niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 22

- Co tu się stało? – spytał łapiąc się za głowę i wstając do pozycji siedzącej.
- Mnie się pytasz? Przylazłeś tu z alkoholem, powiedziałam ci całą historię mojego życia, a ty opowiedziałeś mi o swojej pracy. A potem to nie wiem. Chyba jednak wypiliśmy trochę za dużo, prawda? – nie odrywałam wzroku od telewizora, który ostatnio stał się moim najlepszym przyjacielem. 
- Muszę już iść. – wstał i zaczął zakładać buty. 
- Okej, tylko zabierz swój pistolet. Leży na tamtej szafce. – wskazałam mu odpowiednie miejsce. – Kazałeś mi go zabrać, bo było ci podobno strasznie niewygodnie.
- Kurwa. – chłopak zrobił wielkie oczy i przeczesał włosy rękoma. 
Po chwili namysłu ruszył w stronę drzwi, po drodze zabierając swoją spluwę. Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami i mimowolnie się uśmiechnęłam. Mina Zayn’a- bezcenna. Był tak zszokowany, jakby co najmniej zobaczył goryla z dwoma głowami i sześcioma kończynami. Chyba nie był świadomy tego, jak dużo mi powiedział. Naprawdę chce mi się teraz śmiać. Wiem, to głupie. Powinnam być przerażona, wystraszona i przynajmniej podłamana. Do jasnej cholery, Zayn Malik- członek słynnego zespołu One Direction- jest szefem gangu! Ekstra. Jakby świat się o tym dowiedział… Ale nie, nie chcę być chamska. Oczywiście nikomu tego nie powiem, to było by… nieodpowiednie. Mam tylko ogromną nadzieję, że Zayn także się nikomu nie wygada. Ale jak teraz tak sobie myślę… Co ja w ogóle zrobiłam?! Dlaczego powiedziałam to akurat jemu?! Przecież on mnie nienawidzi, na pewno rozgłosi moją historię w całym Londynie. Ba, napisze to na Twitterze, żeby cały świat się dowiedział! Nie będzie to trudne, przecież jest mega popularną gwiazdą. Cudownie. Chociaż w sumie, co mi tam. Moje życie i tak jest jednym wielkim gównem, następna tragedia chyba niczego nie pogorszy. Z takim właśnie nastawieniem, zwlokłam się z kanapy i skierowałam się w stronę kuchni. Oczywiście, lodówka jest totalnie pusta. Jak to możliwe, przecież jakieś dwa dni temu robiłam zakupy… Parodia. Postanowiłam wziąć się w garść, więc przygotowałam się do wyjścia. Przebrałam się, zrobiłam nieco mocniejszy niż zwykle makijaż i wyszłam z mieszkania. Tym razem bez zastanowienia wsiadłam do auta i ruszyłam drogą w stronę centrum. Nie mam zamiaru wchodzić w jakieś ciasne, ślepe uliczki, a nawet przechodzić w ich pobliżu. Moja twarz wygląda jak po wybuchu bomby atomowej w Hiroszimie , nie chcę żeby było jeszcze gorzej. O ile to w ogóle możliwe. W tym momencie dziękuje wspaniałomyślnemu człowiekowi, który wynalazł kosmetyki. Mam na twarzy tyle tapety, że można by zeskrobywać ją szpachelką. Ale przynajmniej nie widać tych wszystkich sińców. Okulary przeciwsłoneczne też są dobrym patentem, więc także je wykorzystałam. Pojechałam do pobliskiego Tesco, w którym zrobiłam niemałe zakupy. Do koszyka pakowałam moje ulubione produkty, bez których nie wyobrażam sobie dnia. Czyli głównie mleko. Kocham mleko i wszystko co z nim związane. Najbardziej kakao. Jestem nazbyt dziecinna, nie uważacie? Kupiłam też sporo owoców, warzyw, chleb, ser i wiele innych rzeczy. Po wizycie w kasie, wpakowałam wszystko do bagażnika i ruszyłam do domu. Naprawdę cieszę się, że mam tak blisko do supermarketu. Bardzo ułatwia mi to moje i tak już skomplikowane życie. Chociaż tyle… Zaparkowałam pod budynkiem mieszkalnym i wysiadłam z auta. Wyciągnęłam z niego wszystkie torby i gdy podniosłam wzrok, zamarłam. Około stu metrów ode mnie stał Barry, prowadząc rozmowę z jakimś postawnym mężczyzną. Nie było by to takie dziwne, gdyby nie wygląd chłopaka. Twarz Barry’ego była sina, opuchnięta i cała podrapana. Wczoraj jeszcze tak nie wyglądał. Tak, jestem tego pewna. Po chwili otrząsnęłam się z pewnego rodzaju transu i szybkim krokiem ruszyłam do drzwi budynku. Bezpiecznie poczułam się dopiero wtedy, gdy znajdowałam się w mojej kuchni. Co on tu, na pana chuja, robił?! I dlaczego jest cały poobijany? W sumie, dobrze mu tak. Jak najbardziej sobie zasłużył, szkoda tylko, że przeżył. Nie myśląc o tym dłużej, zaczęłam wypakowywać poszczególne produkty do lodówki. Po skończonej czynności, zdecydowałam zrobić sobie obiad. W końcu. Postawiłam na naleśniki, bo jest to jedna z nielicznych potraw, które potrafię przygotować sama. Wymieszałam wszystkie potrzebne składniki i usmażyłam moje dzieło. Nie powiem, smakowały dosyć dobrze. Zjadłam kilka z dżemem truskawkowym, oraz dwa polałam sosem czekoladowym. Pychota. Po zjedzonym posiłku, zaczęłam powolnym krokiem przechadzać się po mieszkaniu. W pewnym momencie mój wzrok zatrzymał się na szklanych drzwiach w salonie. Mam balkon! Dlaczego wcześniej go nie zauważyłam? Ale ze mnie ślepota. Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów oraz zapalniczkę i wyszłam na dość obszerny taras. Cudownie. Odpaliłam fajkę i zaciągnęłam się dymem. Ten nawyk pozostał mi jeszcze z czasów ‘gangsterskich’. Udało mi się odciągnąć od narkotyków, nadmiernego spożywania alkoholu, ale tytoń pozostał w moim życiu aż do teraz. Z tego miejsca miałam widok na tyły tego budynku. Znajdowała się tu niewielka altanka, otoczona bujną trawą przeplataną białym stokrotkami. Pięknie tu. Nawet nie wiedziałam, że mam tutaj takie podwórko. Dlaczego ciągle jestem niedoinformowana? Chyba muszę zacząć zwracać uwagę na detale. Nagle usłyszałam stłumiony dźwięk telefonu. Weszłam do domu i powędrowałam w stronę cichej muzyczki. Tym razem, moją komórkę znalazłam obok lodówki. To chyba nie jest normalne, przecież jej tam nie zostawiłam! Dziwna sytuacja, co nie? Szybko odebrałam, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Halo? – rzuciłam.
- Cześć, tu Dean. Pamiętasz mnie? – usłyszałam męski głos.
- Tak, pewnie, że pamiętam. – odpowiedziałam radośnie.
- Tak się zastanawiam… Co teraz robisz? Jestem akurat w mieście i chciałbym wybrać się na kawę z jakąś miłą dziewczyną.
- Miłą? To chyba źle trafiłeś. – zaśmiałam się. – Chętnie napiję się z tobą kawy.
- To świetnie. Podaj mi adres, zaraz po ciebie będę. 
Pożegnaliśmy się, a po chwili wysłałam chłopakowi sms z moim dokładnym adresem. Przyda mi się wyjście, przecież nie mogę bezustannie siedzieć w domu. Tak w ogóle, mam ochotę na jakąś imprezę. Dawno nie byłam. Nie chodzi mi o alkohol, bo ten piłam jeszcze wczoraj. Ale ta muzyka, taniec, hałas… Ogólnie cała atmosfera. Kocham to. Po kilku minutach, które spędziłam na bezczynnym siedzeniu przed telewizorem, usłyszałam pukanie do drzwi. Oczywiście, przecież nikt w tych czasach nie używa dzwonka. To za bardzo skomplikowane. Przekręciłam klucz i otworzyłam szeroko ten cholerny kawałek drewna. Okej, chyba trochę przesadzam. Przede mną stał uśmiechnięty chłopak, z włosami delikatnie postawionymi na żel. Dopiero teraz zauważyłam, że jest dosyć przystojny. Miał na sobie czarne, obcisłe jeansy, szarą bluzkę i skórzaną kurtkę.
- Będziesz mi się tak przyglądać? – zaśmiał się, pokazując szereg białych zębów. 
- Nie, przepraszam. – momentalnie się zaczerwieniłam. 
Obróciłam się na pięcie i ubrałam buty. Złapałam torebkę i wyszliśmy za próg mojego mieszkania. Zamknęłam drzwi na klucz.
- Gdzie idziemy? – zapytałam, gdy szliśmy korytarzem.
- Znam świetną kawiarnię nieopodal. Chciałem cię zabrać na jakieś pyszne ciasto. Mam tylko nadzieję, że się nie odchudzasz?
- Sugerujesz, że powinnam? – uniosłam brwi.
- Nie, pewnie, że nie! – uniósł ręce w geście obrony. – Po prostu wiele dziewczyn ma bzika na punkcie jakichś diet, nawet jeśli nie mają z czego się odchudzać. Wiesz, same warzywa, owoce…
- Żartujesz? Ja bym miała jeść same zielsko? Jasne… - zaśmiałam się. – Uwielbiam słodycze, fast food’y i wszystko co tuczące. Dobrze, że kocham wysiłek fizyczny, bo ważyłabym chyba z tonę. 
Wsiedliśmy do samochodu chłopaka i ruszyliśmy w stronę centrum. Po drodze dużo się śmialiśmy z opowiadanych sobie nawzajem, zabawnych historyjek z naszego życia. Cóż, było ich dość dużo, biorąc pod uwagę moje chore pomysły na spędzanie czasu… Nie wspominałam mu oczywiście o tych mrożących krew w żyłach momentach, w których właśnie mordowałam ludzi, albo wciągałam kolejną kreskę cracku. Tylko te śmieszne rzeczy. 
- Jesteśmy. – oznajmił chłopak, gdy dotarliśmy na miejsce.
Wysiedliśmy z pojazdu i weszliśmy do małego lokalu, który znajdował się niedaleko centrum. Zajęliśmy miejsca przy stoliku koło okna, a po chwili podeszła do nas młoda kelnerka. 
- Co podać? – spytała uśmiechnięta blondynka.
- Poproszę dwie porcje jakiegoś dobrego ciasta i dwie kawy. – powiedział Dean.
Kelnerka zapisała nasze zamówienie w notatniku i zapewniła, że pojawi się ono za kilka minut. 
- A więc… - zaczął chłopak. – Opowiedz mi coś o sobie.
- Chyba nie ma co opowiadać. To znaczy jest, ale na pewno nie chciałbyś tego słyszeć. – zaśmiałam się nerwowo.
- Przestań, na pewno masz ciekawą przeszłość. – powiedział, a z jego twarzy nawet na moment nie schodził uśmiech.
- Taa… - mruknęłam. – Powiem tyle: kiedyś mieszkałam w Polsce, ale z powodu pewnych problemów przeprowadziłam się do Nowego Jorku, a potem tutaj, do Londynu. Jestem bezrobotna, kilka dni temu wyprowadziłam się od moich rodziców. Chciałabym mieć psa, ale pewnie szybko znudziło by mi się wychodzenie z nim na spacery. I nie lubię jeść wątróbki. No i mam 18 lat. Teraz ty.
- Teraz już wiem o tobie bardzo dużo. – zaśmiał się dźwięcznie. – Ja też mam 18 lat, urodziłem się w Hertfordshire w Anglii, lubię imprezować. Gram w zespole na perkusji, trochę śpiewam. Jestem zabawny i przystojny.
- I pewny siebie? – dodałam.
- Też. – wyszczerzył się.
Po chwili do stolika dotarło nasze zamówienie. Dostaliśmy po kawałku pysznego sernika z truskawkami, który po kilku minutach zniknął z naszych talerzyków. Rozmawialiśmy, popijając gorącą kawę. Rozmowa się kleiła, nie było niezręcznej ciszy, czy czegoś w tym rodzaju. Dean to naprawdę fajny chłopak. Ciągle się uśmiecha, opowiada mi dowcipy, z których razem śmiejemy się na cały głos. 
- Kiedyś na koncercie Kieran zaczął skakać jak opętany, aż w końcu spadł ze sceny. Skręcił sobie wtedy kostkę i zwalił całą winę na mnie. – zaśmiał się wspominając stare czasy. 
Zawtórowałam mu głośnym śmiechem. Z tego co się dowiedziałam, Kieran jest jego starszym bratem. Mają także brata Sean’a, który także gra z nimi w zespole. Dean mówił coś jeszcze o bliźniaku Kieran’a, ale raczej trudno mi to wszystko ogarnąć w tak krótkim czasie, więc tylko potakiwałam. Nagle usłyszałam dźwięk telefonu dochodzący z mojej torebki. Zawahałam się czy odebrać. Chyba nie wypada, prawda?
- Odbierz. – Dean posłał mi ciepły uśmiech.
Uśmiechnęłam się lekko i wyciągnęłam komórkę. Na ekranie zobaczyłam napis ‘Niall’ i westchnęłam. Czego on może chcieć?
- Słucham? – odebrałam.
- Gdzie jest Zayn? – zapytał szybko Niall.
- A skąd ja mam wiedzieć gdzie on jest? – zdziwiłam się.
- Nie było go u ciebie wczoraj? Nie wrócił na noc i zaczynam się o niego martwić.
- Przyszedł wczoraj wieczorem i został na noc. Dzisiaj rano wyszedł. A teraz to nie wiem gdzie jest. I raczej mało mnie to obchodzi. – westchnęłam.
- Było aż tak źle? – drążył blondyn.
- Nie, było dobrze. Ale i tak go nie lubię. – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ale wy jesteście uparci. No nic, jak będziesz coś o nim wiedziała, to dzwoń, okej?
- Jasne. 
- Mogę wpaść do ciebie dzisiaj około 14? – zapytał niepewnie.
- Pewnie, że tak. Ale po co?
- Bo chłopaki jadą nagrywać swoje solówki do studia, a ja już swoją nagrałem… No i nikt mi nie zrobi obiadu…
- Niall, jesteś okropny. – zaśmiałam się. – Okej, będę czekać.
W słuchawce usłyszałam tylko jakiś bliżej nieokreślony okrzyk radości, a potem dźwięk zakończonego połączenia. Schowałam telefon z powrotem do torebki i popatrzyłam na Dean’a. 
- Przepraszam, mały problem. – uśmiechnęłam się.
- Z chłopakiem? – Dean śmiesznie poruszył brwiami.
- Nie, no coś ty! Nigdy w życiu. Z kolegą. Nie radzi sobie sam, więc wykorzystuje mnie. – wzruszyłam ramionami.
- Faktycznie masz trudne życie. – chłopak się wyszczerzył.
Po dokończeniu kawy, Dean odwiózł mnie do domu. Podziękowałam mu za przyjemne spotkanie i obiecaliśmy sobie, że jeszcze kiedyś to powtórzymy. Przytuliliśmy się na pożegnanie i weszłam po schodach do mieszkania. Fajny chłopak z niego. Ale teraz nie ma czasu, żeby o tym myśleć. Muszę ugotować coś dla tego blond głodomora. 

______________________________________________
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału. Długo nie miałam dostępu do jakiegokolwiek komputera. No i poza tym nie byłam w stanie nic napisać. I to nie z powodu braku weny... Cóż, imprezowania nigdy za wiele, prawda? Zabieram się już za pisanie, póki mam czas i chęci. 
See ya!

6 komentarzy:

  1. Świetny, Cudny, Zajebisty :D
    Życzę weny
    Czekam na nexta :3
    Ps: Zapraszam do mnie:
    nadzieja-jestzawsze.blogspot.com
    przypadek-niesadze.blogspot.com opowiadanianieztejziemi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny!!! <3
    Opłaciło się tyle na niego czekać :D
    Ja nie wiem, jak można być tak uzależnionym od tego opowiadania :D
    Jak widzę, że dodałaś nowy rozdział, to morda mi się sama cieszy :D :D :D

    Pozdrawiam i wpadaj do mnie :D
    http://different-world-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Twój blog został nominowany do Liebster Awards :D
    Więcej tutaj: http://just-you-and-one-direction.blogspot.com/2014/05/liebster-awards-xd.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię Dean'a... Jest dziwny i czuję, że ma coś wspólnego z Barry'm. Nie, stop. Ja to wiem.
    Tak samo jak wiem, że to przez Zayn'a Barry ma taką cudowną twarz :D Dobry chłopiec xd
    Cudny rozdział <3 Kocham Niall'a. Jak się nią przejmuje i w ogóle... To urocze xd Ale ona ma być z Zayn'em. Kropka xd
    Wiem, ten komentarz jest do kitu, ale lepszy taki, niż żaden :D

    3maj się, love yaa, weny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Super, super, super <3 twój blog jest meeeeegaaaaa xd. Od teraz będę czytać każdy rozdział. Kocham twojego bloga. Cudooo, cudoooo. Wow masz talent do pisania. Kocham takie blogi pełne akcji. Alex ma być z Zayn'em. Kocham twojego bloga. Chyba to już pisałam ale twój blog jest meeeeegaaaaa. Pisz dalej i szybko dawaj nexta. Co powiesz na wspólną obserwację? Zapraszam do mnie:
    http://jess-and-louis-in-a-love-story.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń