czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 6

Z: Powiedziałaś mamie, że wychodzisz ze znajomymi? – spytał po chwili.
J: Tak. A co miałam powiedzieć? „ Cześć mamo, idę do rodziców chłopaka, którego przedwczoraj poznałam i udaję, że jestem jego dziewczyną.” Tak, to by ją zapewne uspokoiło.
Zayn nie odpowiedział, tylko lekko się uśmiechnął i utkwił wzrok w drodze przed nim. Jechaliśmy przez około pół godziny w zupełnej ciszy. W końcu auto zatrzymało się na przedmieściach, przy wielkim, białym domu. Serio? To jest ich dom? Z zewnątrz wyglądał na bardzo duży i zadbany.
Z: Tylko bądź grzeczna. – powiedział z powagą w głosie.
J: Zawsze jestem. – odparłam równie poważnie.
Z: Masz się mnie słuchać.
J: Dobra, przestań już, bo zaraz się rozmyślę. – rzuciłam i chciałam sięgnąć do klamki drzwi, ale przypomniałam sobie, że pewnie są zamknięte. Zayn zaśmiał się pod nosem i wyszedł z pojazdu, by po chwili otworzyć drzwi z mojej strony i podać mi rękę. Zaakceptowałam gest i złapałam za jego dłoń, bo byłam pewna, że sama nie dam rady wyjść stąd w szpilkach. Chłopak uśmiechnął się i zamknął za mną drzwi, nie puszczając przy tym mojej ręki. Jego palce były ciepłe i oplatały całą moją dłoń. Ruszył w stronę wielkiej bramy, a ja poszłam za nim, ponieważ jak nie patrząc, nie miałam innego wyjścia. Po chwili otworzył mniejszą bramkę i szliśmy już dróżką wyłożoną jakby marmurową kostką. Prowadziła ona do wielkich, ciemnych drzwi, które kontrastowały z białymi ścianami domu. Chłopak otworzył drzwi bez pukania i weszliśmy do środka. Widok zaparł mi dech w piersiach. Całe wnętrze urządzone było w kolorach bieli z czarnymi elementami. Obszerny korytarz, po prawej wejście do wielkiego salonu. Nie ściągając butów, poszliśmy dalej. Weszliśmy do salonu i zauważyłam na kanapie siedzącego mężczyznę, który po chwili odwrócił się w naszą stronę i wstał. Nagle poczułam ciepły oddech przy moim uchu.
Z: To mój ojciec, Bob. Moja mama to Kate. – wyszeptał mi wprost do ucha.
B: Dzień dobry synu. – powiedział poważnie. – Widzę, że przyprowadziłeś ze sobą jakąś młodą damę. Przedstawisz mi ją?
Z: To jest Alex Green. Moja dziewczyna. Alex, to jest mój tata, Bob. – powiedział to bez żadnego śladu uśmiechu na twarzy.
B: Twoja dziewczyna? Taka jak reszta? – zaśmiał się szyderczo.
Z: Nie tato. Prawdziwa dziewczyna. Nie zaczynaj znowu. – odpowiedział chłodno.
B: Czego mam nie zaczynać? To ty nie zaczynaj! Myślisz, że jestem głupi? Wiesz, że je ranisz, prawda? – o co tu do jasnej cholery chodzi?
Z: Nikogo nie ranię. Mama zaprosiła mnie na obiad, więc jestem. Jeśli mam dziewczynę, to chyba mogę z nią przyjść, tak?
B: Jeszcze gdybyś wiedział, co to znaczy ‘mieć dziewczynę’, to wszystko byłoby dobrze. Bawisz się z nimi i dobrze o tym wiesz. Bawisz się też z nami. Wiesz, że matka ciągle się na tobie zawodzi? Sława naprawdę uderzyła ci do głowy. I nie tylko sława.
Z: Skończ.
Zayn odwrócił się na pięcie i pociągnął mnie za sobą w stronę białych drzwi. Zacisnął moją dłoń jeszcze bardziej, a po chwili znaleźliśmy się w kuchni. Przed kuchenką stała średniego wzrostu kobieta, zapewne matka Zayn’a. Gdy usłyszała nasze kroki, obróciła się w nasza stronę i szeroko uśmiechnęła. Byłam trochę oszołomiona sytuacją sprzed paru sekund, ale wymusiłam na sobie uśmiech, który chyba i tak wyglądał zbyt sztucznie.
K: Zayn! A jednak przyszedłeś! I to nie sam! – kobieta podeszła do mnie bliżej i uścisnęła moją dłoń, która przed chwilą puścił Zayn. – Kim jesteś, kochana?
J: Alex. – odpowiedziałam krótko.
K: Ach, piękne imię. Jesteś znajomą Zayn’a? – spytała usmiechnięta.
Z: To moja dziewczyna.
Na te słowa uśmiech na twarzy kobiety wzrósł jeszcze bardziej i jakby cała zaczęła promienieć. Zbliżyła się do mnie i szybko zamknęła moje ramiona w uścisku. Byłam trochę zdziwiona jej reakcja, ale odwzajemniłam miły gest. Gdy w końcu kobieta się ode mnie oderwała, spojrzała mi w oczy, nadal szeroko się uśmiechając.
K: Mów mi Kate, kochana! Och, jak ja się cieszę, że Zayn w końcu sobie kogoś znalazł. Mam nadzieję, że na dłużej tym razem. – ostatnie zdanie wypowiedziała nieco smutniej, ale nadal się uśmiechając.
Z: Mamo, możemy już zacząć jeść? – spytał zniecierpliwiony.
K: Pewnie! Siadajcie do stołu, już wszystko naszykowane.
Chłopak znowu złapał mnie za rękę i zaprowadził do ogromnej jadalni. Odsunął mi krzesło, więc wygodnie się na nim usadowiłam. Sam zajął miejsce po mojej lewej stronie. Po chwili do pomieszczenia wszedł ojciec Zayn’a i usiadł naprzeciwko chłopaka. Jego żona zajęła miejsce tuż obok niego, naprzeciw mnie. Bob zaczął nakładać puree ziemniaczane i kawałek kurczaka. Zayn skinął do mnie głową, żebym zrobiła to samo. Posłuchałam go i nałożyłam sobie niewielką porcję jedzenia. Po chwili wszyscy jedli w ciszy, którą po kilku minutach przerwała Kate.
K: Czym się zajmujesz Alex? – zapytała uśmiechnięta.
J: Jeszcze uczę się w liceum. Jestem w ostatniej klasie. – próbowałam powiedzieć to w najbardziej uprzejmy sposób.
K: Ach, chodzicie do tej samej szkoły z Zayn’em?
J: Tak, ale do innych klas.
K: A co planujesz robić, gdy skończysz szkołę?
J: Jeszcze nie jestem do końca pewna. Pewnie pójdę na jakieś studia, ale co do kierunku, to jeszcze nie zdecydowałam. – zaśmiałam się.
K: To cudownie. A jak poznałaś Zayn’a?
To pytanie trochę zbiło mnie z tropu. Miałam powiedzieć, że poprosił mnie o podpalanie papierosa w jakiejś zapomnianej już ulicy Londynu w środku nocy? Chyba nie.
J: Na wycieczce szkolnej. Byliśmy w kinie i Zayn usiadł koło mnie. Potem umówiliśmy się w kawiarni i dalej to już potoczyła się samo. – zmusiłam się do szerokiego uśmiechu.
Kątem oka widziałam, że Zayn uśmiecha się lekko na moją odpowiedź. Chyba jest ze mnie zadowolony.
K: Ale romantyczne! A jak długo się już znacie? – kontynuowała przesłuchanie.
J: Jakieś 3 miesiące. – skłamałam.
Z: Mamo, może już koniec tych pytań?
K: Synku, przecież wiesz jak się cieszę, że w końcu znalazłeś sobie miłość życia.
Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale z grzeczności tylko się uśmiechnęłam.
Z: Tak, wiem.
Dalsza konwersacja dotyczyła mojego życia, zainteresowań, mojej przyszłości z Zayn’em. Tak, było bardzo ciekawie. W końcu tematy chyba się wyczerpały, bo zapadła cisza.
Z: To my już pójdziemy. – wstał od stołu.
K: Zostańcie na noc! Twój pokój jest nadal gotowy na przyjęcie gości, nic nie zmienialiśmy. – ach, czyli Zayn nie mieszka już z rodzicami.
Z: Nie, myślę, że to zły pomysł. Alex musi jutro iść do szkoły i takie tam.
Poczułam nagły przypływ odwagi. Chce mieć „prawdziwy udawany związek” , to będzie go miał.
J: A ja bardzo chętnie bym została. Jutro zajęcia zaczynają się od 11.00, myślę, że spokojnie zdążymy. – uśmiechnęłam się szeroko nie patrząc za Zayn’a.
K: Cudownie! To już idźcie na górę, a ja tu posprzątam. – odparła wniebowzięta.
Zayn złapał mnie mocno za rękę i pociągnął w stronę schodów. Popatrzyłam na niego kątem oka. Chyba nie był zbytnio zadowolony. Po wejściu na górę, otworzył drugie drzwi po lewej i wciągnął mnie do środka. Zamknął z hukiem drzwi i przyparł mnie do nich, kładąc ręce po obu stronach mojej głowy, na drewnianej powierzchni drzwi.

3 komentarze:

  1. Aaaaaaaaa! Co on jej zrobi, co on jej zrobi, co on jej zrobi?! Dawaj szybciutko siedem ;*
    CUDNY! <3
    Nie lubie Bob'a... XD
    Buziaki ;**

    + U mnie nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG! OMG! Nie mogę się doczekać! Ciekawe, co on wywinie? A może ją przeliże :D Haha - ja i moja wyobraźnia :D
    Nie mogę się doczekać następnej części! Dodaj jak najszybciej!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne, świetne, aż brak słów by to opisać. Czekam na kolejny i życzę weny do dalszego pisania ;P

    OdpowiedzUsuń