odrobinę.
- Dziękuję Ci. – usłyszałam ponownie ten sam głos.
- Za co? – ściągnęłam bluzkę i wycisnęłam z niej mocno wodę.
- Za to. Pomogło mi. – dopiero teraz zwróciłam uwagę na chrypę w jego głosie. Wcześniej też ją miał?
- Pomogło Ci w czym? – mokra bluzka z powrotem wylądowała na moim ciele.
- Jestem ostatnio trochę przybity. – przerwał na chwilę, ale swoją ciszą dałam mu do zrozumienia, że chcę, aby kontynuował. – Monotonne życie, brak czasu na jakąkolwiek rozrywkę. Ciągle w biegu. Każdy coś ode mnie wymaga.
- Chciałabym tak. – odpowiedziałam bez chwili namysłu.
- Jak to? Chciałabyś codziennie wykonywać te same czynności, słuchać się innych i udawać kogoś innego?
- Chciałabym mieć co robić. Chciałabym, żeby ktoś czegoś ode mnie wymagał. Żebym mogła cokolwiek zrobić.
- A nie możesz? – spytał zdziwiony.
- Tak się składa, że nie. Według wszystkich powinnam raczej siedzieć w domu i nic nie robić. Uważać na siebie. Wiesz jakie o nudne? Ciągle na siebie uważać? – na moją twarz wkradł się grymas, krzywiąc moje rysy.
- Dlaczego musisz uważać?
- Nie, to zbyt nudne. Nie rozmawiajmy o tym. – wycisnęłam włosy z resztek wody i ruszyłam wzdłuż mostu.
Chłopak poszedł za mną. Szedł jakieś dwa mery za mną. W ciszy. No bo co miał powiedzieć? Przecież nic nie rozumie.
- Gdzie idziesz? – spytał po jakichś dziesięciu minutach marszu.
- Do domu.  – odpowiedziałam.
I w pewnym stopniu ucieszyłam się, że się odezwał. Przez te parę minut brakowało mi jego głosu.
- Do domu? Właśnie skoczyłaś z mostu, a teraz zwyczajnie idziesz do domu? – słyszałam niemałe zdziwienie w jego głosie. Ale co w tym takiego dziwnego?
- A gdzie mam iść? Muszę być w domu o 3.00.
- Rodzice? – zapytał i byłam pewna, że się uśmiechnął, chociaż nigdy nie widziałam jego twarzy.
- Nie. – zaśmiałam się. – Po prostu muszę.
- Chłopak?
- Tym bardziej nie. – mój śmiech stał się trochę głośniejszy.
- A więc co? – kolejne pytanie.
- Muszę być i tyle. – przyśpieszyłam kroku, ale chłopak zamiast się oddalić, podbiegł do mnie i teraz szedł równo ze mną.
Jest dużo wyższy ode mnie. I ma o wiele dłuższe nogi. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej, żeby mieć nad nim przewagę chociaż te pół metra.
- Co ukrywasz?
- Dlaczego pytasz? – wywróciłam oczami.
- Bo chcę wiedzieć. – niezbyt przekonujący argument.
- Nieważne.
Po bokach drogi zaczęły ukazywać się jednorodzinne domki. Pierwszy, drugi… trzeci. Skręciłam w prawo i po chwili wsadziłam metalowy kluczyk w otwór zamka. Przekręciłam dwa razy i pociągnęłam drzwi, które się otworzyły.
- Zobaczymy się jeszcze? – spytał chłopak z… nadzieją?
- Możliwe. 

Bo zawsze trzeba mieć nadzieję, tak mi się wydaję. 
Wydawało.
Mislaid.