- Mam cię nie całować?! – zatrzymał się na środku pokoju.
- Masz mnie nie całować w taki sposób. Wyżywasz się na mnie,
wiesz?
- Nie, to nie tak. Ja tylko… Bardzo się zdenerwowałem jak
powiedziałaś o tym chłopaku. –opadł na fotel i schował twarz w dłoniach.
- Zayn, przecież to był zwykły żart. Nie musisz od razu tak
reagować. – uśmiechnęłam się podchodząc bliżej niego.
- Sam nie wiem dlaczego tak reaguję. – wymamrotał.
- A ja wiem. – złapałam za jego dłonie, które po chwili
odciągnęłam od twarzy, tak, by chłopak na mnie spojrzał.
- Tak? – spytał zainteresowany.
- Jesteś zazdrosny. – uśmiechnęłam się szeroko i kucnęłam
przed nim.
- Nie, to nieprawda! – mulat zamilkł na dłuższą chwilę. – No
dobra, może trochę.
- Trochę? – uniosłam brew.
- Jestem cholernie zazdrosny. A ty nawet nie jesteś moją
dziewczyną. – westchnął. – A jeśli już o tym mówię… Nigdy nie miałem
dziewczyny, więc kompletnie nie wiem jak mam się zachowywać.
- Normalnie. Po prostu bądź sobą.- pogładziłam dłonią jego
policzek. – Tylko na nic nie licz, nie jesteśmy razem.
Zayn przymknął oczy i rozkoszował się moim gestem. Po chwili
przyciągnął mnie do siebie tak, że usiadłam okrakiem na jego kolanach. Założył
pasmo moich długich włosów za ucho i delikatnie się uśmiechnął.
- Wiesz co chcę teraz zrobić? – powiedział cicho.
- Tylko na to czekam. – odpowiedziałam równie cicho.
Zayn nie czekając dłużej, zaczął delikatnie muskać moją dolną
wargę swoimi ustami. Po chwili dołączyłam do niego i oddałam pieszczotę.
Chłopak przejechał końcówka języka po mojej wardze, dopominając się o wejście.
Rozchyliłam lekko usta, co mój towarzysz od razu wykorzystał i wtargnął
językiem do mojego wnętrza. W tym pocałunku nie było ani grama agresji.
Wszystko robił delikatnie i z uczuciem. Masowaliśmy nawzajem swoje języki, po
czym chłopak przejechał swoim po moich dolnych zębach i wyszedł ze mnie. Na
koniec musnął moją dolną wargę i oderwał się ode mnie.
- Teraz lepiej. – mruknęłam wprost do jego ust.
- Cieszę się. – uśmiechnął się delikatnie.
- Kolacja? – wyszeptałam wprost do jego ust.
- Oczywiście. – odpowiedział z uśmiechem.
Zeszłam z kolan chłopaka i weszłam do kuchni. I co ja mam mu
niby dać do jedzenia? Nie potrafię zrobić kompletnie nic. No, chyba, że herbatę
i kanapki. Ale znowu?
Oparłam się rękoma o blat i rozmyślałam nad moją aktualną
sytuacją. Tak, wiem, że to głupie. Przecież to tylko kolacja!
- Coś się stało? – usłyszałam głos za sobą.
Odwróciłam się i spojrzałam na Zayna. Uśmiechał się do mnie
ciepło, co wywołało stado motylków w moim brzuchu. Tylko nie to, Alex nie
zakochuj się! Chociaż już chyba za późno…
- Nie mam bladego pojęcia co moglibyśmy zjeść. Wspominałam,
że nie umiem gotować, prawda?
- Taa, coś tam słyszałem… - zaśmiał się. – Ja niestety także
dobrym kucharzem nie jestem.
- Już wiem! – podskoczyłam z radości. – Lubisz chińszczyznę?
- Chyba tak… To znaczy, nie jadam często takich rzeczy. –
podrapał się po głowie.
- Dziś nie masz wyboru. Czekaj tu, zaraz wracam.
Wybiegłam z pomieszczenia, następnie wciągając na stopy moje
znoszone czarne trampki i zarzucając cienki płaszcz na plecy. Wyszłam szybko z
mieszkania, zeskakując po kilka schodków, by po chwili znaleźć się na chłodnym
dworze. Skierowałam się od razu do chińskiej knajpki, która znajduje się
zaledwie kilka budynków dalej.
***
Wracałam do mieszkania, w rękach dzierżąc dwa białe
opakowania z jedzeniem, gdy nagle ktoś mocno złapał moje ramię. Jedno z
opakowań wypadło mi z ręki, więc przeklęłam pod nosem i zmierzyłam wzrokiem
faceta, który jest temu wszystkiemu winien. Ciemna bluza, kaptur, czarne
okulary. Chciałam wyrwać się z jego uścisku, ale zamiast tego chłopak zaczął
ciągnąć mnie w boczną uliczkę. Oczywiście, jakżeby inaczej! Kto w ogóle
wymyślił te ciemne zaułki?
- Puść mnie do cholery, bo zaraz zadzwonię na policje! –
zaczęłam krzyczeć i szarpać się jeszcze mocniej, tracąc tym samym drugą porcję
dzisiejszej kolacji.
W końcu nieznajomy zatrzymał się, a ja usłyszałam śmiech.
Ten śmiech. Ten znienawidzony przeze mnie śmiech.
- Czego chcesz? – wysyczałam.
Barry zaśmiał się gorzko, po czym
zdjął kaptur oraz okulary. Zacisnęłam oczy, aby spod moich powiek nie wydobyły
się żadne łzy. Nie chcę płakać. Nie przy nim. Ale czy to moja wina, że gdy
tylko go widzę, wszystkie wspomnienia powracają?
- Oj złotko, chcę się tylko zabawić. – ścisnął mocniej moje
ramię, a drugą dłonią złapał za mój prawy nadgarstek.
Podwinął rękaw mojego płaszcza i obrócił moje przedramię
wewnętrzną stroną do góry. Przejechał swoimi szorstkimi palcami po mojej skórze.
Przeszedł mnie bardzo nieprzyjemny dreszcz i jeszcze bardziej zacisnęłam oczy.
- Pamiętasz naszą zabawę? – zapytał cicho.
- Proszę, tylko nie
to. Nie rób tego, proszę. – zaszlochałam.
- Wiem, że lubisz tą grę.
– zaśmiał się gorzko. – A więc zaczynamy. Tylko wiesz, zmieniłem trochę
zasady. Teraz w grę nie wchodzą pocałunki, ale coś więcej. Chyba rozumiesz
czego do ciebie chcę, prawda?
- Nigdy tego nie dostaniesz. Nie dostaniesz mnie. – wyszeptałam
otwierając oczy, do których napłynęły słone łzy.
Jedyne co usłyszałam, to jego donośny śmiech. Po chwili
puścił mnie jedną ręką i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej małą, błyszczącą
żyletkę. Moje piekło znów się zaczyna.
Chwycił mocniej mój nadgarstek, a ja zaczęłam się wyrywać. W
tym momencie poczułam uderzenie w policzek, więc uspokoiłam się. Po prostu
czekałam na to, co chłopak chce mi zrobić. Wiem, że i tak mnie to nie ominie. Barry przyłożył ostrze do mojego nadgarstka i spojrzał na mnie
swoimi czerwonymi oczami. Jest pijany. Po chwili przycisnął mocniej ostry
przedmiot do mojej delikatnej skóry i przeciągnął go po niej. Poczułam ostry
ból i momentalnie z mojej ręki zaczęła lecieć czerwona ciecz. Zasyczałam z bólu
i mocno zacisnęłam powieki.
- Widzisz suko? Łatwiej byłoby się ze mną przespać. – puścił
mój nadgarstek. – A terać już leć. Spierdalaj do tego swojego mieszkanka i
wypłacz się w poduszeczkę. Jutro zapewne znowu się spotkamy.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Nie mogłam wydusić z
siebie ani słowa. I nie chodzi tu nawet o ból. Jestem do niego przyzwyczajona.
To było tylko jedne pociągnięcie żyletki. Nic takiego. Chodzi raczej o to, że
to nie powinno się stać. Miałam żyć spokojnie, bez problemów. To miał być
koniec starego życia. Przejście na drugi poziom, bez tej ciemnej strony.
Rzeczywistość miała być inna.
Gdy otworzyłam oczy, chłopaka ju przy mnie nie było.
Spojrzałam na moją prawą rękę. Krew spływała z rany kilkoma wąskimi
strumieniami, brudząc całą dłoń. Lewą ręką dotknęłam mojego policzka. Piecze.
Wytarłam łzy końcem rękawa i zaczęłam iść w stronę domu. Co ja teraz powiem
Zaynowi? Zgubiłam jedzenie i przy okazji troszkę się skaleczyłam? I dostałam z
liścia od jakiegoś kolesia? Niechcący oczywiście, taki przypadek. Nie uwierzy
mi. On nie jest taki głupi.
Po kilku minutach
wchodziłam po schodach, by stanąć przed drzwiami do mieszkania. Wzięłam głęboki
oddech i wypuściłam powietrze z głośnym świstem. Nacisnęłam klamkę i weszłam do
środka.
- W końcu jesteś, co tak długo? – usłyszałam głos dochodzący
z salonu.
Nie odezwałam się, ściągając buty ze stóp. Oparła się
plecami o drewniane drzwi i myślałam, co takiego mogę mu powiedzieć. Prawda nie
wchodzi w grę. Po chwili usłyszałam kroki. Zayn wszedł na korytarz i oparł się
bokiem o ścianę. Schowałam moją prawą rękę za siebie i przykleiłam na twarz
fałszywy uśmiech.
- Wiesz, przepraszam, że tak długo, ale… Bo ta knajpa była
zamknięta i nie kupiłam jedzenia, ale… Byłam jeszcze… W drugiej, bo tam też
sprzedają… Niestety też zamknięte. No nie wiem, co się dzieje w tym mieście. –
zaśmiałam się nerwowo. – Chyba jednak zrobię jakieś kanapki, czy coś…
- Alex, coś się stało? – spytał zmartwiony, a z jego twarzy
zniknął ten piękny uśmiech.
- Nie, wszystko w porządku. Jestem trochę zmęczona, ale jest
okej. Ja… Pójdę do łazienki.
Ruszyłam w stronę mojego celu, jakim okazał się zlew. Zayn
nie ruszył się z miejsca, więc byłam zmuszona przejść obok niego. Byłam już
przy drzwiach łazienki, gdy nagle usłyszałam znaczące odchrząknięcie. Zacisnęłam
powieki i odwróciłam się w stronę chłopaka.
- Co ci się do cholery stało?! – krzyknął marszcząc czoło i
podchodząc do mnie szybkim krokiem.
- A no tak… Skaleczyłam się jak wchodziłam po schodach. To
zwykła rana, nic takiego. – uśmiechnęłam się niemrawo.
- Masz całą rękę we krwi i to nic takiego?! – wbiegł do
łazienki, ciągnąc mnie za zdrową dłoń.
Odkręcił zimną wodę, wsadzając mój prawy nadgarstek pod
strumień. Zasyczałam czując nagły przypływ bólu, który jednak po chwili ustąpił
miejsce uldze.
- Masz jakieś bandaże? – spytał nie odrywając wzroku od
przecięcia.
- Tak, w tamtej szafce. – poinformowała go wskazując
dokładne miejsce.
Zayn puścił moją dłoń i wyciągnął z szafki biały bandaż i
ręczniki papierowe. Zakręcił wodę i osuszył
moją rękę. Po chwili zaczął zawijać opatrunek, wsadzając końcówkę
bandaża pod resztę warstw. Złapał moją lewą dłoń i pociągnął mnie w stronę
salonu. Kazał mi usiąść na kanapie, więc wykonałam jego polecenie. Spuściłam
wzrok i zaczęłam bawić się palcami.
- A może teraz wyjaśnisz mi, co tak naprawdę się stało? –
zapytał gniewnym tonem.
- Przecież już ci mówiłam. – wymamrotałam z poczuciem winy,
że muszę go okłamywać.
- Nie wierzę ci. Powiedz mi prawdę, bo nie odpuszczę.
- Zayn, ja nie chcę o tym rozmawiać. Po prostu tak musi być
i tyle. Jeśli stało mi się takie coś, to widocznie na to zasługuję.
- Tak musi być? Zasługujesz na to? Co tu się kurwa dzieje?!
Odpowiedz mi i to już! – wrzasnął zirytowany.
Zacisnęłam powieki jeszcze mocniej, o ile jest to w ogóle
możliwe. W kącikach moich oczu zaczęły zbierać się łzy. Nie wiem czy zdołam je
powstrzymać.
- Chodzi o to, że gra znowu się zaczęła. To nie jest ode
mnie zależne. Po prostu zaczęłam w niej
uczestniczyć już dawno temu, a teraz rozpoczęła się nowa kolejka. Tylko zasady się
zmieniły…
- O czym ty mówisz? Jaka gra? – zasypał mnie pytaniami, na
które nie chciałam odpowiadać.
- Bardzo skomplikowana gra, Zayn. Nie chcę, żebyś coś o niej
wiedział. Nie chcę, żebyś stał się jej uczestnikiem. To nie zabawa dla ciebie. –
westchnęłam.
- A dla ciebie? Dla ciebie jest odpowiednia? – zapytał cicho.
- Już za późno. Mogłam o tym pomyśleć kilka lat temu. Jest
za późno, Zayn. Mógłbyś już pójść? Chciałabym zostać sama. – spojrzałam na
ścianę przede mną i niekontrolowanie utkwiłam w niej wzrok.
- Nigdzie nie idę. Zostanę z tobą. Rozumiesz? Zostaje tutaj
i już cię nie zostawię. – przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem.
Poczułam się dziwnie. Nie chciałam jego dotyku. Nie chciałam
niczyjego dotyku. Zesztywniałam, a moje ciało przeszedł znowu nieprzyjemny
dreszcz. Zdjęłam z siebie jego rękę i odsunęłam się odrobinę.
- Przepraszam. – wyszeptałam ledwie słyszalnie. – Idź już.
- Nie. Nie zostawię cię teraz. Widzę w jakim jesteś stanie. –
powiedział smutnym głosem. – Chodź, powinnaś iść spać.
Pokiwałam głową zrezygnowana i wstałam z kanapy. Moje nogi
same niosły mnie do sypialni. Jestem jak robot. Jak maszyna. Nic nie czuję, nie
myślę. Jestem pusta.
Po chwili zorientowałam się, że stoję przed łóżkiem i tępo
wpatruję się w ścianę. Otrząsnęłam się i ściągnęłam z siebie ciuchy, pozostając
w samej bieliźnie. Położyłam się na łóżku przykrywając się kołdrą po samą
szyję. Mój wzrok znów spoczął na ścianie. Wydawała mi się biała, choć wcale
taka nie była. To dziwne. Poczułam, że materac obok mnie się ugina.
- Chcesz o tym pogadać? – powiedział Zayn cicho.
- Nie. – wyszeptałam. – Zostawisz mnie samą?
To nienormalne. Nagle mam ochotę być sama. Sama na całym
świecie. Nie chcę, żeby ktokolwiek był przy mnie, nie chcę nikogo znać. Chcę,
żeby nie było nikogo. Albo, żeby mnie nie było. Chyba powinnam odejść. Umrzeć.
- Będę w salonie. Gdybyś czegoś potrzebowała, wołaj. –
odpowiedział załamany.
Po chwili poczułam, że już go nie ma. Jestem sama.
Chciałabym być sama już do końca życia. Jeśli wyjdę z domu, on będzie tam
czekał. I znowu zagramy. Nowa kolejka.